A może wyresetować MSZ?

A może wyresetować MSZ?

Mamy lato, więc kilka zdań o czymś mało znaczącym, intelektualnie miernym, ale szkodliwym. Czyli o serialu TVP „Reset”, opowiadającym o polityce wschodniej z czasów premiera Tuska i ministra Sikorskiego. Szkodliwy jest ten serial z dwóch przynajmniej powodów. Po pierwsze, szkodliwe i dla państwa polskiego, i dla jego służb dyplomatycznych jest ujawnianie depesz z gryfem tajne, odsłanianie dyplomatycznej kuchni. Po takim show każdy urzędnik każdego państwa pięć razy pomyśli, zanim zacznie rozmawiać z pracownikiem polskiej ambasady. Po drugie, „Reset” propaguje najbardziej prymitywną wersję polityki zagranicznej, w tym konkretnym przypadku – wschodniej. Polega ona na tym, że identyfikujemy Rosję jako „genetycznego” przeciwnika i w związku z tym robimy wszystko, by go pokonać. Ostentacyjnie oczywiście. Wcześniej poligonem takiej polityki była Białoruś. Jak to się skończyło, każdy widzi. Więc, szanowny ministrze Rau, do takiego działania dyplomaci nie są potrzebni, MSZ można zlikwidować. Bo jeżeli Rosji zawsze mówimy „nie” i to uważamy za jedyne słuszne zachowanie, po cóż tracić pieniądze na pensje dla dyplomatów czy utrzymanie budynków w Moskwie? Serial oprócz Putina wskazuje jeszcze innych wrogów – to wspomniany Radosław Sikorski i dyrektor polityczny MSZ z jego czasów, Jarosław Bratkiewicz. Atakuje się ich jako tych, którzy chcieli poprawiać relacje z Rosją, zamierzali spróbować jakiejś gry. Bratkiewicz, który nie uchyla się od odpowiedzialności za te próby, broni tej polityki na łamach „Gazety Wyborczej”. „Kto chce się hardo stawiać, walić pięścią w stół, powinien pracować jako wykidajło, a nie dyplomata”, mówi, wskazując pisowskich polityków.  Powiedzmy otwarcie: nie ma racji. Wykidajło, żeby pracować skutecznie, musi mieć siłę. Taką, żeby różnych osobników móc wyrzucić z lokalu. A jaką siłę wobec Rosji miała Polska? Co mogła Rosji zrobić? W tej grze mogła co najwyżej (i tak jest do tej pory, a w najbliższej przyszłości również nic tu się nie zmieni) schować się za plecami Ameryki, próbować coś ugrać, płynąc w nurcie wielkiej rozgrywki USA-Rosja, ewentualnie duże kraje Zachodu-Rosja.  Taką grę próbowano prowadzić w MSZ za czasów Sikorskiego. Próbowano docierać, budować zaufanie, ale to się nie udało. Nie z naszej winy ani nie z naszego powodu. Rozgrywka toczyła się wyżej. Po cóż więc lamentować, panie Rau? Myśli pan, że pokrzykiwanie i wygrażanie zza pleców Wielkiego Brata to jest polityka? Skończmy z Rauem, ważniejsza rzecz w tym, że gra nie jest skończona. Że umiejętność docierania do kręgów decyzyjnych, budowania wspólnych działań, lewarowania własnej pozycji jest w polityce zagranicznej czymś podstawowym. I kłopot polega na tym, że pisowska ekipa tego nie rozumie, a nawet jak zacznie rozumieć – nie ma do tego narzędzi. Bo pozbyła się ludzi, którzy Rosję, i nie tylko Rosję, ale też cały poradziecki wschód, znali. I – co istotne – mieli umiejętności, a także możliwości budowania relacji. W zamian ma tych, którzy wiedzą lepiej, i to dziesięć pokoleń do przodu.  Może więc czas trochę zaoszczędzić i zamknąć to Ministerstwo Spraw Zagranicznych? Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 29/2023

Kategorie: Aktualne, Kronika Dobrej Zmiany