Policja w Stanach Zjednoczonych lubi sobie postrzelać do czarnoskórych zamieszkujących biedne dzielnice. Co jakiś czas wybuchają tam z tego powodu spontaniczne protesty i zamieszki uliczne. Ale strzelanie przez policję i bicie na komisariatach to nie tylko amerykańska specjalność. Prawie wszystko, co kiepskie, złe i reakcyjne, przychodzi do Polski z USA. Są to nie tylko F-16 i pomysły na kolejne wydatki na zbrojenia, nie tylko McDonald’s i śmieciowe jedzenie, ale również moda na kowbojów w mundurach, którzy zaprowadzają porządek. Najpierw śmierć młodego chłopaka w Legionowie. Później zgon chłopaka w Sosnowcu po policyjnej interwencji. Podejrzany o włamanie po pobycie w gdańskiej komendzie umiera w szpitalu. W marcu wypłynęła sprawa katowania młodych ludzi na komisariacie w Oleśnicy. Ostatnie „sukcesy” stróżów prawa to regularny sadyzm i tortury w komendzie w Olsztynie i w końcu zabicie z policyjnego pistoletu przesłuchiwanego 29-latka na komisariacie w Kutnie. Ostatni weekend przyniósł informację o tym, że na meczu IV ligi w Knurowie policja postrzelała sobie z broni gładkolufowej do kiboli i zastrzeliła jednego z nich. Gdyby nie kolejna śmierć człowieka, mogłoby to stanowić karykaturę polskiego, biednego zaścianka – lokalni, bezrobotni kibole, którzy nie mają szans na wyrwanie się ze swojego beznadziejnego położenia, reagują frustracją i agresją na meczu IV ligi (jedynej rozrywki, jaka pozostała w ich szarym życiu), a państwo wysyła przeciwko nim niedouczoną i równie sfrustrowaną policję. Obrazek niemal jak z Ferguson czy Baltimore – tyle że my mamy białych Murzynów w dresach. Ale oni zostali pozostawieni przez państwo samym sobie tak samo jak ich czarni odpowiednicy w USA. Państwo nie daje im szansy na godną pracę, pokazuje jedynie pałę i w momencie wybuchu wściekłości kieruje przeciw nim armatki wodne. Robi to zresztą przy poparciu klasy średniej czy wyższej, która wychowana na doniesieniach medialnych o wszechobecnych bandytach i czających się terrorystach w pełni popiera „robienie porządku” z „bandziorami, chuliganami i niebezpiecznym elementem z klas niższych”. Taka jest logika przejścia od państwa socjalnego do „państwa stanu zagrożenia”. Trudno te wszystkie zdarzenia policyjne tłumaczyć „wypadkami przy pracy” czy zwalać winę na „czarne owce, które zdarzają się w każdym środowisku”. To raczej problem systemowy i całościowy – selekcja negatywna do pracy w policji, brak przejrzystego nadzoru nad działaniami mundurowych, poczucie bezkarności utwierdzane za każdym razem ochroną prokuratury przed skargami na ewidentne łamanie przepisów przez policję, sztuczne pompowanie wskaźników wykrywalności poprzez wymuszanie zeznań, straszenie, groźby, kłamstwa i manipulacje, stosowane jako podstawowe narzędzia pracy na polskich komendach. A co robi w tym czasie komendant główny policji Krzysztof Gajewski? Zajmuje się straszeniem mediów i zamykaniem ust tym, którzy pokazują totalny bałagan w służbach – Gajewski złożył doniesienie do prokuratury na Wojciecha Czuchnowskiego, dziennikarza „Gazety Wyborczej”, który opublikował artykuł o tym, jak tajne służby z udziałem Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji podsłuchują i inwigilują szefów konkurencyjnych służb. Jaki miał być powód doniesienia do prokuratury? Pomówienie policji… Przypadek w Kutnie powinien być papierkiem lakmusowym nadzoru nad pracą policji – nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy w bajkę o tym, że na skutek szarpaniny pistolet policjanta sam się odbezpieczył i wystrzelił trzy razy z kilkusekundową przerwą, w tym dwa razy celnie w głowę przesłuchiwanego. Szkoda, że policja nie stwierdziła, tak samo jak w przypadku interwencji ABW i śmierci Barbary Blidy, że podejrzany sam się zastrzelił. Ani media, ani prokuratura nie mogą zamieść tej sprawy pod dywan. Ponieważ może to być symbol patologii, jaka zżera polską policję. Lokalne prokuratury ignorują zgłoszenia wszelkich nieprawidłowości w zachowaniach mundurowych, a szefostwo policji uważa, że nic złego ani niestosownego się nie dzieje. Każdy z szefów pilnuje tylko swojego stołka. Zmowa milczenia w ponurych gmachach policji i prokuratury trwa w najlepsze w kraju nad Wisłą i Odrą. Poza nudną rutyną są jeszcze „zleceniówki”, które pozwalają poprawić statystyki, zrobić szum w mediach na temat wspaniałej „wykrywalności” policji, wybić się kilku cwaniakom w mundurach i zapuszkować przeciwników ich kumpli, na których przyszło zlecenie. Kiedy okazało się, że część niemieckiej policji wysyłanej do rozbijania lewicowych demonstracji sympatyzuje z faszystowską NPD i ma z nią kontakty, wybuchł mały skandal. W Grecji członkowie skrajnie prawicowego Złotego Świtu wielokrotnie ramię w ramię z policją atakowali lewicowe zgromadzenia. Nie przez przypadek Złoty Świt