Gmina Brzozie ma takie długi, że powinna ogłosić upadłość. Ale prawo jej na to nie pozwala Gmina Brzozie w województwie kujawsko-pomorskim już prawie utonęła w powodzi długów. Dawno zgasły uliczne lampy. Brakuje pieniędzy nawet na straż pożarną. Gdy w Brzoziu budowano szkoły i drogi, sąsiedzi patrzyli z zazdrością. Na piękną podstawówkę, na salę gimnastyczną w Leźnie Wielkim oraz 30 km pięknie wyasfaltowanych dróg. Ale najbardziej zazdrościli nowiuteńkiego gimnazjum w samym sercu gminy, które kosztowało ponad 4 mln zł. Sąsiedzi zastanawiali się, skąd ubogie, rolnicze Brzozie, które ma ledwo 3,8 tys. mieszkańców, stać na takie inwestycje w ciągu kilku lat. Ale nawet oni nie przypuszczali, że gmina rozwija się na koszt Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. ZUS też nie wiedział. I przez trzy lata nawet niczego nie podejrzewał. Może by się nie zorientował do dzisiaj, gdyby nie II filar ubezpieczeniowy. – Z rocznych zestawień PZU Złota Jesień dowiedziałam się, że w 2001 r. nie przelano na moje osobiste konto II filaru 1154 zł .W 2002 r. brakowało mi już 2972 zł – wylicza Anna Raczkowska, kierowniczka Ośrodka Pomocy Społecznej w Brzoziu. Podobnie było u innych pracowników zatrudnionych przez gminę. Jednym brakowało mniej, drugim więcej. Prawie każdemu coś się nie zgadzało. – Pytaliśmy skarbniczkę, czy płaci za nas składki. Przysięgała, że płaci. I pokazywała zaświadczenia z ZUS o regularnym odprowadzaniu ubezpieczeniowej daniny – wspomina Raczkowska. Dzwonili też bezpośrednio do ZUS. A tam uspokajali, że to pewnie wada systemu komputerowego. – Na pewno wszystko się wyjaśni. Proszę czekać cierpliwie – powtarzali do znudzenia w brodnickim inspektoracie. Czekali, ale nagabywali wójta, Kazimierza Skowrońskiego, żeby w końcu coś zrobił z tym bałaganem. Aktorski popis? Na początku kwietnia ubiegłego roku wójt niespodziewanie zjawił się w brodnickim inspektoracie ZUS. – Zrobiłem awanturę. Waliłem ręką w stół i żądałem wyjaśnienia – opowiadał o tej wizycie Kazimierz Skowroński. Kilka godzin później zjawiła się tam skarbniczka z Brzozia, 37-letnia Jolanta Z., i na wieść o wcześniejszej wizycie wójta – niespodziewanie – przyznała się do fałszerstw i oszustw. Urzędniczki po prostu osłupiały. Nie chciały wierzyć własnym uszom. Okazało się, że skarbniczka przez trzy lata nie płaciła składek ubezpieczeniowych za gminnych pracowników. W zamian słała faksem sfałszowane dowody przelewów bankowych. Nikt nie dostrzegł różnicy ani nie doliczył się braków w kasie. Na podstawie fałszywek ZUS wystawiał pisma, że gmina Brzozie regularnie odprowadza składki ubezpieczeniowe. – Zawinili nasi ludzie – ocenia Anita Szytniewska, rzeczniczka prasowa ZUS w Grudziądzu, największą wpadkę swojego oddziału ostatnich lat. – Znali skarbniczkę i ufali jej. Nie sprawdzali, czy za faksowanymi potwierdzeniami przelewów idzie gotówka. I stąd całe nieszczęście. – Nic nie wiedziałem. Zawiodła moje zaufanie – przekonywał wszystkich Skowroński. – Naprawdę wierzycie, że wójt o niczym nie wiedział? – pytała dziennikarzy Jolanta Z. Ale nie chciała wtedy tłumaczyć, dlaczego urzędniczka z prawie 20-letnim doświadczeniem fałszuje dokumenty. Nie broniła się. Milczała. Dlatego wielu uwierzyło wójtowi, że to wszystko przez nią. A konto puste ZUS szybko podliczył, że Brzozie jest winne 2,3 mln zł. Razem z odsetkami – prawie 3 mln, czyli połowę rocznych przychodów gminy. W dodatku nie było z czego ściągnąć należności, bo się okazało, że konto jest puste. Skoro nie ma pieniędzy w ZUS ani na gminnym koncie, to gdzie one się podziały? – zastanawiała się prawie rok cała okolica. I bacznie obserwowała każdy ruch wyrzuconej z pracy Jolanty Z. Sąsiedzi nie zauważyli, żeby w ostatnich latach wiodło się jej lepiej. Owszem, założyła ogrzewanie olejowe w domku odziedziczonym po rodzicach, a wcześniej zmieniła samochód. – Ale to tylko zwykła skoda felicia. Gdyby tyle nakradła, kupiłaby sobie coś lepszego – ocenili. I czas pokazał, że mieli rację. Trwające prawie rok kontrole Regionalnej Izby Obrachunkowej w Bydgoszczy wykazały, że skarbniczka nie wzięła pieniędzy do swojej kieszeni. Te 2 mln zł tkwią w murach i wyposażeniu podstawówki, świetlicy, w sali gimnastycznej. Po prostu gmina co najmniej trzy lata żyła ponad stan. – Może to głupio zabrzmi, ale ja to wszystko robiłam dla dobra Brzozia. To było jakieś zaślepienie – tłumaczyła niedawno lokalnej