Archiwum

Powrót na stronę główną
Aktualne Notes dyplomatyczny

O czym zapomniał Czaputowicz

Jacek Czaputowicz, minister spraw zagranicznych w latach 2018-2020, zaatakował Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego, pytając ich na łamach „Rzeczpospolitej”, czy chcą tworzyć politycznie neutralną służbę zagraniczną, czy też korzystać z systemu łupów i kierować na placówki zasłużonych w walce z PiS polityków i emerytów z Konferencji Ambasadorów RP. Na czym ma polegać ta zmiana jakościowa, o której tyle słyszeliśmy? 

Prezydent Duda z kolei zapowiedział, że nie zgodzi się na nominacje ambasadorskie proponowane przez Sikorskiego. Zwłaszcza na Bogdana Klicha, którego uznał za współwinnego katastrofy smoleńskiej, no i nie zgodzi się na wyjazd do Rzymu Ryszarda Schnepfa, bo jego ojciec brał udział w obławie augustowskiej.

Innymi słowy, 14 nazwisk, które trafiły do konwentu, ciała, w którym uzgadniane są nominacje ambasadorskie, zawisło w powietrzu. W ten sposób prezydent ogłosił, że złamie konstytucję, obligującą go do współdziałania w polityce zagranicznej z rządem. Bo on współdziałać nie zamierza.

Co z tego wszystkiego wynika? Po pierwsze, że Jacek Czaputowicz ma amnezję – to jego rząd przekształcił Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Ministerstwo Synekur dla Zasłużonych. I to on sam wysyłał Annę Marię Anders, byłą pisowską senator i minister, wówczas lat 69, na ambasadora do Włoch. A wcześniej na tę funkcję posłał Konrada Głębockiego, posła PiS, który po paru tygodniach z ambasadorowania zrezygnował. On też pchał na siłę Tomasza Szatkowskiego, wiceministra od Antoniego Macierewicza, żeby został ambasadorem przy NATO. Dwukrotnie zgłaszał jego kandydaturę. O tym, że był miłym wykonawcą pomysłów dyrektora generalnego Andrzeja Papierza, już nie ma co wspominać. 

Czaputowicz może tego nie rozumie, ale po tym, co robił w MSZ, nie ma mandatu do recenzowania polityki kadrowej Sikorskiego. Sam fakt, że był bardziej gołębi od Zbigniewa Raua, niewiele tu zmienia.

Nieprzyzwoitością jest też atakowanie Konwentu Ambasadorów, który tworzą i emeryci, i dyplomaci z MSZ przez PiS wyrzuceni. Mądrzej byłoby korzystać z ich wiedzy. Ale PiS uważało, że kto nie z PiS, ten wróg.

Po drugie deklaracja Dudy pokazuje, że Sikorski – który próbował przez pół roku jakoś z prezydentem się dogadać – po prostu przemarnował ten czas. Pół roku trzymał na stanowiskach ambasadorskich ludzi, którzy swoje nominacje zawdzięczali PiS i którzy wciąż czują się z PiS związani. Wiedziano o tym również w krajach ich pobytu, więc w ważnych sprawach byli pomijani. A po co trzymać za granicą, za pieniądze podatników, atrapy ambasadorów i konsulów? Nie lepiej byłoby ich odwołać i w sytuacji takiego resetu, gdy fakty już się dokonały, próbować porozumienia z Dużym Pałacem?

Sikorski nie ma więc wyjścia. Jeśli chce być poważnie traktowany także w swoim ministerstwie, musi zwijać do kraju ludzi PiS. Łącznie z tymi ze stanowisk nieambasadorskich. Bo jak za nieprzyzwoitość uznano apele Czaputowicza i pogróżki Dudy, tak też odbierana była jego bezczynność.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura Wywiady

Kamperem przed siebie

Każdy potrzebuje być szczęśliwy na własnych warunkach.


Agnieszka Kokowska – autorka zdjęć filmowych, reżyserka, edukatorka. Absolwentka Szkoły Filmowej w Katowicach na kierunku realizacja obrazu filmowego. Jej pełnometrażowy film dokumentalny „W stronę słońca” (2024) uczestniczył właśnie w 43. Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych Młodzi i Film.

W kinach od 19 lipca.


