Bo wystawię cię na szosę

Bo wystawię cię na szosę

12.03.2003 Warszawa Agencja Towarzyska. Fot. Adam Tuchlinski/Newsweek Polska/REPORTER UWAGA!!!! Zdjecia mozna uzyc tylko z pelnym podpisem autor/Newsweek Polska/Reporter Za zly podpis agencja bedzie naliczala kare 5 razy cena zdjecia wg cennika agencji Reporter

W stolicy agencje towarzyskie opanowały burdelmamy. Są bardziej bezwzględne niż mafiosi Siedzieli w trójkę: Monika T., jej przyjaciółka Małgorzata G. i Emil O., kierowca w agencji towarzyskiej, gdzie pracowała 39-letnia Monika. W sąsiednim pokoju spała jej czteroletnia Julka. Mieszkanie – przy ulicy Dwernickiego w Warszawie – należało do Małgorzaty. – Nie chcę być dłużej kurwą – powiedziała Monika, gdy skończyła się wódka. – Poszukam innej roboty, do Kaśki już nie wrócę. Emil spojrzał na zegarek – dochodziła ósma wieczorem. – Jeszcze bym się napił. Monia, pójdziesz ze mną do sklepu? Ledwo zamknęły się za nimi drzwi, w ciemnym korytarzu T. poczuła uderzenie. Gdy upadła, została zawleczona do samochodu. Wtedy poznała napastnika. To był Daniel P., kierowca w agencji Katarzyny K. Nadal ją bił, ale wcześ­niej założył skórzane rękawiczki. Za kierownicą usiadł Emil, którego dotychczas uważała za powiernika. W samochodzie był też inny kierowca z agencji, Artur R. – do niedawna byli parą. Zawieźli ją do agencji Katarzyny na Nowolipki. Czekały na nich właś­cicielka i pracujące dla niej Ukrainki. Dziewczyny ustawiły pośrodku pokoju krzesło, posadziły poturbowaną Monikę i za przykładem Katarzyny zaczęły ją kopać i opluwać. Spadała, to podnosiły i ponownie brały się do bicia. Daniel P. przyniósł z kuchni nóż i obciął Monice włosy do skóry. W kilku miejscach skaleczył. Potem zmusili ją do wypicia moczu. Przez cały czas fotografowali. Właścicielka agencji postanowiła, że ukarze Monikę, wystawiając ją na szosę w kierunku Wyszkowa. Tam dostanie dodatkowy wycisk od zawistnych o klientów Bułgarek. Półprzytomna Monika podpisała oświadczenie, że odda Katarzynie K. 7,2 tys. zł ukradzione z kasy agencji. O drugiej w nocy, gdy towarzystwo w agencji nadal znęcało się nad koleżanką, odezwał się telefon. To zaniepokojona Małgorzata G. szukała Moniki. Katarzyna powiedziała jej, że zaraz przyjadą po Julkę. – Jeśli jej nie oddasz, głowa Moniki będzie leżała na twojej wycieraczce – zagroziła. Potem wszyscy pojechali do bloku na drugim końcu Warszawy, gdzie mieszkała G. Nie chciała ich wpuścić. Dobijając się, wyrwali wizjer i tamtędy wrzucali zapalone papierki, papierosy. Katarzyna kazała Monice wezwać policję i powiedzieć, że Małgorzata G. ukrywa dziecko. Była przekonana, że dostatecznie już zastraszona kobieta odda jej Julkę. Na żądanie patrolu lokatorka otworzyła drzwi. I wtedy Monika T. powiedziała: – Chcę rozmawiać z funkcjonariuszem w cztery oczy. Zeznała do protokołu wszystko, co ją spotkało. I że jest prostytutką. Korzyści z Julki Nierządem trudniła się od trzech lat. Wcześniej zarabiała w markecie na kasie 1 tys. zł. Stanowczo za mało, aby utrzymać siebie, dziecko i stroniącego od pracy konkubenta. Poszukała na stronach internetowych Odlot, Roxa ofert pracy dla prostytutek. Najpierw trafiła do agencji prowadzonej przez Ukrainkę Karinę. To była tzw. prywatka. Małe mieszkanie w bloku na Mokotowie wynajęte od właścicieli nieświadomych, do czego służy. Pięć młodych kobiet obsługiwało klientów dyskretnie, niedozwolony był nawet głośny śmiech. Burdelmama brała połowę stawki, która wynosiła 120 zł za godzinę. Za wszelkie straty materialne płaciła pracownica. Z powodu ciasnoty w mieszkaniu agencja preferowała wyjazdy do klienta. Umówiony kierowca zawoził dziewczynę pod wskazany adres i czekał na jej SMS, że wszystko w porządku, może odjechać. Monika T. się nie oszczędzała. – Dziennie zarabiałam na czysto 700-900 zł – zeznała podczas przesłuchania. To się skończyło, gdy konkubent w złości złamał jej rękę. Wprawdzie zdjęła przedwcześnie gips i nadal pracowała – na lekach przeciwbólowych, ale Karina nie była zadowolona z wydajności, robiła awantury. W połowie 2011 r. Monika pożaliła się kierowcy Mariuszowi G.; dał jej telefon do właścicielki drugiej agencji, w której też pracował. W ten sposób poznała Katarzynę K. – To Polka, łat­wiej się dogadacie – zapewniał G. K. liczyła się w branży. Poza profesjonalną agencją 24 godziny na dobę miała w Warszawie tzw. prywatki i zwykle tam lokowała startujące w zawodzie kobiety. Monika też przeszła taką drogę. Katarzyna K. o wszystkim decydowała sama. Dobierała ochroniarzy i kierowców, robiła swoim dziewczynom wyuzdane zdjęcia na portale pornograficzne, selekcjonowała kandydatki. Te, które

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2016, 2016

Kategorie: Reportaż