Zbigniew Góra walczy o ogromne odszkodowanie za trzy lata aresztu „Żadna kwota nie odda mi ani jednego dnia”, zastrzegł Zbigniew Góra, wyjaśniając dziennikarzom powody wystąpienia do sądu o odszkodowanie za niesłuszny areszt. Chce 17 mln zł za prawie trzy lata spędzone w celi. W tym czasie odeszła od niego żona z dwójką dzieci, która nie wytrzymała obciążenia psychicznego. Wszystkie oszczędności Zbigniewa Góry i żony poszły na adwokatów i utrzymanie. Posypały się też życiowe plany młodych ludzi, którzy zbierali pieniądze na własny interes – małą rodzinną pizzerię. Zbigniew Góra najciężej wspomina rozłąkę z najbliższymi, z żoną i matką. Nie mógł widywać synów ani z nimi rozmawiać. Zostały mu tylko listy. Żona mówiła im, że tata wyjechał za granicę do pracy, a on był niedaleko, niesłusznie zamknięty. Dzieci zobaczył dopiero po trzech latach. Kiedy widział je ostatni raz, miały po dwa i pięć lat. To miał być najpiękniejszy okres ich dzieciństwa. Sukces prokuratury Przez cztery miesiące śledztwo nie mogło ruszyć z miejsca, ale w końcu znalazł się świadek, który zeznał, że taki telefon sprzedał mu Zbigniew Góra. Wiedział kto, bo sprzedający, zgodnie z prawem, musiał się wylegitymować dowodem osobistym. Również córka zamordowanej przypomniała sobie, że w dniu zabójstwa Góra był u jej matki. W końcu jest sukces, prokuratura może postawić zarzuty. Zbigniew Góra zostaje zatrzymany. Rok po tragedii rozpoczął się proces. Miał charakter poszlakowy, bo dowody nie wskazywały jednoznacznie na oskarżonego, a on konsekwentnie odmawiał przyznania się do winy. Prokuratura triumfuje i Sąd Okręgowy w Lublinie w marcu 2006 r. wydaje wyrok 25 lat więzienia. Jestem za granicą Działania prokuratora od początku były wspierane przez lokalne, brukowe i ogólnopolskie media. Sukces lubelskich organów ścigania trafił nawet do programu „997”, gdzie poinformowano, że lubelska policja zatrzymała groźnego przestępcę. W atmosferze nagonki, zaszczucia i wielu znaków zapytania Góra o godność i prawdę musiał walczyć sam. W tym czasie odeszła od niego żona z dwójką dzieci, która nie wytrzymała obciążenia psychicznego. Wszystkie oszczędności Zbigniewa Góry i żony poszły na adwokatów i utrzymanie. Posypały się też życiowe plany młodych ludzi, którzy zbierali pieniądze na własny interes – małą rodzinną pizzerię. Zbigniew Góra najciężej wspomina rozłąkę z najbliższymi, z żoną i matką. Nie mógł widywać synów ani z nimi rozmawiać. Zostały mu tylko listy. Żona mówiła im, że tata wyjechał za granicę do pracy, a on był niedaleko, niesłusznie zamknięty. Dzieci zobaczył dopiero po trzech latach. Kiedy widział je ostatni raz, miały po dwa i pięć lat. To miał być najpiękniejszy okres ich dzieciństwa. Poszlaki Jeszcze w 2006 r. Sąd Apelacyjny w Lublinie uchylił orzeczenie sądu rejonowego i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. W trakcie drugiego postępowania świadek, któremu Góra sprzedał telefon, zaczął mataczyć i wycofał się z wcześniejszych zeznań. Aparat był co prawda tej samej marki, ale innego typu. A to nie to samo. Krew i pot z miejsca przestępstwa również jednoznacznie nie wskazywały na oskarżonego. Góra był z wizytą u ofiary w dniu zabójstwa, bo, jak wyjaśniał, wynajmował od niej mieszkanie. Był umówiony, chciał przełożyć termin zapłaty czynszu. To wszystko. Nie miał żadnego motywu, ale miał alibi. Był w pracy. Zatrzymano go cztery miesiące po morderstwie; w tym czasie ani nie uciekał, ani nie robił jakichkolwiek ruchów, które wskazywałyby na jego winę. Pozostawiony na miejscu zbrodni zegarek Haliny B., na którym znaleziono krew, jako dowód zabezpieczono dopiero po trzech miesiącach, kiedy ślady uległy już zatarciu. A badania genetyczne przeprowadzone przez biegłych wykazały później, że mogły statystycznie należeć do co 20. mężczyzny mieszkającego w południowej Polsce. Na ten fakt w uzasadnieniu ostatecznego wyroku uniewinniającego w 2007 r. powołał się sędzia Lech Lewicki. Była minister sprawiedliwości Barbara Piwnik, komentując ten przypadek w programie „Państwo w państwie” (Polsat, 30 marca br., po rozpoczęciu procesu o odszkodowanie), powiedziała, że w sprawach poszlakowych, skomplikowanych dowodowo, nie wystarczą do oskarżenia „jedna czy dwie poszlaki. To musi być zamknięty, nierozerwalny łańcuch poszlak, który wskazuje na to, że inna równie prawdopodobna wersja nie jest możliwa”. W tej sprawie prokuratorzy innych wersji nie zbadali. Dlaczego Zabita lekarka uchodziła w Lublinie za osobę wyjątkową: wspaniały laryngolog, dobry człowiek,
Tagi:
Artur Zawisza