Bohaterowie twojego filmu dokumentalnego „W stronę słońca” – Kasia i Robert z trójką dzieci – zapragnęli zmiany. Porzucili dostatnie życie w Warszawie, sprzedali dom, kupili kamper i wyruszyli w świat. W czasie seansu nie dawało mi spokoju, czy zamienili wygodę na niewygodę, czy odwrotnie.
– Jak chcesz coś zmienić w swoim życiu na lepsze, to dosyć kontrowersyjnym pomysłem może być zamknięcie się w bardzo małej przestrzeni kampera z całą rodziną. Człowiek zostaje bez bieżącej wody w kranie i bez regularnego, comiesięcznego dochodu. Ale jak się głębiej zastanowić, to ta przestrzeń jest teraz nieograniczona, bo ich salon otwiera się na plażę, las, ocean, wszystko, co dookoła. Oni żyją przecież nie tylko w środku kampera, ale także na zewnątrz. Mają ogródek, o którym wielu z nas marzy, mieszkając w zatłoczonym mieście.

Marzyliśmy o nim w czasie pandemii!
– Zwłaszcza gdy pojawiły się absurdalne przepisy zakazujące wchodzić do lasów i parków. Myślę, że pandemia zmieniła życie wielu osób, którym zaczęło ono płynąć trochę spokojniej, co wywołało refleksje. We mnie pandemia wyzwoliła ogromną kreatywność. Możliwe, że bez niej bym się twórczo nie obudziła. 

Mam ADHD i gdy miałam dużo obowiązków, nie potrafiłam sobie poukładać pewnych rzeczy. Byłam przebodźcowana, więc gdy nie można było pracować, bo branża filmowa się zamknęła podczas pierwszego lockdownu, to dało mi przestrzeń, żeby troszeczkę bardziej zagłębić się w to, co mnie dziecięco pasjonuje, czyli obserwowanie kamerą rzeczywistości. Uświadomiłam sobie wtedy, że też mam coś do powiedzenia i chcę reżyserować.

Moich bohaterów poznałam miesiąc przed ich wyjazdem. Od początku wiedziałam, że to będzie długi projekt, bo to, co mnie najbardziej interesuje w ich historii, to pierwsze dwa-trzy lata podróży. Po swoich doświadczeniach emigracyjnych wiedziałam, że kiedy jesteś nowicjuszem i wymyślasz sobie, że teraz będziesz w życiu robić coś innego, kierują tobą jakieś wyobrażenia. A mnie interesowało, jak weryfikuje to rzeczywistość.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Jak wpłynąć na opinię publiczną?

Proizraelskie lobby działa inaczej niż w antysemickich wyobrażeniach.

Ojczyzną lobbingu politycznego są Stany Zjednoczone i zazwyczaj właśnie o Waszyngtonie mowa w kontekście aktywności organizacji starających się wpływać na interesy polityczne kraju. Europa trochę odstaje, być może dlatego, że do znajomości z lobbystami i sympatii wobec nich politycy nie przyznają się chętnie. Wiele jednak wskazuje na to, że lobbing na rzecz realizacji interesów państw trzecich działa również w Europie i ma się całkiem dobrze. Różne organizacje starają się wpłynąć na sposób, w jaki europejscy decydenci czy liderzy opinii spoglądają choćby na politykę Izraela, oddziałując także na opinię publiczną.

W Waszyngtonie ton relacjom amerykańsko-izraelskim nadają AIPAC, StandWithUS i inne głośne organizacje wspierane finansowo oraz politycznie przez bogatych przedsiębiorców, nierzadko legitymujących się izraelskim paszportem. W działania te włączają się doświadczeni politycy, od dekad skutecznie uzyskujący mandaty w Kongresie. Tymczasem w Europie lobbing z reguły przybiera bardziej zamaskowane formy. Organizacje lobbujące na rzecz poprawy relacji lub wprowadzania ustawodawstwa korzystnego dla izraelskich władz albo starające się odwrócić uwagę od powodów krytyki posunięć armii izraelskiej, zwykle działają skrupulatnie, budując wizerunek eksperckich organizacji pozarządowych, oferujących wiedzę czy specjalistyczne szkolenia.

