Bar Centralny w Nowej Hucie okazał się trwalszy niż pomnik Lenina W Nowej Hucie pamiątki po PRL-u są coraz cenniejsze. Biura turystyczne przebierają turystów w kufajki, wożą ich trabantami, pokazują mieszkania w blokach z ciemnymi kuchniami. Jak tu jednak wytłumaczyć turystom, że plac Centralny nosi dzisiaj imię Ronalda Reagana, że w dawnym sklepie Mody Polskiej sprzedawana jest używana odzież na wagę, że tętniący kiedyś życiem Międzynarodowy Klub Prasy i Książki zamieniony został w sklep spożywczy, a symbol Nowej Huty, jakim był kiedyś pomnik Lenina, został po cenie złomu sprzedany kolekcjonerowi osobliwości w Sztokholmie. Uczestnicy wycieczek stają więc na placu pośrodku alei Róż, w miejscu gdzie w latach 1973-1989 był pomnik Lenina, i dowiadują się, że po prawej stronie wodza rewolucji nie ma już restauracji Arkadia, gdzie przez wiele lat spotykali się hutnicy, a po lewej przetrwał do dziś pierwszy w Nowej Hucie bar mleczny Centralny, gdzie pierogi są takie same jak w 1956 r. Ten żywy zabytek PRL-u świetnie prosperuje, ma stałych klientów i ze swoją tradycyjnie polską kuchnią wygrywa konkurencję z fast foodami, snackami i McDonald’sem. Wspomnień czar Kierowniczka Centralnego, Lucyna Serafin, pracuje tu od 15 lat, ale wśród personelu są panie, które doskonale pamiętają czasy PRL-u. W ubiegłym roku odeszła na emeryturę szefowa kuchni po prawie 50 latach pracy w tym jednym barze. Czy rzeczywiście pierogi są takie same jak pół wieku temu? – Absolutnie takie same, ta sama receptura, wszystko robione ręcznie. Każdy pieróg jest inny, konsumenci muszą czuć odciski palców naszych pracownic. Gdybyśmy chcieli odgrzać pierogi mrożone, natychmiast przestaliby do nas przychodzić. Ludzie tęsknią za tradycyjną kuchnią domową. Tylko ciasto, które dawniej wyrabialiśmy ręcznie, robi nam maszyna. – A co zmieniło się na sali? – Niewiele. Okienka te same, lampy jak dawniej, na stołach ceraty. Nie ma tylko murku, przy którym można było siedzieć na wysokich krzesłach, i stoły są prostokątne, a nie kwadratowe. Książka życzeń i zażaleń niby jest, a niby jej nie ma, bo nie ma obowiązku trzymania jej na sali, ale gdyby ktoś chciał coś napisać, to udostępnimy. Nie ma wywieszki: „Dziękujemy za zwrot naczyń”, bo podobno nie można zmuszać konsumenta do wysiłku. Większość ludzi i bez wywieszki odnosi naczynia. Sztućce aluminiowe zostały zastąpione jednorazowymi. Tak więc problem kradzieży sztućców został rozwiązany, teraz klienci mogą je sobie zabierać do domów. Kasjerka Helena Markowicz w tym barze pracuje od 37 lat i też nie widzi większych zmian w jadłospisie, chyba poza tym, że w ostatnich latach poza typowymi daniami jarskimi pojawiły się też potrawy z mięsem. Natomiast zmienili się konsumenci. – Nigdy wcześniej nie widziało się takiej biedy jak obecnie. Siedząc za kasą, widzę tych ludzi, którzy zamawiają zupę za 1,20 zł i rezygnują, bo zabrakło im 5 groszy. Dużo osób prosi o pół zupy, pół drugiego dania, pół bułki. A za chwilę przychodzi konsument, którego stać na wszystko. Dawniej, za PRL-u, byli ludzie biedni i średnio zamożni. Teraz są bardzo biedni i bardzo bogaci. Po chwili sam obserwuję mężczyznę, który najpierw zajrzał do okienka przeznaczonego na zwrot naczyń i gdy tam nie znalazł nic do jedzenia, zaczął obserwować jedzących. Gdy zauważył, że jedna z pań zostawiła pół dania, podszedł i zapytał, czy może dokończyć. – A ludzie byli przekonani, że jak zlikwidują stojący przed naszym barem pomnik Lenina, to będą mieli dobrze – dorzuca kasjerka. – Lenina już nie ma, a bieda pozostała. I po co tyle walki o ten pomnik? Czasami przeżywaliśmy tu prawdziwą III wojnę światową – gaz, latające w powietrzu kamienie, krzyki, lanie wodą. Lenina zabrali, a bieda została. Obrońcy Lenina Gdy w 1956 r. otwierano bar mleczny Centralny, na placu przed barem były róże. W 1973 r., ok. 30 m od baru, stanął pomnik Lenina i można go było widzieć ze stolików przy oknach. Nikt z pracowników baru nie przypuszczał wtedy, co może przynieść takie sąsiedztwo. Gdy jednak w odległości kilkunastu metrów stanęła budka milicyjna, z której dzień i noc obserwowano teren, pracownice baru zrozumiały, że pomnik ten wymaga specjalnej troski. Mimo stałego czuwania co chwilę w barze komentowano kolejne
Tagi:
Leszek Konarski