Przychodzi CBA do Rydzyka

Na co kościelny oligarcha z Torunia przepuścił miliony państwowych złotych W środę 26 listopada br. na polecenie Prokuratury Krajowej funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego weszli do siedziby Fundacji Lux Veritatis Tadeusza Rydzyka. Agenci zarekwirowali i zabezpieczyli dokumenty w związku ze śledztwem dotyczącym wyprowadzania pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości. Chodzi o siedem umów na 21,5 mln zł, zawartych w latach 2017–2023 między fundacją a funduszem. Dyskusje ideologiczno-światopoglądowe Przedsiębiorczy redemptorysta np. za ponad 7 mln zł utworzył Centrum Ochrony Praw Chrześcijan, bo pod rządami PiS w tradycjonalistycznej i ultrakatolickiej Polsce, gdzie 90% obywateli identyfikuje się z religią rzymskokatolicką, katolicy byli rzekomo prześladowani. Kościelni aktywiści z COPC za prześladowanie uznali umieszczenie tęczowej flagi na figurze Chrystusa przed kościołem św. Krzyża w Warszawie, wizerunek Matki Boskiej z tęczową aureolą, marsze równości organizowane przez środowiska LGBT, edukację seksualną, plakat z wizerunkiem św. Faustyny promujący spektakl w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie, protesty przed kościołami w ramach Strajku Kobiet, a nawet zabójstwo księdza z Paradyża, choć zbrodnia ta nie miała podłoża religijnego. Zabójcą okazał się kościelny, przez lata oszukiwany i wyzyskiwany przez proboszcza. Wszystko wskazuje na to, że utworzenie COPC i dotacje z Funduszu Sprawiedliwości były skokiem na kasę. Miliony złotych nie trafiły do poszkodowanych przestępstwem chrystianofobii, bo przecież takich osób nie było, lecz zasiliły imperium kościelnego oligarchy. Jak wynika z raportu Najwyżej Izby Kontroli, prawie 3,3 mln zł poszło na sfinansowanie cyklu audycji „Rozmowy niedokończone”. Zdaniem NIK „poruszane w toku ww. audycji problemy i zagadnienia wykraczały poza tematykę przeciwdziałania przestępczości i dotyczyły szeroko pojętych kwestii światopoglądowych”, poza tym „audycja »Rozmowy niedokończone« stanowi jeden ze stałych punktów programu TV Trwam, a w trakcie realizacji umowy stacja emitowała inne, zbliżone tematycznie audycje, które nie były finansowane ze środków Funduszu Sprawiedliwości”. Według NIK oznacza to, że realizując zadania zlecone przez Zbigniewa Ziobrę, Lux Veritatis „nie musiała tworzyć nowych, unikatowych produktów”, „uzyskana dotacja bezpośrednio wspierała więc działalność statutową Fundacji Lux Veritatis”. Prawie 400 tys. zł Rydzyk przeznaczył na kampanie społeczne: „Czym dla Ciebie jest wiara?”, „Każdy ma prawo wierzyć”, „Każdy ma prawo do wolności myśli, sumienia i religii” oraz „Każdy ma prawo do wolności myśli, sumienia i religii. Reaguj”. Były to 30-sekundowe spoty emitowane w TV Trwam. Za niecałe pół miliona złotych stworzona została strona internetowa COPC, gdzie zamieszczono cztery „ekspercko-poradnikowe publikacje dotyczące zagadnień prawnych nt. ochrony prawno-karnej chrześcijan w Polsce oraz statusu prawnego rodziców i dzieci w procesie wychowania”. Koszt tych publikacji to skromne 100 tys. zł. Ponad 1,2 mln zł wydano na utworzenie Biura Sieci Pomocy Prawnej i Poradnictwa Obywatelskiego z siedzibą… Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Przychodzi CBA do Rydzyka
Kulisy stanu wojennego. Gra Jaruzelskiego

Przed kim kilkuset uzbrojonych komandosów broniło Okęcia 13 grudnia 1981 r. o godz. 6 na lotnisku Okęcie wylądowali żołnierze z 16. Batalionu Powietrznodesantowego 6. Dywizji. Batalion przejął lotnisko, zajął najważniejsze obiekty, żołnierze zablokowali pasy startowe, ustawiając na nich ciężarówki. Nie byli na Okęciu sami, wspomagali ich żołnierze 1. Batalionu Szturmowego z Dziwnowa. Gotowi do działań. Kilkuset najlepiej wyszkolonych w polskim wojsku komandosów broniło lotniska. Parę godzin wcześniej, o północy, 10. Batalion Powietrznodesantowy 6. DPD w sile 220 ludzi zajął budynki Telewizji Polskiej przy Woronicza w Warszawie oraz obsadził stację przekaźnikową na Pałacu Kultury i Nauki. To nie był przypadek. To było zaplanowane. Lotnisko w stolicy, stacja telewizyjna i łączność to punkty strategiczne, można rzec – najważniejsze, więc muszą być szczególnie chronione. I były. Oczywiście nie przed Solidarnością. Trudno przecież sobie wyobrazić, po co Solidarność miałaby zdobywać lotnisko. Nie mówiąc już o tym, jak to zdobywanie i ewentualna walka z komandosami mogłyby wyglądać. Odłóżmy te pomysły na bok. Nie o związkowców chodziło 13 grudnia, ale o siły znacznie lepiej wyszkolone, uzbrojone i bezwzględne. W tym czasie w polskim wojsku, w Sztabie Generalnym, doskonale zdawano sobie sprawę z wiszącej nad nami groźby interwencji wojsk Układu Warszawskiego. Wiedziano, że wojska te są przygotowane do wejścia, wiedziano też, z niemal stuprocentową pewnością, jak ta interwencja miałaby przebiegać. Dlatego plany stanu wojennego zakładały działania, które Rosjan i ich sojuszników miały zniechęcić do interwencji. Skąd wiedziano? Dla Wojciecha Jaruzelskiego i jego współpracowników metody działania Armii Radzieckiej, jej możliwości, były jak otwarta księga. Po pierwsze, wiadomo było, że Rosjanie przed inwazją przeprowadzają ćwiczenia bojowe. Tak było w 1968 r. podczas interwencji w Czechosłowacji. Wojska najpierw ćwiczyły w czerwcu w ramach operacji „Szumawa”. Dopiero później, w sierpniu, miała miejsce operacja „Dunaj”, niemal tożsama z ćwiczeniami wojskowymi. Plan interwencji w Polsce dowództwo MON poznało już w grudniu 1980 r., kiedy to w r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kulisy stanu wojennego. Gra Jaruzelskiego
Zabita, bo była kobietą