Czasami wsparcie przybiera formę finansowania politykom wyjazdów do Izraela czy udziału w konferencjach dotyczących „dialogu strategicznego” po to, by przekonać ich do racji Tel Awiwu. Takie wyjazdy miały miejsce nawet po 7 października 2023 r., a portal śledczy Declassified UK ujawnił, że co najmniej 126 parlamentarzystów z brytyjskiej Partii Konserwatywnej odwiedziło Izrael przy 187 okazjach, na co (i na bezpośrednie darowizny) różne organizacje lobbingowe przeznaczyły ponad 430 tys. funtów.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Co w trzcinie piszczy

Kiedy mieszkałem nad doliną Żylicy, bolały mnie zięby. Teraz w Cygańskim Lesie pierwiosnek budzi, zanim pierwsze auta zacharczą, no, ten to już się nie wysila muzycznie, powtarza w nieskończoność serię ćwirnięć na dwóch nutach, takie dźwiękowe zestawy szpilek, i jest to równie miłe uchu jak szczekanie pudla zostawionego samopas w mieszkaniu przez sąsiadów – uporczywe, jednostajne, monotonne. 

Pojechałem na niż, żeby sobie urządzić zieloną szkołę z ptasich śpiewów, bo na drugim końcu Polski, nad wodami słodkimi inni dźwiękowi dominatorzy – wśród nich prym wiedzie mistrz techno-awangardy: trzciniak. Główny temat trochę między rechotem, piskiem i zgrzytami, jakby robot R2-D2 zagubiony na moczarach wzywał pomocy, ale między tymi frazami krótkie improwizacje, dzięki którym arie trzciniaka nie sprawiają wrażenia upierdliwie powtarzalnych, jak to jest w przypadku wszechobecnych zięb. Spływam rzeką, teraz tego brzydala łatwiej wypatrzyć, podpływając za głosem, bo wybiera do swoich wokalnych popisów czubki trzcin, na których dynda i stroszy piórka na głowie. Słyszę nagle nieco inną improwizację, moje podejrzenia wzbudza to, że ptak śpiewał w locie – nagrywam, sprawdzam, mam: rokitniczka przefrunęła mi nad kajakiem. A za chwilę słyszę wilgę, nigdy bym jej nie dojrzał, ale wiem, że gdzieś nieopodal w barwach Borussii Dortmund siedzi ten koleżka i zwiastuje deszcz. 

Aplikacje telefoniczne do rozpoznawania roślin i zwierząt to spełnione marzenie mojej młodości – jeszcze dwie dekady temu chodziłem z przewodnikiem zielarskim w łapie i z mozołem oznaczałem gatunki, w dodatku tylko te najpopularniejsze, teraz wystarczy pstryknąć zdjęcie smartfonem lub, w przypadku ptaków śpiewających, zrobić kilkusekundowe nagranie i od razu wyskakuje gatunek. Wszyscy z marszu stajemy się botanikami, ornitologami, świat nagle gęstnieje od nazw i charakterystyk. Co więcej – apka botaniczna wykrywa choroby roślin i informuje, jak im zaradzić; czy dożyję takiego skanera ludzi?

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Jerzy Domański

Lewica znowu rządzi. Naprawdę?

Pisanie o Nowej Lewicy i Razem to niestety zajęcie jałowe. Ale skoro Czytelnicy pytają, dlaczego ta polityczna reprezentacja lewicy w parlamencie jest tak marna, próbuję odpowiedzieć. Choć robiłem to już wiele razy, a koń, jaki jest, każdy widzi. 

Politycy rzadko robią to, co zapowiadali. Niech za przykład posłuży Paulina Matysiak, posłanka Razem. Jako kandydatka pięknie mówiła o wykluczeniu komunikacyjnym, które jest zmorą milionów Polaków. Z tysięcy wsi i miasteczek można się wyrwać, tylko mając zdezelowane auto, bo na inne ludzi nie stać. Trzeba coś z tym zrobić. Trudne, kosztowne, ale nieodzowne. Niewiele w tej sprawie zrobiło PiS, a teraz jest jeszcze gorzej. A posłanka Matysiak? Stała się gorliwą rzeczniczką CPK i szybkiej kolei. Też potrzebnych. Przyjemniej jest chodzić do mediów i popierać głupoty, które przy CPK się mnożyły, niż tułać się po tych setkach miejsc, do których nie można dojechać ani koleją, ani autobusem.

I tak można by pisać o kolejnych lewicowych wybrańcach. Pewnie trzeba będzie to robić, by oszukanych było mniej. I aby otworzyć drogę do polityki takim ludziom, którzy nie wysiądą z pociągu dla wykluczonych i będą rozwiązywać problemy. Aż do skutku. 

