Jak wyprowadza się zyski z Polski
Wciąż nie ma skutecznego sposobu, by zatrzymać drenaż polskich firm przez ich zagranicznych właścicieli Jeden z najlepszych inspektorów skarbowych w Polsce poświęcił pół roku wyłącznie na to, by zbadać rozliczenia pewnej dużej firmy podejrzewanej o nielegalny transfer zysków za granicę. Pomagali mu współpracownicy. Podsumowaniem prac był elaborat liczący ponad 140 stron – i na tej podstawie fiskus zażądał zapłaty należnego podatku. Był to jednak dopiero pierwszy mały krok. Firma oczywiście odwołała się, sprawa trafiła do sądu – i będzie jeszcze długo przechodzić przez kolejne instancje. Efekt końcowy zaś wcale nie jest pewny. – Rzeczywiście, ściganie takich nadużyć to benedyktyńska robota – przyznaje Andrzej Kośmider z Ministerstwa Finansów. W ubiegłym roku zapowiedziano, że w strukturach kontroli skarbowej powstanie „brygada tygrysa” mająca ścigać przypadki wyprowadzania zysków z Polski. Na razie o efektach jej pracy głucho, a optymiści twierdzą, że być może pod koniec roku dowiemy się o wynikach pierwszych kontroli. Nadzieje są w każdym razie bardzo duże, bo nieuczciwe transfery zysków za pomocą tzw. cen transferowych uważane są za jeden z najważniejszych sposobów stosowanych przez cwanych przedsiębiorców, aby pozbawić budżet części należnych mu środków. Zagraniczne, więc drogie Mówiąc najprościej, proceder ów polega na tym, że działająca w Polsce spółka należąca do inwestora zagranicznego sprzedaje za granicę do centrali swoje produkty po nadzwyczaj niskiej cenie. Importuje zaś od firmy matki wszystko, co się da – za bardzo wysoką cenę (patrz ilustracja). Najchętniej kupowane są dobra niematerialne – różne analizy i ekspertyzy, usługi doradcze i menedżerskie, praca rozmaitych „specjalistów” z centrali zagranicznej – bo to najtrudniej wycenić i udowodnić nadużycia. Jednak nie tylko – w resorcie finansów często wspomina się klasyczny już przykład spółki, która za zainstalowanie lampek na biurkach kilkunastu pracowników zapłaciła firmie matce prawie 100 tys. dol. Według prof. Wacława Wilczyńskiego, przykładem takich działań są też praktyki stosowane przez Fiata, który każe płacić swoim polskim zakładom tak wysokie ceny za części potrzebne do montażu, że połykają cały zysk. W tej sytuacji nie dziwi ubiegłoroczna strata firmy, wynosząca 289 mln zł. Bardzo drogie na ogół są także kredyty udzielane przez zagraniczne spółki matki swoim polskim „córkom”. W ten właśnie sposób zyski wędrują za granicę, a koszty i straty zostają w kraju, osłabiając nasze przedsiębiorstwa mogące stanowić konkurencję dla zagranicznych inwestorów. Zdaniem Dariusza Rosatiego z Rady Polityki Pieniężnej, przypadki nielegalnego transferu zysków za granicę przez polskie firmy należące do zagranicznych korporacji są coraz częstsze. Świadczyć może o tym fakt, że rentowność spółek z kapitałem zagranicznym jest mniejsza niż średnia rentowność wszystkich polskich firm – mimo iż przedsiębiorstwa zagraniczne osiągają znacznie większą wydajność. Prof. Jan Macieja twierdzi więc, że sprawozdania statystyczne przedsiębiorstw nie informują rzetelnie o ich faktycznej rentowności. W istocie rentowność firm z wyłącznym udziałem kapitału zagranicznego wynosi ok. 1,8%, gdy tymczasem przedsiębiorstwa całkowicie polskie notują rentowność sięgającą 2,5%. Ciekawe, że im firma większa, tym gorzej. Spośród 1004 spółek, w których udział inwestorów zagranicznych przekracza milion dolarów, tylko 488 wykazuje jakiekolwiek zyski. – To po prostu kwestia, gdzie są lepsi księgowi – w urzędach skarbowych czy w dużych firmach. Wygląda na to, że w firmach. Tam im przecież lepiej płacą – twierdzi prof. Andrzej Wernik. Prof. Józef Rutkowski ocenia, iż od 1996 r. gwałtownie rośnie skala manipulacji cenami przez koncerny zagraniczne pragnące uniknąć płacenia podatku dochodowego. Można szacować, że tylko w latach 1997-1999 nasz skarb „podarował” firmom zagranicznym prawie 7 mld zł. Szacunki innych specjalistów są zróżnicowane – od 500 mln do (nawet!) 6 mld zł strat rocznie. Nie brak jednak i poglądów, że takie są właśnie nieuchronne skutki globalizacji, które należy przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza, bo koszty daremnej walki z podobnymi zjawiskami okażą się większe od efektów. Po ostatni grosz Słowem, chodzi o poważne sumy. Gdy jednak spróbować ustalić, dlaczego wiele największych zagranicznych firm działających w Polsce nie zapłaciło podatku dochodowego za rok 2000, to zawsze okazuje się, że są ku temu poważne powody. Procter & Gamble – zwolnienie podatkowe. Géant Polska – inwestycje, które zjadły