We Włoszech kobietobójstwo stało się odrębnym przestępstwem zagrożonym karą dożywocia. Korespondencja z Rzymu 25 listopada, w Międzynarodowym Dniu Eliminacji Przemocy wobec Kobiet, parlament dokonał historycznego aktu: Izba Deputowanych jednogłośnie zatwierdziła art. 577 bis Kodeksu karnego. Przepis ten uznaje, że zabójstwo kobiety motywowane dyskryminacją, z nienawiści, z potrzeby kontroli czy chęci dominacji albo w celu „ukarania” kobiety za odmowę, zakończenie relacji czy próbę odzyskania wolności nie jest już zwykłym zabójstwem, lecz zbrodnią o jednoznacznie zdefiniowanym charakterze. W ten sposób państwo przyznaje, że część aktów przemocy to nie przypadkowe tragedie, lecz brutalny wyraz uprzedzeń i nierówności, wymagają więc stanowczej odpowiedzi prawnej i społecznej. Jeszcze dekadę temu termin femminicidio funkcjonował głównie w środowiskach akademickich i w języku organizacji walczących o prawa kobiet. Dziś stał się nie tylko pojęciem medialnym, lecz także kategorią prawną, zmieniającą sposób postrzegania przemocy ze względu na płeć. Dotychczas sprawca zabijający kobietę dlatego, że jest ona kobietą, odpowiadał wyłącznie za zabójstwo – motywacja płciowa pozostawała w tle. Nowe przepisy zmieniają ten paradygmat: oprócz faktu odebrania życia podkreślają społeczne i genderowe źródła zbrodni. Definicja zaczerpnięta z Enciclopedia Treccani, włoskiej encyklopedii powszechnej, brzmi: „zabójstwo kobiety ze względu na to, że jest kobietą”. To sformułowanie znalazło odzwierciedlenie w tekście ustawy. „Oczywiście próba znalezienia odpowiedzi na rzeź, której jesteśmy świadkami – na życie odbierane poprzez tortury, pobicia czy stalking – to krok naprzód, który może dawać nadzieję. Ale tej drogi nie da się pokonać, opierając się wyłącznie na często nieskutecznej represji. Trzeba ją przejść wspólnie, z udziałem organizacji i stowarzyszeń, by naprawdę zrozumieć problem, od środka – napisała na blogu Roberta Bruzzone, psycholożka sądowa i kryminolożka, jako komentarz do decyzji parlamentu. – Kobiety potrzebują moralnej zmiany: stałej edukacji, zaczynającej się już w dzieciństwie, od szkoły, od budowania sieci wsparcia i solidarności, od świadomości zakorzenionej w zbiorowej mentalności, że zbrodnia przeciw kobiecie nie jest przestępstwem »drugiej kategorii« i nie można jej bagatelizować słowami: sama tego chciała”. Ustanowienie przestępstwa kobietobójstwa to symboliczne potwierdzenie tego, o czym organizacje kobiece mówią od lat. Nadanie mu rangi prawnej podkreśla wagę problemu i zobowiązuje państwo do prowadzenia spójnej polityki ochrony. W tle pozostaje jednak pytanie, które coraz częściej wybrzmiewa we włoskim społeczeństwie: dlaczego – mimo rosnącej świadomości i zaostrzania prawa – kobiety nadal giną z rąk tych, którzy powinni je chronić? Czyli byłych lub obecnych mężów, partnerów i narzeczonych. Dramatyczna plaga Po dwóch głośnych kobietobójstwach – śmierci Giulii Cecchettin i Giulii Tramontano – które na długie miesiące wstrząsnęły Włochami i wywołały falę protestów, wydawało się, że wreszcie coś się zmieni. 22-letnia Giulia Cecchettin zniknęła w nocy 11 listopada 2023 r., po wyjściu do centrum handlowego z byłym chłopakiem. Jej ciało owinięte w foliowe worki odnaleziono tydzień później, na dnie jaru. Filippo Turetta przyznał się do zbrodni. Motywem była zemsta za zerwanie. W grudniu 2024 r. sąd skazał go na dożywocie, a w październiku 2025 r., po wycofaniu apelacji, wyrok stał się prawomocny. Nie mniej wstrząsająca była historia 29-letniej Giulii Tramontano, będącej w siódmym miesiącu ciąży. 27 maja 2023 r. w jej mieszkaniu pod Mediolanem partner Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Zabita, bo była kobietą
1% Polaków ma 30% Polski. Jak to się stało?

W połowie 2025 r. przy ulicy Ryżowej 72 w Ursusie rozpoczęły się prace rozbiórkowe opuszczonej willi, która na początku lat 90. XX w. była dla stołecznej elity symbolem luksusu. Teren otaczały szpalery drzew. Na posesji znajdowały się basen, kort tenisowy i jacuzzi. Właścicielem owych rozkoszy był Leonard Praśniewski – w 1990 r. czwarty na liście najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost”. Był właścicielem firmy INTER KIM, Prywatnego Banku Komercyjnego Leonard SA oraz – wspólnie z Ireneuszem Sekułą i japońskimi inwestorami – linii lotniczej Polnippon Cargo. Dziś mało kto pamięta o nim i jego interesach. Błyskawiczne fortuny Praśniewski, podobnie jak Ryszard Krauze, Jan Kulczyk, Zygmunt Solorz czy „artyści biznesu” Bogusław Bagsik i Andrzej Gąsiorowski, należał do pierwszej fali polskich milionerów, którzy błyskawicznie się wzbogacili na początku transformacji ustrojowej. Jaka była tajemnica ich sukcesu? „Pierwszy milion dostałem od ojca”, powiedział w jednym z wywiadów Kulczyk. „Pierwszy milion trzeba ukraść”, rzekomo oświadczył premier Jan Krzysztof Bielecki. Według oficjalnej narracji fortuny, które powstały w latach 90., były nagrodą za przedsiębiorczość, odwagę i ciężką pracę. W rzeczywistości liczyły się dobre układy z przedstawicielami administracji państwowej. Fundamentem fortuny Zygmunta Solorza stała się przyznana mu w styczniu 1994 r. koncesja dla ogólnopolskiej Telewizji Polsat. Zapłacił za nią 10 mld ówczesnych złotych, czyli 1 mln zł po denominacji, co było kwotą nikczemnie skromną. Szybko zaczął zarabiać krocie na emisji reklam. W latach 1990-2004 przekształceniami własnościowymi objęto 7165 przedsiębiorstw państwowych. Część przejęli rodzimi biznesmeni. Nie zawsze w jasnych okolicznościach. Jeśli w 1990 r. 1% najbogatszych Polaków kontrolował od 5% do 8% majątku narodowego, a nierówności społeczne były jednymi z najniższych na świecie, to już w 2022 r., według World Inequality Report przygotowanego przez zespół znanego ekonomisty Thomasa Piketty’ego z Paris School of Economics, 1% najbogatszych Polaków kontrolował ok. 30,3% majątku narodowego. Jaka dziś jest wartość tegoż majątku narodowego? Niełatwo dokonać wyceny. Gdybyśmy zsumowali wszystkie składniki: wartość rynkową mieszkań, gruntów, infrastruktury państwowej, fabryk oraz oszczędności prywatnych Polaków, łączna wartość majątku Polski brutto przekraczałaby szacunkowo 12-15 bln zł. Oficjalna wartość „księgowa” netto, uwzględniana w międzynarodowych rankingach i pomniejszona o długi, wynosi ok. 7,4 bln zł (1,85 bln dol.). Pod tym względem zajmujemy 27. miejsce na świecie, wyprzedzając m.in. Austrię, Izrael i Portugalię. Ścieżki awansu Dziś, by trafić na listę 100 najbogatszych Polaków, trzeba mieć majątek o wartości ponad 1 mld zł. Szacuje się, że wartość dóbr zgromadzonych przez to grono wynosi 315 mld zł. To 9,26% PKB Polski za rok 2024. A przecież owa setka to wierzchołek góry lodowej. Rodzima elita majątkowa i finansowa jest znacznie liczniejsza. 1% populacji to 376 tys. osób. Kontrolują one wspomniane 30,3% majątku narodowego o wartości – zależnie od przyjętej metodologii liczenia – od 2,2 bln do 4 bln zł. Gdybyśmy wyobrazili sobie mapę Polski jako reprezentację całego bogactwa kraju, Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

1% Polaków ma 30% Polski. Jak to się stało?

Felietony Przeglądu

Wywiady Przeglądu

Klasyka Przeglądu

Kraj

Odpowiedź na polemikę przedstawicieli Stowarzyszenia Katechetów Świeckich Zaciekawiło mnie to, że w polemice z tekstem „35 lat religii w szkole i coraz szybsza laicyzacja” autorzy odnoszą się jedynie do tych tez, które są dla nich wygodne. Nie ma słowa o tym, jak nierówne jakościowo potrafią być lekcje religii. A przecież rozmawiałem o tej kwestii z praktykiem, który religii uczył. Polemiści mają też problem z przedstawianymi danymi o postępującej laicyzacji. Jest próba ich odwrócenia, swoich liczb jednak nie przytaczają. To duży błąd, bo czytelnicy „Przeglądu” nie dają się nabierać na kuglarskie sztuczki. Liczby nie kłamią – zlaicyzowana przyszłość jest nieuchronna. Nie traktujmy zatem nauczycieli religii jak górników. Nadszedł czas na przekwalifikowanie się. Według danych ZNP brakuje ok. 20 tys. nauczycieli, więc nie ma strachu. Autorzy twierdzą, że podlegają tym samym standardom dydaktycznym co inni nauczyciele – ciekawe jest sformułowanie, że są jacyś inni nauczyciele i nauczyciele religii. Zmiana może być o tyle trudna, że np. ucząc języka polskiego czy matematyki, trzeba będzie się trzymać programu nauczania ustalanego przez MEN. Takie podejście rozwiązuje jednak problem finansowy, chyba najważniejszy, skoro otwiera nadesłaną polemikę. Autorzy twierdzą, Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Przychodzi CBA do Rydzyka

Przychodzi CBA do Rydzyka

Na co kościelny oligarcha z Torunia przepuścił miliony państwowych złotych W środę 26 listopada br. na polecenie Prokuratury Krajowej funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego weszli do siedziby Fundacji Lux Veritatis Tadeusza Rydzyka. Agenci zarekwirowali i zabezpieczyli dokumenty w związku ze śledztwem dotyczącym wyprowadzania pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości. Chodzi o siedem umów na 21,5 mln zł, zawartych w latach 2017--2023 między fundacją a funduszem. Dyskusje ideologiczno-światopoglądowe Przedsiębiorczy redemptorysta np. za ponad 7 mln zł utworzył Centrum Ochrony Praw Chrześcijan, bo pod rządami PiS w tradycjonalistycznej i ultrakatolickiej Polsce, gdzie 90% obywateli identyfikuje się z religią rzymskokatolicką, katolicy byli rzekomo prześladowani. Kościelni aktywiści z COPC za prześladowanie uznali umieszczenie tęczowej flagi na figurze Chrystusa przed kościołem św. Krzyża w Warszawie, wizerunek Matki Boskiej z tęczową aureolą, marsze równości organizowane przez środowiska LGBT, edukację seksualną, plakat z wizerunkiem św. Faustyny promujący spektakl w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie, protesty przed kościołami w ramach Strajku Kobiet, a nawet zabójstwo księdza z Paradyża, choć zbrodnia ta nie miała podłoża religijnego. Zabójcą okazał się kościelny, przez lata oszukiwany i wyzyskiwany przez proboszcza. Wszystko wskazuje na to, że utworzenie COPC i dotacje z Funduszu Sprawiedliwości były skokiem na kasę. Miliony złotych nie trafiły do poszkodowanych przestępstwem chrystianofobii, bo przecież takich osób nie było, lecz zasiliły imperium kościelnego oligarchy. Jak wynika z raportu Najwyżej Izby Kontroli, prawie 3,3 mln zł poszło na sfinansowanie cyklu audycji „Rozmowy niedokończone”. Zdaniem NIK „poruszane w toku ww. audycji problemy i zagadnienia wykraczały poza tematykę przeciwdziałania przestępczości i dotyczyły szeroko pojętych kwestii światopoglądowych”, poza tym „audycja »Rozmowy niedokończone« stanowi jeden ze stałych punktów programu TV Trwam, a w trakcie realizacji umowy stacja emitowała inne, zbliżone tematycznie audycje, które nie były finansowane ze środków Funduszu Sprawiedliwości”. Według NIK oznacza to, że realizując zadania zlecone przez Zbigniewa Ziobrę, Lux Veritatis „nie musiała tworzyć nowych, unikatowych produktów”, „uzyskana dotacja bezpośrednio wspierała więc działalność statutową Fundacji Lux Veritatis”. Prawie 400 tys. zł Rydzyk przeznaczył na kampanie społeczne: „Czym dla Ciebie jest wiara?”, „Każdy ma prawo wierzyć”, „Każdy ma prawo do wolności myśli, sumienia i religii” oraz „Każdy ma prawo do wolności myśli, sumienia i religii. Reaguj”. Były to 30-sekundowe spoty emitowane w TV Trwam. Za niecałe pół miliona złotych stworzona została strona internetowa COPC, gdzie zamieszczono cztery „ekspercko-poradnikowe publikacje dotyczące zagadnień prawnych nt. ochrony prawno-karnej chrześcijan w Polsce oraz statusu prawnego rodziców i dzieci w procesie wychowania”. Koszt tych publikacji to skromne 100 tys. zł. Ponad 1,2 mln zł wydano na utworzenie Biura Sieci Pomocy Prawnej i Poradnictwa Obywatelskiego z siedzibą…

  8 grudnia, 2025
Jak olsztyńska Borussia przekraczała granice

Jak olsztyńska Borussia przekraczała granice

35 lat temu grupa entuzjastów stworzyła Wspólnotę Kulturową Borussia W czasie transformacji ustrojowej, gdy uwaga społeczeństwa skupiała się na sprawach materialnych, 18 osób z Olsztyna i okolic postanowiło założyć stowarzyszenie odwołujące się do zróżnicowanego dziedzictwa regionu i „budowania nowej wiedzy, nowej kultury i postaw życiowych” mieszkańców Warmii i Mazur, by zmierzać z tym wielokulturowym bogactwem w stronę zjednoczonej Europy. – Wcześniej praktycznie mówiło się o tym niewiele albo wcale, bo dominowała polityka budowania jednorodnego społeczeństwa. Bez wspominania, że do końca wojny były tu Prusy Wschodnie – podkreśla Kornelia Kurowska, przewodnicząca Wspólnoty Kulturowej Borussia. – Owszem, w takich filmach jak „Sami swoi” pojawiały się wątki przesiedlenia Polaków z ziem wschodnich na zachodnie i północne, ale bez naświetlenia, z czego ta migracja wynikała i jakie spowodowała konsekwencje – dodaje Ewa Romanowska, członkini zarządu stowarzyszenia. Prawdziwa eureka Obie kobiety kierują dziś Borussią, czyli stowarzyszeniem i utworzoną w 2006 r. fundacją, która kontynuuje i wspiera idee starszej organizacji. Ale zaczęły w niej działać kilka lat po starcie przedsięwzięcia nazwanego wówczas Wspólnotą Kulturową. Jej założycielami byli historyk prof. Robert Traba i poeta Kazimierz Brakoniecki. Ten pierwszy tak mówił w niedawnym wywiadzie prasowym: „Ja wymyśliłem ideę, a Kazimierz w pierwszym etapie wypełnił ją intelektualną treścią. A potem bywało zmiennie”. Tu wyliczył kilkanaście osób, które ich wspierały, w tym Iwonę Liżewską, niedawno zmarłego Wiktora Knercera, pisarkę i poetkę o białoruskich korzeniach Tamarę Bołdak-Janowską, poetkę Alicję Bykowską-Salczyńską oraz historyków Andrzeja Rzempołucha i Norberta Kasparka, a także Warmiaków Marię Anielską-Kołpę i prof. Huberta Orłowskiego. „Uważam, że wówczas powstanie i działanie Borussii były prawdziwą eureką. Nie mieliśmy żadnych wzorców, jedynie własną wiedzę, potrzebę tworzenia, kreatywnego działania. Mieliśmy też intuicję. Byłem przekonany, że mój pomysł musi się udać, skończy się sukcesem, nawet jeżeli okupiony gigantycznym wysiłkiem i niezamierzonymi błędami”, akcentował prof. Traba. Sama nazwa Borussia jest odniesieniem do historii regionu, Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

  8 grudnia, 2025
1% Polaków ma 30% Polski. Jak to się stało?

1% Polaków ma 30% Polski. Jak to się stało?

W połowie 2025 r. przy ulicy Ryżowej 72 w Ursusie rozpoczęły się prace rozbiórkowe opuszczonej willi, która na początku lat 90. XX w. była dla stołecznej elity symbolem luksusu. Teren otaczały szpalery drzew. Na posesji znajdowały się basen, kort tenisowy i jacuzzi. Właścicielem owych rozkoszy był Leonard Praśniewski – w 1990 r. czwarty na liście najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost”. Był właścicielem firmy INTER KIM, Prywatnego Banku Komercyjnego Leonard SA oraz – wspólnie z Ireneuszem Sekułą i japońskimi inwestorami – linii lotniczej Polnippon Cargo. Dziś mało kto pamięta o nim i jego interesach. Błyskawiczne fortuny Praśniewski, podobnie jak Ryszard Krauze, Jan Kulczyk, Zygmunt Solorz czy „artyści biznesu” Bogusław Bagsik i Andrzej Gąsiorowski, należał do pierwszej fali polskich milionerów, którzy błyskawicznie się wzbogacili na początku transformacji ustrojowej. Jaka była tajemnica ich sukcesu? „Pierwszy milion dostałem od ojca”, powiedział w jednym z wywiadów Kulczyk. „Pierwszy milion trzeba ukraść”, rzekomo oświadczył premier Jan Krzysztof Bielecki. Według oficjalnej narracji fortuny, które powstały w latach 90., były nagrodą za przedsiębiorczość, odwagę i ciężką pracę. W rzeczywistości liczyły się dobre układy z przedstawicielami administracji państwowej. Fundamentem fortuny Zygmunta Solorza stała się przyznana mu w styczniu 1994 r. koncesja dla ogólnopolskiej Telewizji Polsat. Zapłacił za nią 10 mld ówczesnych złotych, czyli 1 mln zł po denominacji, co było kwotą nikczemnie skromną. Szybko zaczął zarabiać krocie na emisji reklam. W latach 1990-2004 przekształceniami własnościowymi objęto 7165 przedsiębiorstw państwowych. Część przejęli rodzimi biznesmeni. Nie zawsze w jasnych okolicznościach. Jeśli w 1990 r. 1% najbogatszych Polaków kontrolował od 5% do 8% majątku narodowego, a nierówności społeczne były jednymi z najniższych na świecie, to już w 2022 r., według World Inequality Report przygotowanego przez zespół znanego ekonomisty Thomasa Piketty’ego z Paris School of Economics, 1% najbogatszych Polaków kontrolował ok. 30,3% majątku narodowego. Jaka dziś jest wartość tegoż majątku narodowego? Niełatwo dokonać wyceny. Gdybyśmy zsumowali wszystkie składniki: wartość rynkową mieszkań, gruntów, infrastruktury państwowej, fabryk oraz oszczędności prywatnych Polaków, łączna wartość majątku Polski brutto przekraczałaby szacunkowo 12-15 bln zł. Oficjalna wartość „księgowa” netto, uwzględniana w międzynarodowych rankingach i pomniejszona o długi, wynosi ok. 7,4 bln zł (1,85 bln dol.). Pod tym względem zajmujemy 27. miejsce na świecie, wyprzedzając m.in. Austrię, Izrael i Portugalię. Ścieżki awansu Dziś, by trafić na listę 100 najbogatszych Polaków, trzeba mieć majątek o wartości ponad 1 mld zł. Szacuje się, że wartość dóbr zgromadzonych przez to grono wynosi 315 mld zł. To 9,26% PKB Polski za rok 2024. A przecież owa setka to wierzchołek góry lodowej. Rodzima elita majątkowa i finansowa jest znacznie liczniejsza. 1% populacji to 376 tys. osób. Kontrolują one wspomniane 30,3% majątku narodowego o wartości – zależnie od przyjętej metodologii liczenia – od 2,2 bln do 4 bln zł. Gdybyśmy wyobrazili sobie mapę Polski jako reprezentację całego bogactwa kraju,

  8 grudnia, 2025
Każdy element jest ważny

Każdy element jest ważny

Kongres Zdrowie Polaków wywiera wpływ Trzy dni obrad: 17 debat, 18 paneli, 20 wykładów. I lista znakomitych gości: marszałek Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska, wicemarszałek Sejmu Monika Wielichowska, wicepremier, minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz, minister zdrowia Jolanta Sobierańska-Grenda. Plejada wiceministrów: zdrowia, rolnictwa, nauki, edukacji, szef NFZ i główny inspektor farmaceutyczny Łukasz Pietrzak. Podczas kongresu mogliśmy też wysłuchać wielu znakomitych profesorów. Wymieńmy chociażby prof. Renatę Górską, periodontolog, promującą holistyczne podejście do pacjenta, prof. Martę Podhorecką za działania na rzecz seniorów, prof. Marcina Moniuszkę za strategie dotyczące żywności i żywienia, profesorów Mariusza Gujskiego, dziekana Zakładu Zdrowia Publicznego WUM, i Wojciecha Załuskę, rektora Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, za to, jak tłumaczą, jak powinno wyglądać zdrowe społeczeństwo. Prof. Teresę Jackowską – za działania na rzecz walki z otyłością i niepełnosprawnością dzieci i dr Aleksandrę Lewandowską – za budowanie koalicji wsparcia na rzecz zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży. To wybór subiektywny, gdyż nie sposób było przysłuchiwać się wszystkim debatom, non stop, przez trzy dni. Taki był zamysł organizatorów – by sprawy zdrowia przedstawić szeroko, tłumaczyć, że zdrowie to nie tylko brak choroby, ale coś znacznie większego. Każdy element ma tu znaczenie – profilaktyka, edukacja, badania naukowe, nowoczesne rozwiązania i otoczenie społeczne oraz polityczne. Czy się udało? Władysław Kosiniak-Kamysz, który miał być przed południem, niespodziewanie musiał odwołać swój przyjazd. Nagrał jednak krótkie przesłanie i zapowiedział, że przyjedzie o godz. 16. Tak też się stało, dojechał do Kajetan, by zabrać głos i przysłuchiwać się dyskusji. Minister zdrowia Jolanta Sobierańska-Grenda podkreślała wyjątkową atmosferę tego wydarzenia. „Korzystamy z rekomendacji wypracowanych podczas poprzednich kongresów – mówiła. – Bardzo za to dziękuję”. Kongres był okazją do wymiany poglądów, zapoznania się z tendencjami, spojrzenia w przyszłość. Oto kilka tematów debat: Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

  1 grudnia, 2025
Wielki sponsor z Pcimia

Wielki sponsor z Pcimia

Za prezesury Daniela Obajtka z Orlenu w niejasnych okolicznościach wypływały setki milionów złotych Przed Sądem Okręgowym w Łodzi toczą się procesy wytoczone przez Orlen Danielowi Obajtkowi i Michałowi Rogowi o zwrot ponad 700 tys. zł, wydanych przez tych menedżerów ze służbowych kart kredytowych na prywatne zachcianki. Ulubieniec Jarosława Kaczyńskiego miał przepuścić ok. 160 tys. zł m.in. na wizyty w luksusowych restauracjach, korektę uzębienia i zabiegi medycyny estetycznej z użyciem botoksu, który sprawia, że twarz nabiera młodego wyglądu. Czy Obajtek zapisał się też na lekcje dobrych manier, gdzie oduczyłby się posługiwania rynsztokowym językiem, tego nie udało mi się ustalić. W sumie na tzw. koszty reprezentacji zarządu Orlenu w latach 2018-2023 wydano ok. 14,5 mln zł. Przeciętnie zarabiający Kowalski na takie pieniądze musiałby pracować jakieś 150 lat, ale gdy pisowscy nominaci już się dorwali do władzy, nie mieli żadnych hamulców w szastaniu nie swoją forsą, chociaż dostawali zawrotne wynagrodzenia. Tylko w 2023 r. Daniel Obajtek (absolwent technikum rolniczego i Prywatnej Wyższej Szkoły Ochrony Środowiska w Radomiu) zarobił ok. 1,7 mln zł, tj. o prawie 280 tys. zł więcej niż rok wcześniej. Orlen to największy koncern energetyczny w Europie Środkowo-Wschodniej, zatrudniający kilkadziesiąt tysięcy osób. Przychody i zyski firmy liczone są w miliardach złotych. Spółka zawsze była łakomym kąskiem dla polityków, którzy obsadzali ją swoimi zaufanymi ludźmi, nie zawsze o najwyższych kompetencjach, ale takiego „wybitnego” menedżera jak były wójt Pcimia jeszcze w historii Orlenu nie było (o zasługach Daniela Obajtka pisaliśmy m.in. w tekście „Dyzma Kaczyńskiego i stracone miliardy złotych”, „Przegląd” nr 18/2025). Ani równie gigantycznych wydatków na marketing, sponsoring, darowizny, doradców i prawników. Jeszcze w 2017 r., zanim Obajtek zasiadł w fotelu prezesa Orlenu, wspomniane koszty kształtowały się na poziomie ok. 200 mln zł. Od 2018 r. zaczęły gwałtownie rosnąć – z 255 mln zł do ponad 765 mln zł w 2023 r. Przez sześć lat rządów Obajtka w Orlenie wydano ponad 2,8 mld zł. Propagandziści i sportowcy W 2023 r. Najwyższa Izba Kontroli chciała sprawdzić, kto i na jakich zasadach korzysta z hojności prezesa Orlenu. Jednak ten nie wpuścił kontrolerów, zasłaniając się tajemnicą spółki. Tak naprawdę chodziło o to, żeby na jaw nie wyszły liczne nadużycia i szwindle. Pieniądze z Orlenu nie płynęły do przypadkowych osób. Kilkadziesiąt milionów złotych trafiało każdego roku do propisowskich mediów – głównie rządowej TVP oraz koncernów medialnych braci, Michała i Jacka Karnowskich oraz Tomasza Sakiewicza, zapewniających PiS wsparcie propagandowe. Naftowa spółka oprócz wykupywania reklam sponsorowała sztandarowe imprezy: „Sylwestera marzeń” TVP, galę Człowieka Wolności Tygodnika „Sieci” i galę Człowieka Roku „Gazety Polskiej”. Oczywiście honorowani przez wspierające PiS media byli wyłącznie politycy ówczesnej partii rządzącej, m.in. Jarosław Kaczyński, Mateusz Morawiecki, Mariusz Błaszczak, Andrzej Duda, Julia Przyłębska czy Piotr Gliński. W 2021 r. doszło do kuriozalnej sytuacji, gdy Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

  1 grudnia, 2025

Świat

Dr hab. Wiesław Szczęsny, Rada Naukowa PTE, em. prof. UW wszczesny@wz.uw.edu.pl, tel. 510-176-635 PTE – Zarząd Krajowy, ul. Nowy Świat 49, 00-042 Warszawa  

Bajka o dobrych Chińczykach

Bajka o dobrych Chińczykach

Państwo Środka ma coraz większe problemy z ukrywaniem imperialnych ambicji „Ta brudna głowa, która wychyla się i wtrąca w nie swoje sprawy, musi zostać odcięta”. Choć w ostatnich miesiącach z ust polityków niemal wszystkich krajów i opcji padały słowa jeszcze kilka lat temu trudne do wyobrażenia lub poważnego potraktowania, takie zdanie wciąż wzbudza kontrowersje. Zwłaszcza jeśli wypowiada je ktoś, kto przynajmniej nominalnie jest dyplomatą. A taką osobą jest Xue Jian, konsul generalny Chińskiej Republiki Ludowej w japońskiej Osace. W zacytowanym wpisie na platformie X odniósł się do nowej szefowej rządu w Tokio, Sanae Takaichi. Pierwsza w historii kobieta na tym stanowisku, polityczka ambitna, konserwatywna, ale też zdecydowana i dobrze odnajdująca się w dzisiejszych tendencjach do wyrazistych diagnoz i deklaracji, swobodnie płynie na fali ogromnej popularności. Według badań opinii publicznej z początku grudnia, cytowanych przez portal Nikkei Asia, pozytywną opinię na temat jej rządów ma 76% respondentów. Biorąc pod uwagę fakt, że jej poprzednik Shigeru Ishiba opuszczał urząd, kiedy społeczna satysfakcja była na poziomie poniżej 30%, jej wynik jest spektakularny – aczkolwiek jej rządy trwają zaledwie półtora miesiąca. Obrona? Tylko teoretyczna Sanae Takaichi ma sprecyzowane poglądy na wiele rzeczy, w tym na kwestię, którą w niedawnym przemówieniu do japońskiego parlamentu nazwała „egzystencjalną”, czyli bezpieczeństwo Tajwanu. Stwierdziła wówczas, że ewentualna inwazja Chin na wyspę mogłaby stanowić zagrożenie dla japońskiej państwowości, co z kolei uzasadniałoby uruchomienie „prawa do samoobrony”. To termin wprowadzony przez japońską legislaturę w 2015 r. jako swego rodzaju furtka militarna. Japonia, zdemilitaryzowana siłą przez aliantów po II wojnie światowej, teoretycznie nie ma sił zbrojnych – przynajmniej nie w tradycyjnym, zachodnim znaczeniu tego pojęcia. Tamtejsze jednostki, o znacząco ograniczonych zdolnościach zaczepnych, nazywane są właśnie samoobronnymi i na co dzień wykonują zadania, które trudno nazwać militarnymi. Pomagają w akcjach ratunkowych po katastrofach naturalnych, wspomagają ochronę wydarzeń publicznych i pilnują sytuacji na japońskich wybrzeżach. Zgodnie z obowiązującą od powojnia doktryną Japonia może więc się bronić, i to całkiem skutecznie – ale raczej krótko, operacje ofensywne w bieżącym układzie nie są zaś możliwe. Debata o remilitaryzacji Japonii przez lata pozostawała w dużej mierze teoretyczna, bo takie też były zagrożenia. Nawet nieustanna eskalacja działań nuklearnych ze strony Korei Północnej, przejawiająca się w regularnych testach rakiet, spadających do morza w połowie drogi między półwyspem a japońskimi wyspami, nie wywoływała paniki klasy politycznej w Kraju Kwitnącej Wiśni. Czasy jednak się zmieniły, także dla decydentów w Tokio. To nie Korea Północna, ale Chiny w największym Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

  8 grudnia, 2025
Zabita, bo była kobietą

Zabita, bo była kobietą

We Włoszech kobietobójstwo stało się odrębnym przestępstwem zagrożonym karą dożywocia. Korespondencja z Rzymu 25 listopada, w Międzynarodowym Dniu Eliminacji Przemocy wobec Kobiet, parlament dokonał historycznego aktu: Izba Deputowanych jednogłośnie zatwierdziła art. 577 bis Kodeksu karnego. Przepis ten uznaje, że zabójstwo kobiety motywowane dyskryminacją, z nienawiści, z potrzeby kontroli czy chęci dominacji albo w celu „ukarania” kobiety za odmowę, zakończenie relacji czy próbę odzyskania wolności nie jest już zwykłym zabójstwem, lecz zbrodnią o jednoznacznie zdefiniowanym charakterze. W ten sposób państwo przyznaje, że część aktów przemocy to nie przypadkowe tragedie, lecz brutalny wyraz uprzedzeń i nierówności, wymagają więc stanowczej odpowiedzi prawnej i społecznej. Jeszcze dekadę temu termin femminicidio funkcjonował głównie w środowiskach akademickich i w języku organizacji walczących o prawa kobiet. Dziś stał się nie tylko pojęciem medialnym, lecz także kategorią prawną, zmieniającą sposób postrzegania przemocy ze względu na płeć. Dotychczas sprawca zabijający kobietę dlatego, że jest ona kobietą, odpowiadał wyłącznie za zabójstwo – motywacja płciowa pozostawała w tle. Nowe przepisy zmieniają ten paradygmat: oprócz faktu odebrania życia podkreślają społeczne i genderowe źródła zbrodni. Definicja zaczerpnięta z Enciclopedia Treccani, włoskiej encyklopedii powszechnej, brzmi: „zabójstwo kobiety ze względu na to, że jest kobietą”. To sformułowanie znalazło odzwierciedlenie w tekście ustawy. „Oczywiście próba znalezienia odpowiedzi na rzeź, której jesteśmy świadkami – na życie odbierane poprzez tortury, pobicia czy stalking – to krok naprzód, który może dawać nadzieję. Ale tej drogi nie da się pokonać, opierając się wyłącznie na często nieskutecznej represji. Trzeba ją przejść wspólnie, z udziałem organizacji i stowarzyszeń, by naprawdę zrozumieć problem, od środka – napisała na blogu Roberta Bruzzone, psycholożka sądowa i kryminolożka, jako komentarz do decyzji parlamentu. – Kobiety potrzebują moralnej zmiany: stałej edukacji, zaczynającej się już w dzieciństwie, od szkoły, od budowania sieci wsparcia i solidarności, od świadomości zakorzenionej w zbiorowej mentalności, że zbrodnia przeciw kobiecie nie jest przestępstwem »drugiej kategorii« i nie można jej bagatelizować słowami: sama tego chciała”. Ustanowienie przestępstwa kobietobójstwa to symboliczne potwierdzenie tego, o czym organizacje kobiece mówią od lat. Nadanie mu rangi prawnej podkreśla wagę problemu i zobowiązuje państwo do prowadzenia spójnej polityki ochrony. W tle pozostaje jednak pytanie, które coraz częściej wybrzmiewa we włoskim społeczeństwie: dlaczego – mimo rosnącej świadomości i zaostrzania prawa – kobiety nadal giną z rąk tych, którzy powinni je chronić? Czyli byłych lub obecnych mężów, partnerów i narzeczonych. Dramatyczna plaga Po dwóch głośnych kobietobójstwach – śmierci Giulii Cecchettin i Giulii Tramontano – które na długie miesiące wstrząsnęły Włochami i wywołały falę protestów, wydawało się, że wreszcie coś się zmieni. 22-letnia Giulia Cecchettin zniknęła w nocy 11 listopada 2023 r., po wyjściu do centrum handlowego z byłym chłopakiem. Jej ciało owinięte w foliowe worki odnaleziono tydzień później, na dnie jaru. Filippo Turetta przyznał się do zbrodni. Motywem była zemsta za zerwanie. W grudniu 2024 r. sąd skazał go na dożywocie, a w październiku 2025 r., po wycofaniu apelacji, wyrok stał się prawomocny. Nie mniej wstrząsająca była historia 29-letniej Giulii Tramontano, będącej w siódmym miesiącu ciąży. 27 maja 2023 r. w jej mieszkaniu pod Mediolanem partner

  8 grudnia, 2025
Mirafiori do kasacji

Mirafiori do kasacji

Przemysł motoryzacyjny Włochom odjechał Przemysł motoryzacyjny we Włoszech przeżywa poważny kryzys i odnotowuje najgorsze wyniki w historii. Włoska Federacja Pracy (Fiom-Cgil) opublikowała raport dotyczący skali sprzedaży w przemyśle samochodowym od stycznia do września br., który pokazuje opłakany stan tego sektora. Nawet sprzedaż modelu cieszącego się dużą popularnością, czyli Fiata Pandy, zaczyna zwalniać. Jak Turyn przestał być sercem motoryzacji Nigdzie problemy europejskiego przemysłu samochodowego nie są tak widoczne jak w Turynie – tutaj bowiem mieści się Mirafiori, niegdyś prężnie się rozwijająca, flagowa fabryka Fiata. Turyn nazywano włoskim Detroit. Tu, w Piemoncie, w północno-zachodniej części kraju, 125 lat temu został założony Fiat – Fabbrica Italiana Automobili Torino, Włoska Fabryka Samochodów w Turynie. Przez dekady Turyn był centrum europejskiego przemysłu samochodowego, a Fiat stał się największą włoską firmą. W 1967 r., u szczytu cudu gospodarczego, fabryka Mirafiori zatrudniała 52 tys. pracowników i produkowała 5 tys. samochodów dziennie. Mawiano, że Fiat i Włochy to jedno. Turyński koncern urósł do rangi symbolu, kolejne rządy wspierały go i ratowały. Jego właściciele, rodzina Agnelli, uchodzili za niekoronowanych królów Włoch, którzy ukształtowali historię tego kraju w XX w. Rodzina, która nie tylko stworzyła motoryzacyjne imperium, lecz także miała wpływy w mediach, polityce i jest właścicielem drużyny piłkarskiej Juventus. Pod koniec lat 70. XX w. Turyn miał 800-900 tys. mieszkańców. Fiat zatrudniał 60 tys. pracowników. Przynajmniej jedna osoba w każdym gospodarstwie domowym pracowała dla firmy, czy to w fabryce Mirafiori, Lingotto, Chivasso lub Rivalta, czy w innej z tysięcy fabryk kontrolowanych przez rodzinę Agnellich. Turyński gigant przejmował bowiem w XX w. dziesiątki włoskich firm, jedna po drugiej. Aż do 2021 r., kiedy połączył się ze zdominowanym przez Francuzów koncernem PSA (Peugeot, Citroën i Opel/Vauxhall), tworząc grupę Stellantis. Pracują na pół gwizdka Ale to już odległe wspomnienia. Obecnie produkcja jest rekordowo niska. Połowa z 3 mln m kw. terenu fabryki została opuszczona, a większość z 33 bram, przez które niegdyś ciągle napływali pracownicy, nie była otwierana od lat. Obecnie Mirafiori produkuje elektryczne wersje Fiata 500 i zatrudnia ponad 2,8 tys. osób, które pracują w skróconym wymiarze godzin ze względu na mały popyt w Europie na samochody zasilane akumulatorami. W odpowiedzi na kryzys kierownictwo koncernu zdecydowało o przeniesieniu produkcji prestiżowych modeli Maserati GranTurismo i GranCabrio z fabryki Mirafiori z powrotem do Modeny. Zakład w Modenie jest uznawany za bardziej odpowiedni, ponieważ w przeciwieństwie do fabryki turyńskiej nie jest przystosowany do produkcji masowej. Zakład Mirafiori został zamknięty, choć od czasu do czasu jest otwierany ponownie – tak jego pracownicy opisują obecną sytuację, którą Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

  1 grudnia, 2025
Lewica złożona do trumny

Lewica złożona do trumny

Po wyborach w Ameryce Łacińskiej przestał obowiązywać porządek międzynarodowy Ostatni etap tego procesu miał miejsce dwa tygodnie temu, kiedy w pierwszej turze chilijskich wyborów prezydenckich triumfowali komunistka Jeannette Jara oraz skrajnie prawicowy radykał José Antonio Kast. Różnica głosów między nimi była niewielka, Jara zdobyła niecałe 27%, Kast – 24%. W chilijskim systemie, gdzie urzędujący prezydent nie może się ubiegać o natychmiastową reelekcję, takie wyniki są dość typowe. Druga runda z reguły rozstrzygana była na korzyść tego kandydata, który ostatecznie wydał się bardziej przekonujący szerokiemu jak na Amerykę Łacińską centrum i zamożnej klasie średniej. Oznaczało to, że prezydentem zostawał albo ktoś z demokratycznej koalicji Concertación, zrzeszającej wszystkich od socjaldemokracji po chadecję, albo konserwatysta wywodzący się ze środowiska prawicowego, niemniej jednak dystansującego się od dziedzictwa brutalnej dyktatury Augusta Pinocheta. W tym roku po raz pierwszy w historii głową państwa w Chile zostanie ktoś, kto nie reprezentuje żadnego z tych bloków, a przede wszystkim żadnej z tych wartości. Gdy ten numer „Przeglądu” trafi do rąk czytelników, wybory będą już rozstrzygnięte, aczkolwiek kto konkretnie z tej dwójki zostanie prezydentem, jest do pewnego stopnia wtórne. Ważniejszy jest trend, pokazujący proweniencję ideologiczną kandydatów. Chile – barometr nastrojów Kast nie jest bowiem ucywilizowanym konserwatystą, to postpinochetowski radykał, rehabilitujący dyktaturę na każdym kroku. Kiedy w 2018 r., mieszkając w Santiago de Chile, umawiałem się z nim na wywiad, był politykiem z marginesu, popieranym zaledwie przez 8% wyborców, lecz od tego czasu – podobnie jak wielu innych skrajnie prawicowych polityków – przebił się do głównego nurtu. Nie dlatego, że – jak działo się to dawniej – spiłował pazury i ograniczył radykalność przekazu. Wręcz przeciwnie, to polityka i społeczeństwo przesunęły się w jego kierunku, bo Kast stoi dokładnie tam, gdzie stał zawsze. Wtedy, wiosną 2018 r., opowiadał mi w swoim skromnym biurze o obawach wobec przyszłości narodu. Zapytany, dlaczego w referendum trzy dekady wcześniej głosował za utrzymaniem się Pinocheta przy władzy, a więc przeciwko demokratycznym wyborom, pokrętnie tłumaczył, że „obawiał się marksistów niszczących chilijskie uniwersytety i rodziny”. Marzyła mu się całkowita delegalizacja rozwodów i pełen zakaz aborcji, chciał – i nadal chce – przewodniej roli religii i Kościoła w życiu społecznym Chilijczyków. W kolejnych wyborach, w 2021 r., pierwszą turę już nawet wygrał, choć ostatecznie musiał uznać dość znaczące zwycięstwo późniejszego prezydenta, Gabriela Borica. Przez kolejne cztery lata atakował rząd i młodego prezydenta, który w kampanii był jeszcze pełnym nadziei rewolucjonistą, ale już po zwycięstwie, a przed zaprzysiężeniem, zaczął porzucać bardziej radykalne postulaty. Wtedy świat patrzył na Chile z ogromną nadzieją, bo było autentycznym laboratorium przyszłości. Sam tej frazy nie lubię i staram się jej nie używać, bo jest dla Ameryki Łacińskiej dość krzywdząca. Sugeruje, że mieszkańcy tego regionu mogą sobie niemal bezkosztowo eksperymentować na żywym organizmie, jakim są ich demokracje, a reszta świata będzie po prostu się przypatrywać i ewentualnie naśladować co ciekawsze rozwiązania. Na początku obecnej dekady jednak w Chile działo się dokładnie to. Masowe protesty społeczne obaliły rząd Sebastiána Piñery, wymusiły próbę zmiany konstytucji, przyniosły projekt najbardziej progresywnej ustawy zasadniczej w dziejach ludzkości, a z Borica zrobiły latynoską wersję platońskiego „filozofa na tronie”. Pięć lat później z tego entuzjazmu społecznego nic już prawie nie zostało, Boric odchodzi z urzędu z poparciem jedynie 30% elektoratu, projekt konstytucji ostatecznie został odrzucony, a dodatkowo Chile zaczęło mieć problemy, których nie miało nigdy wcześniej. Masowa imigracja, wywołana kryzysem w Wenezueli i działalnością gangów przemytników ludzi. Przestępczość zorganizowana, objawiająca się wzrostem liczby przestępstw z użyciem broni palnej czy kradzieży samochodów, która wkroczyła na ulice Santiago, dotychczas pod wieloma względami uznawanego za oazę spokoju dla klasy średniej i wyższej. Do tego gospodarka rozwijająca się słabiej od oczekiwań i niewielkie perspektywy wzrostu. Z jednej strony, nie powinno to dziwić, bo większość demokracji na świecie zmaga się z tymi problemami. Z drugiej – nikt ich do końca nie rozwiązał, a wszędzie stanowią paliwo dla pozostających w opozycji, a więc niemogących się wykazać w rządzeniu radykałów. W ostatnich latach Kast zaczął więc normalizować przemoc w swoich wypowiedziach, fantazjując chociażby o wykopaniu wilczych dołów na północnych granicach kraju, co miałoby skutecznie odstraszyć gangsterów chcących szmuglować narkotyki i ludzi do Chile. Przestał Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

  1 grudnia, 2025
Pożytki z Łukaszenki

Pożytki z Łukaszenki

Mińsk jest żywotnie zainteresowany zakończeniem wojny Choć Białoruś prowadzi politykę nieprzyjazną wobec Polski, to coraz wyraźniej widać, że realną alternatywą dla Aleksandra Łukaszenki w okresie rządów Władimira Putina mogłaby być rosyjska flaga powiewająca nad Twierdzą Brzeską. Podejrzewani o dywersję obywatele Ukrainy mieli przekroczyć granicę w Terespolu. Na Białorusi agenci rosyjskich służb specjalnych mogą czuć się bezpiecznie, choć niekoniecznie tak dobrze jak w Moskwie. W miniony poniedziałek rosyjska dziennikarka komentująca w telewizji państwowej RTR incydent w Polsce stwierdziła, że miesiąc wcześniej Donald Tusk poparł ataki Ukrainy na obiekty w głębi Rosji, co mogło sugerować, że próba terroru na polskich torach była reakcją na wypowiedź polskiego premiera w wywiadzie dla „Sunday Times” o prawie Ukraińców do atakowania obiektów związanych z Rosją w dowolnym miejscu w Europie. Zareagował na nią rzecznik rosyjskiego prezydenta Dmitrij Pieskow: „Słowa Tuska powinny przede wszystkim zostać wysłuchane w Brukseli i europejskich stolicach. Na miejscu Europejczyków każdy rozsądny człowiek miałby obawy, czy warto pozostawać w tak bliskim sojuszu z państwem, które usprawiedliwia terroryzm i broni prawa innych państw do działań terrorystycznych”. Ta opinia zasługiwałaby na uwagę, gdyby nie fakt, że padła z ust reprezentanta państwa terroryzującego codziennie ludność Ukrainy. W przeciwieństwie do Rosji Białoruś nie jest zainteresowana eskalacją wojny. Sprowadzony przez polskich liberalnych demokratów do roli kołchozowego pastucha i podnóżka Moskwy Aleksander Łukaszenka nigdy oficjalnie nie uznał aneksji Krymu, choć mógłby za to dostać sowitą nagrodę. To Mińsk był miejscem, w którym prowadzono rozmowy i podpisywano porozumienia mające zakończyć konflikt na wschodzie Ukrainy. W Białorusi odbywają się manewry wojskowe mające demonstrować braterstwo broni z Rosją, lecz gdy w lutym 2022 r. Rosjanie zaatakowali Ukrainę, także z terytorium Białorusi, Łukaszenka nie wydał swojej armii rozkazu marszu na Kijów. Dementując informacje o udziale białoruskich wojsk w inwazji, prezydent przyrzekł, że nigdy nie wyśle żołnierzy na Ukrainę. I dotrzymuje słowa. Putin ściąga mięso armatnie nie z „bratniej” Białorusi, lecz z Korei Północnej. To Kim Dzong Un, a nie Łukaszenka buduje „święte sanktuarium poświęcone nieśmiertelności prawdziwych patriotów”, czyli poległych w walkach w Ukrainie. Mińsk jest żywotnie zainteresowany zakończeniem wojny, które nie będzie oznaczało Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

  24 listopada, 2025

Kultura

AKTUALNOŚCI

Więcej
Aktualne

Wigilia pierwszy raz dniem wolnym od pracy

Już od tego roku, Wigilia jest dniem wolnym od pracy. To długo wyczekiwana zmiana, która ułatwi życie milionom pracowników w całej Polsce. Do tej pory dla wielu z nas Wigilia była dniem pracy i to pracy podwójnej. Jedno to praca zawodowa,