A Nowa Lewica? Bardziej fatamorgana niż rzeczywisty byt. W praktyce jest to sprytnie skomponowana przez Czarzastego wydmuszka. Po celowym wyeliminowaniu tysięcy działaczy SLD zostali ludzie o szczególnych cechach charakteru i nieprzesadnej ideowości. Mylący służbę publiczną z prywatą. A demokrację wewnątrzpartyjną z podporządkowaniem Czarzastemu. Za frukty, które rozdaje po uważaniu. Pozujący w mediach na dobrodusznego wujka Czarzasty jest satrapą eliminującym każdego, kto ma inne zdanie niż on albo mógłby mu w przyszłości zagrozić.

Czarzastemu i Biedroniowi zawsze chodziło o władzę. I tylko o władzę. Nawet się z tym nie kryli. Hasło „będziemy rządzić” zastąpiło program wyborczy. Pamiętamy triumfalne mowy Czarzastego, że po iluś latach Lewica znowu rządzi. Naprawdę? Czy Tusk o tym wie? Może by Czarzasty po pół roku rządzenia pokazał jakieś dowody. Jeden wszyscy znają – prawie cały klub Nowej Lewicy dostał posady w rządzie. Można by trochę gorzko zażartować: i niech Bóg ma w opiece nasz kraj.

A wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego? Politycy Nowej Lewicy i Razem okazali się prawdziwymi sztukmistrzami. To jedyne partie lewicowe w Europie, które młodzi ludzie omijają szerokim łukiem. Co jest z nimi nie tak, że przeskoczyła je Konfederacja?

Zaczynamy dyżury redakcyjne. 

W poniedziałek będę do dyspozycji Czytelników w godz. 14-16. 

A redaktor Robert Walenciak w środę w godz. 13-15. 

Telefon: +48 22 635 84 10.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Czy państwo ma siłę, żeby rozliczyć złodziejstwo PiS?

Mec. Ryszard Kalisz,

prawnik, były polityk

Miarą siły państwa jest doprowadzenie do egzekwowania prawa. Dlatego jednym z ważnych elementów jest pociągnięcie do odpowiedzialności osób, które popełniły przestępstwa w trakcie sprawowania rządów w Polsce. Widać już wyraźnie, że mamy do czynienia z wieloma przestępstwami dokonywanymi przez osoby, które przez te osiem lat sprawowały władzę na wielu szczeblach. Dlatego dzisiaj prokuratura, służby specjalne i służby mundurowe muszą uruchomić wszystkie swoje zasoby demokratyczne, żeby móc sprawiedliwość wyegzekwować. Jest to jednak niezwykle trudne zadanie, dlatego że PiS, mając świadomość sytuacji i popełnianych czynów, zabetonowało wiele instytucji państwa, w tym prokuraturę. W niej zaś panuje swego rodzaju dwuwładza – jedni prokuratorzy zorientowani są na poprzednich szefów, a drudzy na obecnych. 

Dr Hanna Gajewska-Kraczkowska,
prawniczka, wykładowczyni

Państwo ma odpowiedni instrument, jakim jest instytucja postępowania karnego. Chodzi o rozliczenie przede wszystkim przestępstw dotyczących przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy PiS. Jedyne, co może być problemem, to brak pewnej determinacji ze strony zarówno organów ścigania, jak i sądów. Przy czym ten brak determinacji nie jest objawem złej woli, ale wynikiem procedur przewidzianych w Kodeksie postępowania karnego, a są one niesłychanie gwarancyjne. W związku z tym to wszystko trwa. Szczególnie że wiele przestępstw dotyczy przekroczenia uprawnień, a to są sprawy oparte głównie na dokumentach i ich analizach. Gdyby jednak państwo nie przestrzegało procedur, cały proces rozliczeń zamieniłby się po prostu w inkwizycję, co nie jest pożądane w demokratycznym państwie prawa. 

Piotr Niemczyk,
ekspert z zakresu bezpieczeństwa

Chyba nie bardzo. Wszystko dzieje się bardzo wolno. Osoby, które są odpowiedzialne za marnowanie publicznych pieniędzy m.in. na prywatne wydatki, zdążyły wygrać wybory do Parlamentu Europejskiego. Ale to pokazuje, że mamy problem nie tylko z opieszałością służb czy prokuratury, ale również z tym, że spora część polskiego elektoratu głosuje na osoby odpowiedzialne za gigantyczne przewały. Nie jest to więc jedynie kwestia opieszałości państwa, chodzi też o świadomość społeczną, co jest w polityce dopuszczalne. Państwo nie zdaje tutaj egzaminu ani ze skuteczności w ściganiu przestępstw, ani z uświadamiania społeczeństwa.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Dryfowanie w stronę mielizny

Triumf skrajnej prawicy w wyborach do Parlamentu Europejskiego nie doprowadzi do znaczących przetasowań.

