Gdyby tak się stało, można by rzec: nareszcie. Nareszcie ten niezatapialny jak ponton baron PO w Zachodniopomorskiem wyleciał z polityki. I nie tylko. Bo Stanisław Gawłowski jest przecież wiceministrem środowiska. Dawno na Wawelskiej nie było takiego kuriozum. Chyba że PO powołała go, by straszyć ekologów. Z tego, co o nim piszą, wynika, że Gawłowski to albo ofiara licznych spisków, albo teflonowy działacz PO, po którym wszystko spływa. Żeby nie sięgać za głęboko, co zarzucano mu w ciągu ostatnich dwóch lat? Popełnienie plagiatu w pracy doktorskiej i „przywłaszczanie autorstwa cudzych utworów”. Nazywają go teraz Staszek kopista (bo skopiował inne prace). Albo Staszek rekordzista. Bo w 2012 r. przejechał 40 tys. km swoim prywatnym autem. A przynajmniej za tyle kilometrów skasował w Sejmie 26,7 tys. zł. Nazywają go też Staszek ja p… albo k… ch… Bo w takim narzeczu rozmawiał z lobbystą w restauracji Sowy. Jest też Staszek zdruzgotany, odkąd jego pasierb oraz kolega z Darłówka, którzy taśmowo wygrywali przetargi z zakresu inżynierii wodnej, zostali aresztowani. I tak dalej, i dalej. Nie wiadomo, czy współczuć Platformie, że ma tak pechowego działacza, czy czekać, aż coś z nim zrobi premier Kopacz. Sprostowanie W związku z publikacją artykułu „A Gawłowskiemu już dziękujemy” informuję, iż w tekście tym znalazły się stwierdzenia nieprawdziwe. Nie jest prawdą, że mój „pasierb oraz jego kolega z Darłówka taśmowo wygrywali przetargi z zakresu inżynierii wodnej”, oraz że mój pasierb został aresztowany. W rzeczywistości mój pasierb nigdy nie występował w żadnych postępowaniach przetargowych z zakresu inżynierii wodnej. Nieprawdą jest również, jakoby mój pasierb został aresztowany. Stanisław Gawłowski Nr 45/2014, 03.11.2014 r. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint