Tak brzmią pierwsze słowa pieśni śpiewanej przez polskich zesłańców, wyrzuconych brutalnie ze swych „gniazd” nocą z 10 na 11 lutego. Pieśni ułożonej w wagonie jednego z pierwszych transportów podążających w daleką, syberyjską głuszę. A potem nuconej przez kolejne pokolenia sybirackich rodzin. Zresztą do dziś. Działo się to na wschodnich rubieżach przedwojennej Rzeczypospolitej w 1940 r. Wryły się te słowa z całą mocą w pamięć Zbigniewa Dominy, podówczas 10-letniego chłopca, który wraz z całą swoją rodziną odbył tę koszmarną wygnańczą tułaczkę, aby ją po przeszło półwieczu opisać i zamknąć w epopei zesłańczej pt. „Syberiada polska”. Zrobił to dla siebie, dla najbliższych, dla towarzyszy niedoli ze swego baraku w Kaluczem, dla dziesiątków tysięcy wygnańców z innych miejsc, rozrzuconych po bezkresnych terenach Syberii i Kazachstanu. Wreszcie dla szerokiej rzeszy czytelników w Polsce i za granicą. Niedawno ukazało się kolejne obcojęzyczne wydanie „Syberiady”, tym razem słowackie. Wcześniej było ukraińskie, francuskie i rosyjskie. Sybir – groźny symbol katorżniczej tragedii – wniknął do naszej pamięci narodowej już w wieku XIX. Ale z całą złowieszczą mocą wrócił z ostatnią światową wojną. Także w powieści Zbigniewa Dominy, i to w niepowszedniej, epickiej skali. Przedstawia w niej autor dzieje całej wioskowej wspólnoty, przewiezionej już w pierwszym etapie stalinowskiej akcji w głąb syberyjskiej tajgi i osadzonej w gromadnym właśnie obozie pracy przymusowej. Od gehenny trwającego niemal w nieskończoność transportu, poprzez pięcioletni okres łagrowy, wiedzie autor opowieść o losach tej grupy, pod wieloma względami reprezentatywnej dla mozaiki etnicznej dawnych Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej, ukazuje jej zróżnicowanie (wchodzą w jej skład Polacy, Żydzi, Niemcy, Ukraińcy), a także wewnętrzne napięcia, konflikty i umacniające się w tych ekstremalnych warunkach szczere braterstwo; załamania czy wręcz zdrady i akty niezłomnego heroizmu. Łagier jest szczególnego typu probierzem szczerości ludzkich postaw i siły charakterów, najtrudniejszą z możliwych szkołą życia. Bardzo przekonujące jest splatanie się losów zesłańców i „tubylców” – zarówno Rosjan, jak i Buriatów czy przedstawicieli innych syberyjskich nacji, a tkanka uczuciowa tych związków wręcz urzeka liryzmem. Powieść Zbigniewa Dominy jest najcenniejszym dokonaniem pisarskim tego autora i najpełniejszym ze stworzonych dotychczas obrazów literackich syberyjskiego wariantu zesłańczych losów Polaków. Druga część epopei Dominy, zatytułowana „Czas kukułczych gniazd”, jest właściwie bezpośrednią kontynuacją „Syberiady”, zarówno jeśli chodzi o tematykę, jak i styl. Największą wartością powieści jest szerokie i wnikliwe zobrazowanie procesu wtapiania się przybyszów w nową dla nich sytuację cywilizacyjną, obyczajową, społeczną i polityczną, kształtującą się na „zachodnich kresach” Polski w pierwszym okresie powojennym. I proces ten obejmuje uchodźców czy też przesiedleńców z różnych stron. „Czas…” jest również pod wieloma względami odkrywczy. Ukazuje z wielką pisarską szczerością i odwagą tragedię niemieckiej ludności Ziem Odzyskanych. Ludność ta w dużej części zbiegła jeszcze przed nadejściem Armii Czerwonej i Wojska Polskiego, ponosząc w toku tej ewakuacji wielkie straty i rozliczne cierpienia. Literatura polska te bolesne dla naszego sumienia sprawy całkowicie przemilczała – i jest wielką zasługą Zbigniewa Dominy, że ukazał je uczciwie i bez zafałszowań. Wreszcie dopełnieniem syberyjskiej dylogii Dominy jest „Tajga” – dwa obszerne opowiadania będące jej swego rodzaju suplementem. Pisarz wszakże ma prawo do aneksów, tworzących dla zasadniczej kompozycji epickiej szerszy kontekst. Druga z zamierzonych w tym tomie opowieści („Tamtego lata w Kajenie”) jest takim właśnie uzupełnieniem do ostatnich rozdziałów „Syberiady”. Pierwsza („Tajga”) jest zaś wprowadzeniem do tych wątków „Czasu kukułczych gniazd”. W sumie epopeja Dominy uzyskała przez to nowe karty ważne dla zrozumienia napięć psychicznych i dramatów ludzi odbywających skazańczą i przesiedleńczą odyseję XX w. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Jacek Marciniak