To właściwie jedyny trend widoczny od Portugalii po Polskę. Partie tzw. dalekiej prawicy, często wywodzące się ze środowisk radykalnych, miejscami antydemokratycznych, zyskały sporo miejsc w nowym Parlamencie Europejskim. Najbardziej wyraziste były oczywiście triumfy w dużych krajach – miejscami wywołały trzęsienia ziemi na lokalnych scenach politycznych. 

31% poparcia dla Zjednoczenia Narodowego, co było wynikiem dwukrotnie wyższym niż uzyskany przez koalicję rządową z prezydencką partią Odrodzenie, pchnęło Emmanuela Macrona do rozwiązania parlamentu i rozpisania przyśpieszonych wyborów. W Niemczech AfD, partia otwarcie proputinowska i antyeuropejska, zdobyła niemal 16% głosów, zajmując drugie miejsce i pokonując socjalistów z SPD, największego gracza w koalicji rządzącej. 

Dwa pierwsze miejsca zajęte w belgijskim głosowaniu przez radykałów doprowadziły do dymisji premiera Alexandra De Croo. W Hiszpanii urósł Vox, w Polsce historyczny wynik osiągnęła Konfederacja. W Portugalii, w której ugrupowania radykalne niemal nie istniały i która przez dekady pozostawała bastionem lewicy, partia Chega (co tłumaczy się jako Dość) też zajęła trzecie miejsce, wprowadzając do Brukseli dwóch deputowanych.

Cienka czerwona linia.

Na poziomie Parlamentu Europejskiego wygląda to jeszcze mocniej, zwłaszcza po dokładnej analizie. Nominalnie ugrupowania uchodzące za bardzo lub radykalnie prawicowe mają łącznie 131 mandatów, bo tyle zdobyły razem istniejące już frakcje Tożsamość i Demokracja (ID) oraz Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (EKR). 

Biorąc pod uwagę fakt, że parlament liczy 720 deputowanych, a do większości koalicja pod przewodnictwem Ursuli von der Leyen potrzebuje 361 głosów, teoretycznie prawica nie powinna odegrać ważnej roli. Faktycznie jednak jej stan posiadania może być znacznie większy. Aż 97 miejsc, o 35 więcej niż w poprzedniej kadencji, przypada w tej chwili partiom bez przynależności frakcyjnej. W tej grupie znajdują się właśnie AfD, Konfederacja, ale też bułgarscy prawicowcy z partii, która także nosi nazwę Odrodzenie, czy Fidesz Viktora Orbána, usunięty w minionej pięciolatce z Europejskiej Partii Ludowej (EPP). Jeśli zsumować te liczby i uznać skrajną prawicę za całość, byłaby ona zapewne silniejsza od EPP, która może liczyć na 189 mandatów (o 13 więcej niż poprzednio).

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Zwierzęta

Owocowy zawrót głowy

O życiu, miłości, podstępach, przyjaźniach i nienawiści muszek owocówek.

Wywilżna karłowataDrosophila melanogaster
Rozmiar: ok. 2 mm
Zawód: grzybiarz
Występowanie: wszędzie tam, gdzie owoce leżą zbyt długo

Istnieje bardzo wiele muszek, ale muszki owocówki zna każdy! Jesienią stają się bardzo natrętne, a półki w warzywniakach nieraz dosłownie się od nich uginają, co potrafi skutecznie zniechęcić do zakupów. Jak się jednak okazuje, te niepozorne owady, które były pierwszymi zwierzętami wysłanymi w kosmos, żyją w sieci zależności i namiętności godnych brazylijskiej telenoweli. Muszki bowiem przepadają nie tyle za samymi owocami, ile za rosnącymi na nich grzybami, z którymi łączy je ścisła koleżeńska więź. Ich spokój często jednak podstępnie burzą inne grzyby oraz wrogie im owady, piętrzą się więc problemy, które muszki próbują rozwiązać… topiąc je w alkoholu!

Model na medal.

Muszkami owocówkami powszechnie nazywa się różne gatunki drobnych muchówek, w Polsce zaś przez to pojęcie najczęściej rozumiemy pospolitą wywilżnę karłowatą, czyli Drosophila melanogaster – tę, którą jako pierwsze zwierzę wyprawiliśmy w kosmos. Tak, w 1947 r., czyli 10 lat przed tym, jak Sowieci na pokładzie statku powietrznego Sputnik 2 wysłali na śmiertelną misję słynną Łajkę, muszki owocówki podczas suborbitalnego lotu opuściły na chwilę Ziemię, po czym całe i zdrowe wylądowały na niej z powrotem. Robią to zresztą do dziś, bo jako interesujące obiekty badawcze stanowią właściwie część stałej załogi Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Wywilżna, m.in. ze względu na łatwość hodowli i krzyżowania oraz dużą zmienność genetyczną, służy nam jako tzw. organizm modelowy, podobnie zresztą jak pewne jednokomórkowe grzyby – Saccharomyces cerevisiae – czyli drożdże wykorzystywane w piekarnictwie, winiarstwie czy piwowarstwie. I to właśnie z nimi (oraz niektórymi innymi „dzikimi” drożdżami) łączy muszki owocówki szczególna więź!

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Jan Widacki

Sen o apolitycznej prokuraturze

Proszę spojrzeć do gazet, w telewizor albo w internet. Zmarł żołnierz brygady pancernej pchnięty przez kogoś nożem poprzez graniczny płot. Dziś politycy i dziennikarze nie mają wątpliwości: został ugodzony nożem przez nielegalnego migranta. Czy są znane jakieś nowe ustalenia śledztwa? Jeszcze przed kilkoma dniami podejrzewano, że śmiertelny cios mógł zadać funkcjonariusz białoruskich służb. A może zbrodnię tę popełnił przewodnik, przemycający migrantów przez zieloną granicę? Już wiemy na pewno, że to nielegalny migrant? 

Jak za pewnik uchodzi, że nożem pchnął migrant, tak nikt już nie ma wątpliwości, że „haniebnie zakuci w kajdanki” przez żandarmerię żołnierze zostali potraktowani w ten sposób za to, że „oddali strzały ostrzegawcze”. Aczkolwiek jednemu z ministrów się wypsnęło, że „oddali strzały ostrzegawcze w kierunku nacierających migrantów”. W takim razie były to strzały ostrzegawcze (te ustawa zalicza do „wykorzystania broni palnej”) czy strzały w kierunku migrantów? Bo to wedle ustawy jest już „użyciem broni palnej”, a przy „użyciu” obowiązują inne rygory i procedury. Ponadto, jak się dowiadujemy z jeszcze innych relacji, strzały oddawane były w ziemię „pod nogi migrantów” i… rykoszetowały o płot. A jeśli rykoszetowały o płot, to znaczy, że wcześniej rykoszetowały od mchu porastającego ziemię w puszczy lub od krzaków borówek. Całość obrazu zamazuje jednak fakt, że tę niedobrą żandarmerię wezwała Straż Graniczna… 

Oburzenie powszechne: polityków wszystkich opcji, dziennikarzy, a na koniec opinii publicznej, wywołało to, że żandarmeria skuła żołnierzy w polskich mundurach! Faktycznie coś niebywałego! Tyle że żandarmeria to policja wojskowa. Obiektem jej działań porządkowych, konwojowych, często prowadzonych z użyciem środków przymusu bezpośredniego, są żołnierze. A oni są najczęściej w mundurach. Polskich. No bo jakich? 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Wycieczka do eurokołchozu

Wielka radość ze zwycięstwa Igi Świątek w Paryżu na turnieju Rolanda Garrosa. Największy talent i sukces sportowy w historii Polski. Iga ma jedną wadę, źle mówi. Niechlujnie, niesprawnie. Czepiam się, bo wystarczy nad tym trochę popracować, w starożytności uczono sztuki wymowy. Teraz to upadło. Ale problem dotyczy też polityków. Tusk ma do tego naturalny dar, nie musi się uczyć, on może innych uczyć. Kłopot jest z Rafałem Trzaskowskim, mówiłby świetnie, gdyby nie tak szybko i gdyby robił co jakiś czas przerwy, by podkreślić myśl. U niego zmiana byłaby prosta. Nikt mu jednak tego nie powie. A w grze jest prezydentura. Mistrzem pauz jest Duda – byłby dobrym mówcą, gdyby w głowie nie miał narodowej jajecznicy. I te małpie miny z innej planety. 