Aktualne Od czytelników

Listy od czytelników nr 50/2025

Prywatyzacja edukacji w natarciu Ciekawa jestem poziomu nauczania w domach. I co z identyfikowaniem się takich dzieci z rówieśnikami? Co z socjalizacją społeczną? Mam mieszane uczucia. Małgorzata Markiewicz Zamiast brać przykład z najlepszych, np. z Finlandii, staczamy się po równi pochyłej. Znakomicie potwierdza to felieton prof. Widackiego o nieukach, nie wiadomo po co marnujących czas i pieniądze (swoje – pal diabli, ale dlaczego publiczne?) na różnych „uczelniach”. Janusz Mikołaj Kowalski Stronnictwo długiego trwania Waldemar Pawlak jest bardzo sprytnym politykiem, który nie o jedną, ale o dwie głowy przerasta większość obecnej sceny politycznej w Polsce. Generalnie ta nasza scena polityczna to tragedia. Intelektualne miernoty, od prawa do lewa. Pawlaka zdecydowanie zaliczam do pierwszej ligi, a nawet do politycznej ekstraklasy. Damian Paweł Strączyk Jeśli dobrze pamiętam, to PSL rzadko widzi wrogów, z tym zastrzeżeniem, że widzi ich chyba wyłącznie w koalicjach rządzących, które współtworzy. Czy koalicjant jest z prawa, czy z lewa, czy z centrum, wydaje się najmniej istotne. Ważne, żeby był. Michał Błaszczak Czy naprawdę musimy wycierać ręce świeżo ściętym drzewem? Brzmi jak żart, ale to rzeczywistość, którą od lat akceptujemy. Na polskim rynku trwa ciche, ale poważne zjawisko: zdecydowana większość dostępnego na rynku papieru toaletowego i ręczników papierowych powstaje wyłącznie z celulozy, czyli z bezpośredniej wycinki lasów. Produkty zawierające makulaturę są marginesem, a często nie ma ich w ogóle na sklepowych półkach. (…) Na tym tle jeszcze bardziej rażący jest fakt, że produkty z czystej celulozy – powstające w całości z wycinki lasu – są oznaczane jako „eco”, mimo że ich główny surowiec nie ma nic wspólnego z ekologią. To manipulacja konsumentem i przykład greenwashingu w najczystszej postaci. (…) W dobie elektryfikacji, gospodarki obiegu zamkniętego i presji na ograniczenie emisji dwutlenku węgla fakt, że tak podstawowy produkt powstaje niemal wyłącznie z dziewiczego drewna, brzmi jak ponury żart. Tym bardziej że makulatura jest dostępna, tańsza, a technologia pozwala na jej bezpieczne wykorzystanie. To skandal. Skandal, że w 2025 r. jednorazowy produkt kupowany codziennie przez miliony ludzi powstaje w sposób sprzeczny z zasadami zrównoważonego rozwoju. Skandal, że konsument nie ma dostępu do podstawowej informacji o składzie produktu i źródle surowca (…). Skandal, że branża może bezkarnie naklejać zielone liście na opakowania, choć w środku znajduje się produkt pochodzący wyłącznie z wycinki lasów. (…) Las Wycinany Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Notes dyplomatyczny

Kandydat, który się podoba

Wypomniał nam jeden z czytelników, że piszemy o prof. Janie Stanisławie Ciechanowskim, który jest spoza MSZ i jedzie na stanowisko ambasadora, a pomijamy zawodowych dyplomatów. OK, napiszmy więc o zawodowcach. Na tej samej komisji, na której prezentowana była osoba prof. Ciechanowskiego, przedstawiany był Marcin Kubiak, kandydat na ambasadora w Kenii. To rzeczywiście zawodowy dyplomata, choć wykształcenie ma nietypowe jak na MSZ, jest bowiem lekarzem, skończył Akademię Medyczną w Warszawie i przez rok pracował w szpitalu. To było dawno, jeszcze w pierwszej połowie lat 90. Potem rozpoczął studia w KSAP, no i jako ksaper trafił do dyplomacji. Tu znalazł sobie miejsce – jako specjalista od Afryki. I zapewniło mu to ciekawą karierę. Zaczynał w ambasadzie w Nairobi. Potem wrócił do centrali, następnie został wysłany jako ambasador do Zimbabwe, później był ambasadorem w RPA. Wrócił do kraju, był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego. A w lipcu 2015 r. uzyskał nominację na ambasadora w Malezji. I to jest rzecz interesująca – ponieważ PiS pamiętało mu ministrowanie w rządzie Ewy Kopacz, Witold Waszczykowski z Kuala Lumpur go odwołał, zdecydowanie przed terminem. Ewidentnie chodziło o to, by mu pokazać, że jest w niełasce, po jego powrocie do Warszawy bowiem placówka w Malezji przez wiele miesięcy pozostawała nieobsadzona. I wreszcie wysłano na nią ściągniętego z emerytury 68-letniego Krzysztofa Dębnickiego, byłego ambasadora w Mongolii i Pakistanie, a przede wszystkim orientalistę i dziennikarza. Co ciekawe w tej sytuacji, Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Przebłyski

Karol Modzelewski – Bielany pamiętają

Karol Modzelewski powrócił do Warszawy z Wrocławia w roku 1995. Zwolnił się etat mediewisty na Uniwersytecie Warszawskim, mógł więc wrócić na swój uniwersytet. Wrócił, zamieszkał na Bielanach, w bloku robotników z Huty Warszawa. Bielany pamiętają swojego profesora. Burmistrz dzielnicy Grzegorz Pietruczuk wystarał się o mural autorstwa Wilhelma Sasnala, wymalowany na jednym z bielańskich bloków, oraz tablicę pamiątkową umieszczoną przed domem, w którym Modzelewski mieszkał. Ostatnio zaś, razem z Instytutem Narutowicza, zorganizował okolicznościową sesję z okazji 88. rocznicy urodzin profesora. Mogliśmy go wspominać. Wielką postać polskiej lewicy. Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Przebłyski

Bańka w chińskim basenie

Czy Witold Bańka, prezes WADA, polegnie na Chińczykach? A wyrok wykona Travis T. Tygart, szef USADA, amerykańskiej agencji antydopingowej? Domaga się on audytu w Światowej Agencji Antydopingowej. Zarzuca Bańce zamiecenie pod dywan dopingu, czyli 23 pozytywnych wyników testów u chińskich pływaków w czasie pandemii. Nie zbadano im próbek B. Nikogo nie zawieszono. Nikogo nawet nie przesłuchano. Urzędnicy WADA są objęci dochodzeniem amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości. Także Bańka. Zarzuca się mu, że w sprawie dopingu chińskich pływaków blisko współpracował z wiceprezes z Chin Yang Yang. Coś ukrywają. Boją się publicznej konfrontacji i odpowiedzi na zarzuty Amerykanów. Może Bańka przypomni sobie słowa Ziobry, kiedyś partyjnego kolegi, że niewinni nie mają czego się bać. Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Promocja

Więcej
Promocja

Kalkulacja kosztów – czy bloczki fundamentowe to tanie rozwiązanie?

Artykuł sponsorowany Koszty budowy fundamentów to kluczowy element w planowaniu każdej inwestycji budowlanej. Wybór odpowiednich materiałów ma niebagatelne znaczenie zarówno dla trwałości, jak i ekonomiczności projektu. Bloczki fundamentowe zyskały na popularności ze względu na swoją funkcjonalność oraz możliwość

Promocja

Kolejne obniżki stóp procentowych – dokąd popłynie kapitał?

Artykuł sponsorowany Spadki stóp procentowych ponownie zmieniają równowagę na rynku oszczędności i inwestycji. Dla wielu osób to moment, który wymusza przegląd portfela i ocenę, czy dotychczasowe strategie mają jeszcze sens. Niższe oprocentowanie to niższe odsetki, słabsza ochrona

Promocja

Skąd się wzięła popularność Dziadka do orzechów w tradycji bożonarodzeniowej?

Artykuł sponsorowany Dziadek do orzechów. Większość z nas doskonale go zna, ale mało kto, zdaje sobie sprawę z tego, jak to się stało, że jest tak mocno zakorzeniony w tradycji bożonarodzeniowej. Przeczytaj, dlaczego to jeden z najbardziej charakterystycznych elementów świąt. Krótka

Promocja

Moduły LED w praktyce – co warto o nich wiedzieć przed zakupem?

Artykuł sponsorowany Oświetlenie LED dominuje dziś w segmencie komercyjnym i stopniowo wypiera tradycyjne źródła światła również w zastosowaniach domowych. Czym właściwie są moduły LED i dlaczego warto uwzględnić je podczas planowania instalacji oświetleniowej? Moduły LED to gotowe

Promocja

Dzierżawa drukarek bez zobowiązań – sprawdź elastyczne rozwiązania dla biznesu!

Artykuł sponsorowany Dzisiaj prowadzisz małą firmę z dwoma pracownikami, za pół roku masz już pięcioosobowy zespół, a za rok być może będziesz otwierać kolejny oddział. W takiej rzeczywistości coraz więcej przedsiębiorców stawia na elastyczną dzierżawę drukarek