Nowy prezydent Ukrainy rozpoczyna rządy w atmosferze entuzjazmu, ale czekają go zadania na miarę… Herkulesa Ci, którzy go na Ukrainie kochają – a takich jest wielu – są przekonani, że „ich Wiktor” przeprowadzi Ukrainę przez Morze Czerwone od obecnego stanu powszechnej korupcji, nadużyć władzy i codziennej biedy do krainy szczęśliwości na wzór tej z filmowej „Dynastii”, a więc wypisz, wymaluj prawie dokładnie w zgodzie z marzeniami tysięcy Polaków sprzed 15 lat, z roku 1989. Kiedy więc Wiktor Juszczenko przeprowadzi się już w tym tygodniu na stałe do siedziby prezydentów niepodległej Ukrainy, Pałacu Maryjskiego, stanie przed nie lada wyzwaniem. Ma być dla Ukrainy Mesjaszem i zarazem Herkulesem czyszczącym rodzimą stajnię Augiasza. Społeczeństwo oczekuje od niego paradoksalnie i porządnej roboty, i… cudu. Na dodatek Ukraińcy, rozkołysani nadziejami i względną łatwością, z jaką ich pomarańczowa rewolucja wygrała – „bez kropli krwi rozlanej na kijowskim Majdanie” – ze starym reżimem oczekują efektów prezydentury Juszczenki szybko, a mówiąc wprost – znacznie szybciej, niż to możliwe. Twierdzą tak wszyscy znawcy Ukrainy. M.in. prof. Margot Light z London School of Economics, która ostrzega, że „Juszczenko nie może zmarnować pierwszych stu dni na urzędzie”, bo Ukraińcy chcą sukcesu „natychmiast”. Co zatem jest pilne dla Ukrainy i samego Juszczenki, co jest ważne i z czym przyjdzie się zmierzyć nowemu prezydentowi od razu? Rejestr takich spraw do załatwienia można by rozpisać na kilkunastu stronach, ale tutaj zasygnalizujmy dwanaście najważniejszych prac, z jakimi będzie musiał sobie poradzić lider pomarańczowej rewolucji w 2005 r. Spełnić ludzkie oczekiwania Po pierwsze więc Wiktor Juszczenko musi, najszybciej jak to możliwe, udowodnić swoim rodakom, że coś w ich państwie zmienia się na lepsze wraz z nową władzą. Ukraińska rewolucja rozkołysała nadzieje na zachodni standard życia „już niebawem”, choć równocześnie chyba prawie nikt ze zwolenników Juszczenki nie łączył tego (i nadal nie łączy) z perspektywą ciężkiej – i wieloletniej! – pracy oraz wyrzeczeniami, jakie stoją na tej drodze przed Ukrainą. Jeśli wyborcy nie otrzymają dowodów zmiany, mogą łatwo się odwrócić i od Juszczenki, i od symbolizowanej przez niego idei marszu ku Europie i demokracji. Zachować jedność Reżim Janukowycza i Kuczmy obaliła – egzotyczna w gruncie rzeczy – luźna koalicja skupiająca różne grupy: od nacjonalistów i wielkoukraińskich szowinistów przez prozachodnich liberałów po klasycznych socjalistów. Zjednoczeni w walce przeciw byłej władzy dziś sojusznicy Juszczenki już zaczynają się spierać – na razie o fotel premiera, do którego ręce publicznie wyciąga przede wszystkim Julia Tymoszenko (której nie chce na tym stanowisku Wiktor Juszczenko). W perspektywie jest wielka debata na temat reform w gospodarce i podział stanowisk, czyli politycznych łupów, pomiędzy frakcje obozu Juszczenki. „Nowy prezydent musi być magikiem lub cudotwórcą, żeby to wszystko posklejać”, napisała Katherina Wolczuk z Uniwersytetu w Birmingham. Jak ułożyć się z Rosją Moskwa zezem patrzy na zwycięstwo Juszczenki, bo Kreml kibicował Janukowyczowi. Ale zimna wojna nie jest potrzebna ani Rosji, ani Ukrainie. Nawet (urażony sukcesem kijowskiej opozycji) Władimir Putin wezwał ostatnio do „pragmatyzmu”, gdyż „nic nie może zastąpić wymiany gospodarczej między obu krajami” (która zwiększyła się tylko w ub.r. o 5 mld dol. osiągając poziom 17 mld dol.). Juszczenko ze swojej strony zapowiada od dawna, że w pierwszą oficjalną zagraniczną podróż pojedzie – symbolicznie – do Moskwy, ale wcześniej ma jednak być dzień w Strasburgu (Europa!), potem na obchodach wyzwolenia Auschwitz (spotkanie z Aleksandrem Kwaśniewskim) i w Davos, co może przewrażliwionych Rosjan zirytować. Kremlowi nie podoba się też fakt, że nowy Kijów krytycznie odnosi się do członkostwa Ukrainy we Wspólnej Przestrzeni Gospodarczej (WPG), razem z Rosją, Białorusią i Kazachstanem, akcentując zgodę na strefę wolnego handlu, ale nie na unię celną czy walutową. Czyli potencjalne spory gotowe. A co z Polską? Byliśmy wielkim wsparciem dla Ukrainy, a bez mediacji Aleksandra Kwaśniewskiego poprzedni reżim pewnie nie oddałby władzy bezkrwawo. Zadry trudnej, wspólnej historii pokryte zostały wzajemną sympatią. Ale czy to wystarczy na dłużej? W obozie Juszczenki są także antypolscy nacjonaliści. Sam prezydent – jeśli ludzie będą szukać „winnego” (nieuniknionych) błędów nowej władzy – może być kuszony mirażem łatwego wskazania na… Polaków, którzy już podżyrowali, trochę
Tagi:
Mirosław Głogowski