Kultura kompromisu i ugody jest silnie zakorzeniona w Skandynawii Nina Witoszek – profesor historii kultury na Uniwersytecie w Oslo. Wykładała w Instytucie Europejskim we Florencji i na Narodowym Uniwersytecie Irlandii w Galway, a gościnnie na Uniwersytecie Stanforda i w Cambridge. Autorka wielu prac i książek o Skandynawii oraz scenariuszy filmowych. Jedna z dziesięciu najwybitniejszych intelektualistek i intelektualistów mieszkających w Norwegii, według listy stworzonej w 2006 r. przez norweski dziennik „Dagbladet”. Rewolucja godności. Wprowadza pani taki termin, podkreślając, że dla ludzi motywem działania jest walka o godność. Tak samo dziś, jak i w roku 1980, kiedy mieliśmy rewolucję Solidarności. – Rewolucja godności była motorem buntu w roku 1980. Ludzie chcieli godnie żyć. A ponieważ mieli już kontakt z Zachodem, wiedzieli, że godne życie jest możliwe. Mieli kompleks Zachodu. Czuli się gorsi. – Uczucie poniżenia, mam wrażenie, było w Polsce w tamtych czasach bardzo silne. Ukończyłam studia w latach 70. i pamiętam, co przeżywałam, zanim dostałam paszport, bo urzędnik musiał pokazać swoją władzę. Pamiętam poniżenie z kolejki do sklepu z mięsem, gdzie stało się godzinami i potem z tym skrwawionym kawałkiem cielęciny, rzuconym na kawał papieru, leciało się do domu. To przecież było niegodne, upokarzające. To nie mięso, to godność I to wykorzystała ówczesna opozycja? – Grupy takie jak Komitet Obrony Robotników wprowadziły dwie innowacje. Po pierwsze, postawiły na współpracę, prowadziły dialog – z Kościołem, ze studentami, z robotnikami. Po drugie, przekształciły robotniczą narrację. Przerobiły historię protestów przeciwko wyższym cenom wędlin, bo od tego się zaczęło, na historię o utracie godności. Powiedziały robotnikom: „Słuchajcie, tu nie o to chodzi, że wam się należy, bo ciężko pracujecie… …to mięso… – …to mięso i wędliny. Tu chodzi o waszą godność”. I robotnicy to zrozumieli. Że system, w którym żyją, to system, który ich upadla i poniża. Od tego właściwie się zaczęło – od tej nowej narracji, którą stworzyła polska inteligencja. Nie narzekajmy więc na polskie elity, że niczego nie zrobiły, bo zrobiły niesamowicie dużo. Porównałabym je z encyklopedystami francuskimi. Może nawet ich przewyższyły? Połączyły przecież siłę pióra z działaniem – z pomocą dla robotników. Inteligenci nie tylko pisali, jak poprawiać ludzki los, i robili to świetnie, bo mieli znakomite pióro, ale równocześnie uprawiali pragmatyczny altruizm. To była rewolucja godności? – Mam wrażenie, że ten proces trwał przez całą pierwszą Solidarność. Potem była druga Solidarność, która już była solidarnością sensu stricte, czyli była ruchem plemiennym. Poszukującym wroga, zdrajców. W takiej solidarnej wspólnocie każdy jej członek czuje się jak u siebie – bo jest ze swoimi, bo ma tu schronienie. Każdy przecież potrzebuje schronienia. Wtedy jest miło i łatwo. Bo z kolei współpraca, szczególnie współpraca z ludźmi o innych poglądach niż moje, jest męcząca i znacznie trudniejsza. Człowiek musi się wznieść ponad swoje ego, umieć się porozumieć i budować coś razem, nawet z przeciwnikiem. Zaczęło się więc od hasła: „Dogadajmy się jak Polak z Polakiem”, Wałęsa, podpisując umowy sierpniowe, ściskał się z Jagielskim. A skończyło się hasłem: „Precz z komuną!”. – Były też hasła: „Precz z Żydami!”, „Precz z nie-Polakami!” itp. Sygnałem, że przyszły nowe czasy, był film Bolesława Sulika „In Solidarity”, przedstawiający kampanię wyborczą 1990 r. – To już była Solidarność plemienna. I już wtedy widziałam, że to może źle się skończyć. Ta druga Solidarność tworzyła silną polaryzację wewnątrz rewolucji, były tam motywy antysemickie, ksenofobiczne. Nie mówiąc już o współzawodnictwie – każdy chciał być bohaterem, wielkim wodzem. Każdy uważał, że to on zrobił rewolucję, a tu jest jakiś KOR… Tak się zaczęło szukanie wroga. Oraz proces rozcieńczania, rozbijania dialogu społecznego, który był na samym początku Solidarności – i był wielkim osiągnięciem, graniczącym z cudem. Turbokapitalizm obalił rewolucję A potem przyszli liberałowie i powiedzieli: „My mamy receptę na odbudowę gospodarki, na drogę ku Europie”. Patrząc z perspektywy – udało się im. Inni z kolei mówią, że nic im się nie udało. Liberał tych zarzutów nie rozumie. – Nie rozumie dlatego, że żyje w swoim transkulturalnym świecie bez granic. Uważam, że było ogromnym nieszczęściem dla Polski, że wkraczała w okres transformacji demokratycznej w czasach wściekłego turbokapitalizmu. To nie był zwykły kapitalizm,
Tagi:
brak zaufania, dialog, dialog społeczny, elity, godność, inteligenci, kapitalizm, liberalizm, neoliberalizm, Nina Witoszek, Norwegia, NSZZ Solidarność, Okrągły Stół, Polacy, Polacy za granicą, polityka, Polska, polska polityka, populizm, PRL, rewolucja społeczna, robotnicy, Skandynawia, solidaryzm, transformacja, współpraca, zaufanie