A jednak Trzecia

A jednak Trzecia

07.1997 Warszawa, prezydent Aleksander Kwasniewski podpisuje zarzadzenie w sprawie ogloszenia konstytucji w Dzienniku Ustaw RP uchwalonej w dniu 02.04.1997 przez Zgromadzenie Narodowe. fot.Andrzej Iwanczuk/REPORTER konstytucja

Nie byłoby Trzeciej Rzeczypospolitej, gdyby nie Polska Ludowa Czy Trzecia Rzeczpospolita jeszcze istnieje? Są autorzy, którzy udzielają na to pytanie zdecydowanej odpowiedzi. Prof. Andrzej Romanowski we wstępie do książki „Antykomunizm, czyli upadek Polski” stwierdza: „Trzecia Rzeczpospolita była najlepszym państwem w polskich dziejach. Ale była nie do utrzymania – podkopywana przez antykomunizm i katolicyzm, została skazana w kolebce. Ta sekwencja wydarzeń dopiero dziś układa się w logiczną całość. Bo dopiero dziś możemy zobaczyć, co naprawdę się stało w momencie zaprzysiężenia przez prezydenta Andrzeja Dudę sędziów dublerów Trybunału Konstytucyjnego. Jakże łatwo, jak niemal niezauważalnie wtedy, nocą z 2 na 3 grudnia 2015 r., Trzecia Rzeczpospolita przestała istnieć”. Czy jednak wybitny krakowski intelektualista nie idzie w pesymizmie zbyt daleko? Oczywiście dla nikogo uczciwie myślącego nie ulega wątpliwości, że w ową posępną noc grudniową rozpoczął się proces coraz bardziej ordynarnego łamania konstytucji przez pisowską władzę. I nieprzypadkowo początkiem tego procesu był zamach na Trybunał Konstytucyjny, czyli ten organ władzy sądowniczej, który mógłby – i powinien – łamanie konstytucji na każdym kroku piętnować i blokować. Dzisiaj, po pięciu i pół roku funkcjonowania Trybunału „z przetrąconym kręgosłupem”, nie ulega wątpliwości, że konstytucja RP z 1997 r. jest już tylko pięknym zabytkiem z poprzedniej epoki, w której władza (wówczas lewicowa) była zdolna sama się ograniczać, by wspólnie z opozycją (też raczej centrolewicową niż prawicową) dać państwu nową ustawę zasadniczą. A jednak prof. Romanowski i inni autorzy, którzy już pogrzebali Trzecią Rzeczpospolitą, popełniają pewien błąd, wynikający z utożsamienia państwa z jego systemem prawno-politycznym. Być może ten błąd ma źródło w zasugerowaniu się tradycją francuską, w której każda kolejna konstytucja dawała początek nowej Republice: Pierwszą Republikę powołała do życia rewolucja francuska, Drugą – Wiosna Ludów, Trzecią – klęska w wojnie z Prusami, Czwartą – wyzwolenie Francji po II wojnie światowej, a Piątą – determinacja gen. de Gaulle’a po powrocie do władzy w końcu lat 50. Polska tradycja jest jednak inna. U nas numeracja Rzeczypospolitej wiązała się nie z nową konstytucją, lecz z niepodległym bytem państwa. Pierwsza Rzeczpospolita istniała więc do trzeciego rozbioru, Druga Rzeczpospolita funkcjonowała od momentu odzyskania niepodległości w roku 1918 do jej utraty w roku 1939 (z symbolicznym przedłużeniem działania władz na emigracji), a Trzecia Rzeczpospolita narodziła się – jak stwierdza preambuła jej konstytucji – „odzyskawszy w 1989 roku możliwość suwerennego i demokratycznego stanowienia o Jej (Ojczyzny – przyp. aut.) losie”. Inaczej zatem niż u Francuzów, którzy nigdy nie utracili na dłużej suwerennego bytu państwowego, u nas to właśnie suwerenność jest „miarą państwowości”, nie zaś kolejne konstytucje, których mieliśmy wiele i niestety zwykle nie były one szanowane nawet przez elity państwa, w którym miały obowiązywać. Deptanie ustawy zasadniczej przez obecną władzę nie jest więc w Polsce niczym nowym – raczej należałoby powiedzieć, że wpisuje się w smutną polską tradycję. To przestrzeganie litery i ducha konstytucji przez większość klasy politycznej w latach 1997-2015 było czymś wyjątkowym na tle naszych dziejów. Czy zatem Trzecia Rzeczpospolita, rozumiana jako niepodległe państwo polskie, rzeczywiście przestała istnieć wraz z połamaniem jej porządku konstytucyjnego przez PiS? Na szczęście nie! Bo nawet Jarosław Kaczyński i jego fatalna ekipa nie są w stanie odebrać Polsce niepodległości – choć swoją bezmyślną polityką zagraniczną z pewnością ją osłabiają, jak na ironię nazywając siebie przy tym „obozem niepodległościowym”. Ale tak często pojawiające się w kręgach opozycyjnych porównania obecnej władzy z targowicą są tylko częściowo trafne. Bo choć targowiczanie byli równie nieprzychylni wobec Zachodu i nowoczesności jak dzisiejsza polska prawica, to obecna Polska nie graniczy z mocarstwami, które byłyby w stanie odebrać jej suwerenność, wykorzystując do tego rodzimych „obrońców tradycji”. To nasze wielkie szczęście, że od 30 lat nikt nam z zewnątrz nie zagraża: ani Rosja, która jest na to za słaba, ani Niemcy, które stanowią jeden z fundamentów (być może nawet najsolidniejszy) demokratycznego Zachodu. To również szczęście polskiej prawicy, która nie ma okazji odegrać tak fatalnej roli jak targowica pod koniec Pierwszej Rzeczypospolitej. A przynależność do Unii Europejskiej i NATO zmusza każdą władzę, nawet najgorszą, do przestrzegania podstawowych reguł nowoczesnej demokracji. Już słyszę zarzut: ale przecież zarówno Kaczyński, jak

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 33/2021

Kategorie: Opinie