Kto jest najbardziej wpływowym człowiekiem w Polsce? Prezydent? Premier? Szef służb specjalnych? Marszałek Sejmu? Jakaś szara eminencja? Może największe wpływy ma wielki biznes? A może ludzie Kościoła katolickiego, mającego w Polsce rząd dusz? W systemach autorytarnych, zbudowanych na zasadzie piramidy, odpowiedź na pytanie, kto jest najbardziej wpływowy, jest stosunkowo prosta – liczy się dyktator i jego dwór. A w demokracji? Tu określenie, kto jest wpływowy, a kto nie, jest bardziej skomplikowane, bo władza, wpływy, są rozproszone. Podzielone między najważniejsze ośrodki. W demokracji swoją część władzy i wpływów mają prezydent, premier, ministrowie. Ale i biskupi, osoby cieszące się powszechnym autorytetem, ludzie kultury i nauki, ludzie mediów. A także związkowcy, popularne postaci, ważni urzędnicy. Każda z tych osób coś może. Ale jednocześnie sama zależna jest od innych. Te wszystkie ograniczenia powodują, że układając listę stu najbardziej wpływowych Polaków, nie mogliśmy kierować się jedynie listą najważniejszych funkcji w państwie. Na życie publiczne wpływają ideolodzy tłumaczący, w którym kierunku społeczeństwo ma się rozwijać i co uznawać za słuszne, a co za złe, politycy organizujący dla danych spraw społeczne poparcie i przekuwający je na język ustaw. Wpływowi są również reprezentanci ważnych grup nacisku. No i biznes, który buduje dla wszystkich działań niezbędne zaplecze. Żeby sytuację uczynić bardziej klarowną, układając naszą listę, nie uwzględnialiśmy wielkich Polaków, mieszkających poza krajem – przede wszystkim Jana Pawła II, a także Zbigniewa Brzezińskiego i Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Nie uwzględnialiśmy również ważnych i wpływowych cudzoziemców, mieszkających i pracujących w Polsce, takich jak ambasadorowie najważniejszych państw oraz szefowie wielkich zachodnich firm. Natomiast staraliśmy się uwzględnić wszystkich innych – i tych z pierwszych stron gazet, i szare eminencje, pracujące w zaciszu gabinetów. W polityce role są rozdzielone. AWS-owski minister skarbu, Andrzej Chronowski, może dziś swymi decyzjami wywołać burzę w największych polskich firmach typu Orlen czy PZU, wpływając na losy tysięcy ludzi. Z drugiej strony, jest Jacek Kuroń, który od paru lat sporadycznie bierze udział w życiu publicznym, ale ma wciąż taką siłę, że jednym wystąpieniem może ukształtować publiczny pogląd na najważniejsze w Polsce sprawy. Mamy też Jana Kulczyka, numer 1 na liście najbogatszych ludzi w Polsce, dobrze znającego siłę swoich pieniędzy i potrafiącego ją wykorzystać. Ale i Jurka Owsiaka, który raz do roku gra Orkiestrą Świątecznej Pomocy, kształtując naszą wrażliwość i poczucie wspólnoty. Są na naszej liście partyjni bankierzy, jak Marek Kasza z AWS czy Edward Kuczera z SLD, ludzie nie pokazujący się w świetle telewizyjnych kamer, ale wykonujący działania, bez których nie można wyobrazić sobie życia politycznego. Ale są również i biskupi odpowiedzialni nie tylko za nasze zbawienie, lecz także kształtujący postawy milionów Polaków. Są ministrowie kierujący wielką państwową machiną. Oraz politycy opozycji. Bo system polityczny w Polsce, w obecnym układzie sił, jest taki, że naprawdę niewiele już spraw da się przeforsować wbrew woli opozycji. Na naszej liście jest więc i siła pieniądza, i siła argumentów, i siła aparatów partyjnych. I trzeba było te wszystkie siły zważyć, sprowadzić do wspólnego mianownika, porównać. Wiedząc przy tym, że ma się do czynienia z materią bardzo ulotną. Trzy lata temu Marian Krzaklewski i Jerzy Buzek mogli bez wielkich trudności przeforsować ideę czterech reform. Teraz nie dość, że zderzyliby się z wetem prezydenta, to pewnie i w oczach opinii publicznej oraz w łonie własnych ugrupowań nie zyskaliby dla tego rodzaju pomysłów akceptacji. Trzy lata temu prezydent Kwaśniewski starał się o ułożenie jakiegoś modus vivendi z koalicyjną większością. Dziś po tym, jak 54% Polaków wybrało go na głowę państwa w pierwszej turze, a 76% rodaków deklaruje zaufanie do niego, prezydent jest absolutnym arbitrem na naszej scenie i jego rola znacznie wykracza poza niewielkie uprawnienia, które wyznacza mu konstytucja. Nasza obecna lista dotyczy więc sytuacji tu i teraz – ze stycznia 2001 r. Mamy świadomość, że rok temu wyglądałaby ona inaczej i inaczej wyglądać będzie w styczniu 2002 r. Że są i będą na niej osoby twardo zakorzenione w naszym życiu publicznym, jak choćby prymas Glemp czy prezydent Kwaśniewski i polityczne meteory, gwiazdy jednego sezonu.
Tagi:
Robert Walenciak