 

Po kilku latach wracamy do tenisa. Ja i mój tenisowy partner gramy od niemal pół wieku, on malarz znakomity. Zawsze ważne były rozmowy w przerwie i po grze, też pod prysznicem. Ileż myśmy się nagadali, najpierw złorzecząc na Polskę Ludową, a potem na naszą nacjonalistyczną prawicę. Odstawienie tenisa zostało wymuszone przez wymianę u mnie dwóch bioder. I są jak nowe. Ruszamy się jednak z trudem. Jakbyśmy dźwigali na grzbiecie worki kartofli. Okropne uczucie. W tenisie ważna jest praca nóg, jak źle pracują, źle uderza się piłkę. Problem to wiek i brak ruchu. 

 

Wiek? Znowu ustąpiła mi w autobusie miejsca młoda dziewczyna, a ja nie zaprotestowałem i usiadłem. To znak, że pogodziłem się ze swoim losem. A może tylko chcę być blisko i przytulnie z książką, którą zabieram do autobusu.

 

Zginął żołnierz na polsko-białoruskiej granicy. I afera z aresztowanymi żołnierzami. Niebywałe wzmożenie narodowe. Jak słucham, co gadają nasi nacjonaliści, czasami sam sobie współczuję, że skazałem siebie na komentowanie polityki. Kiedy indziej myślę, że to przywilej, bo to słowoterapia. Ale gdy w przeddzień wyborów zapadła cisza wyborcza, od razu zawiało wielką nudą. 

 

Brednie prezesa na temat klimatu zapierają dech w piersi. Tysiące najwybitniejszych klimatologów i fizyków atmosfery mówi jednym głosem: jesteśmy winni zmian klimatycznych i szybko zmierzamy do katastrofy. Prezes zaś powtarza na wiecach, że to „szaleństwo klimatyczne, klimat jak świat światem się zmieniał”. Jako dowód przytacza słowa noblisty sprzed pół wieku, bynajmniej nie fachowca od klimatu, który miał powiedzieć, że „wszystkie samochody świata naraz uruchomione mają mniejszy wpływ na klimat niż w wielkiej hali sportowej zapalenie jednej zapałki”. Prezesowi niezwykle spodobała się ta zapałka. I nieustannie zapala ją na swoich wiecach. Rozumiem, że takie poglądy może mieć słuchaczka Radia Maryja, ale prezes? Słucham i uszom nie wierzę. Jeśli wierzy w swoje słowa, to jest durniem, jeśli mówi to cynicznie – nic go nie obchodzą losy świata, ważne tylko, żeby wygrać wybory. Tło prezesa na tych wiecach to kilku osobników. Największy kłamca Rzeczypospolitej Jacek Kurski ze swoim drwiącym uśmiechem, mówiącym, że życie to tylko spektakl i kpina, w czym jest podobny do Urbana. I Ryś Czarnecki, byle tylko się pokazać. Jako trzeci w tym kabarecie Bielan, cynik o obliczu, jakby ktoś je nadmuchał. 

 

Przyboczni prezesa to kukły z Muppet Show. I taka oto gromada jedzie do Brukseli, czyli, jak mawiają, do „eurokołchozu”, ulubione powiedzenie Grzegorza Brauna. Mamy jak w banku, że polski głos w Brukseli będzie słyszalny. 

 

Porażka PiS w eurowyborach. KO górą, a właściwie górką, ale ten jeden punkt przewagi nad PiS jest na wagę złota, bo ma wymiar symbolu. To nie pyrrusowe zwycięstwo, tylko, powiedzmy, malutkie, a jednak stanowi zapowiedź wygrania wyborów prezydenckich. Sukces Konfederacji, która lokuje się na trzecim miejscu. Czyli przedwojenny ONR ma we współczesnej Polsce wielu wyznawców. PiS i Konfederacja to bracia bliźniacy, na razie się nie lubią, ale to groźne pokrewieństwo, bo z przyszłością. Niestety, to dramat całej Europy, populiści, faszyści wszędzie puchną. Smutne, że młodzi tak powszechnie głosują na Konfederację. Rozumiem mechanizm. Patrzę na swoje dzieci, lubią Brauna i Korwin-Mikkego, ale na takiej zasadzie, jak fascynują nas małpy w klatce. Tak ponuro w tej polityce, a tu nagle takie cudaczne wygłupy. Hitler też by ich śmieszył, na początku.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.