Kaczyński kontra prawnicy
Surowe czy łagodne traktowanie przestępców? Wiara w odstraszający przykład kary zderza się w Polsce z opiniami, że surowe wyroki nic nie dają Wejście sprawiedliwego smoka czy słonia do składu porcelany? Od momentu nominacji Lecha Kaczyńskiego na ministra sprawiedliwości w czerwcu tego roku jego działalność budzi nie tylko społeczne, ale i prawnicze emocje. Duża popularność ministra w społeczeństwie zderza się z negatywnymi opiniami ze strony wielu sędziów, adwokatów, teoretyków prawa. Temperatura dyskusji na temat stopnia tzw. penalizacji w naszym systemie karnym i postulatu Lecha Kaczyńskiego, by wyraźnie zaostrzyć przepisy kodeksu karnego i praktyczne działanie prokuratury oraz sądów, dawno przekroczyła granice naukowej debaty. Coraz częściej, obok wymiany rzeczowych argumentów, padają epitety. Min. Kaczyński zdążył już otrzymać przydomek Drakona, który chce grać (oczywiście, „pod publiczkę”) rolę „twardego człowieka”. Jego niektórzy adwersarze mogli usłyszeć z kolei, że z takimi (w domyśle: pożal się, Boże) liberalnymi i zatroskanymi losem przestępców ekspertami politycy w wielu krajach rozstali się dawno temu. Oliwy do ognia dolał list otwarty grupy prawników, opublikowany kilka dni temu w „Gazecie Wyborczej”. Znane postaci polskiej palestry, naukowcy, sędziowie (dwie osoby z tej grupy występują też w naszej sondzie nt. sensu zaostrzania kar) bardzo ostro potraktowały pomysły Lecha Kaczyńskiego, by poprzez surowsze przepisy prawa obezwładnić dostrzegane na każdym kroku, rosnące poczucie bezkarności bandytów. Skrytykowany też został lansowany przez ministra pogląd, że sposób karania przestępców nie powinien zbyt drastycznie zderzać się ze społecznym poczuciem sprawiedliwości. Mocne słowa, padające po obu stronach, już teraz każą mówić o wojnie Lecha Kaczyńskiego z częścią środowiska prawników. Zaangażowane w dyskusję strony przerzucają się wzajemnie sprzecznymi danymi statystycznymi, wypowiedziami autorytetów. Debata toczy się coraz częściej poza głównymi adwersarzami, w mediach, w listach do rozmaitych instytucji od obywateli i w naszych domach. Iskrą, która rozpaliła ognisko sporów stały się pierwsze wypowiedzi i działania Lecha Kaczyńskiego jako ministra sprawiedliwości. Zaraz po objęciu urzędu min. Kaczyński oświadczył, że rozpocznie jak najszybciej zmiany w kodeksie karnym, w kierunku zaostrzenia kar dla przestępców, zwłaszcza wobec tzw. przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu. Po dwóch tygodniach urzędowania ministra prasa – relacjonując spotkanie Kaczyńskiego z Krajową Radą Sądownictwa, prezesami sądów i prokuratur z całej Polski – przytoczyła jego wypowiedź, w której padło m.in. stwierdzenie: „Sądy orzekają zbyt łagodne wyroki za brutalne przestępstwa, a prokuratorzy zbyt rzadko zaskarżają łagodne wyroki i występują o areszt dla przestępców”. Minister zapowiedział korzystanie z narzędzia wpływania na działania prokuratorów i sędziów, jakim są instrukcje postępowania. Minister powtarzał też w wielu wywiadach, że zadziwiającą rzeczą jest złagodzenie kodeksu karnego w momencie, kiedy gwałtownie narasta przestępczość. „Warszawa jest jednym z bardziej niebezpiecznych miast na świecie, po Belfaście, Moskwie i Waszyngtonie”, bił na alarm Lech Kaczyński, opowiadając także, że szokują go analizy kar orzekanych wobec przestępców, z których wynika m.in., że tylko 13% wyroków to bezwzględne pozbawienia wolności, a co piąty zabójca korzysta z nadzwyczajnego złagodzenia kary. Lech Kaczyński nie tylko narzekał. W ciągu minionych miesięcy działał szybciej i bardziej zdecydowanie niż jakikolwiek szef resortu sprawiedliwości w latach 90. Przygotowany został wstępny projekt zmian w kodeksie karnym, w ponad 100 przypadkach podwyższający dolne granice kar za poszczególne przestępstwa. Jako Prokurator Generalny RP Kaczyński zaczął uważniej przyglądać się pracy prokuratorów. Kiedy bandyta kopnął studenta tak, że zmiażdżył mu jedyną czynną nerkę, a prokurator żądał dwóch lat więzienia, doszło do interwencji na ministerialnym szczeblu. W efekcie prokurator rejonowy zażądał dla sprawcy trzech lat więzienia i sąd na te trzy lata skazał winnego. Do złożenia dymisji zmuszony został bydgoski prokurator rejonowy po tym, jak w Bydgoszczy prokuratura nie wystąpiła o areszt dla sprawców rozboju, a ci następnego dnia pobili na śmierć innego człowieka. Kaczyński odwołał też prokuratora w Łodzi, bo ten wypuścił na wolność recydywistę, któremu przedstawiono zarzut zabójstwa i który wcześniej za zabójstwo był już skazany. Po niedawnej ucieczce z aresztu w Wadowicach Ryszarda Niemczyka, domniemanego zabójcy „Pershinga”, posypały się dymisje w więziennictwie. Działania ministra wyszły naprzeciw społecznemu