Podziemie aborcyjne to kompromis polityków. Lewica nie próbuje zmienić prawa, w zamian prawica nie żąda, by rodzić musiała zgwałcona nastolatka Lucyna W. – zabieg w dobrym, miejskim szpitalu. „Koperty” pochłonęły tyle, że lepiej było pójść prywatnie. Ale myślała, że wodogłowie płodu wywoła litość, więc poszła do szpitala państwowego, bo przecież zezwoliło jej prawo. – Pani nam statystykę zanieczyszcza – powiedział ordynator. Wtedy dała pierwszą kopertę. Krystyna M. – zorganizowała sobie fałszywe zaświadczenie o wadzie serca, ale w szpitalu zrobili jej dodatkowe badanie i ją wyrzucili. Za zaświadczenie zapłaciła tyle, że już nie miała na prywatny zabieg. Urodziła dziecko, oddała do adopcji. Mąż wrócił do mamusi, bo pani Z. wyje po nocach. Teraz ma prawdziwe papiery od psychiatry, który twierdzi, że źle zniosła poniżanie w ciąży. Magdalena S. – Właściwie wszystko w niej jest schorowane, więc mogła poddać się zabiegowi, żeby wszystko nie było jeszcze bardziej schorowane. Odsyłana od szpitala do szpitala. Minął termin. Urodziła. Zrezygnowała z części leków, żeby wykarmić dziecko. Monika L. – lekarka, która przeprowadzała zabieg, płakała razem z nią. Monikę zgwałcił kolega z klasy. Monika nie sądziła, że ludzie mogą być tak dobrzy. Zwłaszcza w państwowym szpitalu. Rodziców zgwałconej czternastolatki namawiano, by nie decydowali się na zabieg, bo – jak mawia Kazimierz kapera – „nie chodzi o to, ile lat ma dziewczynka, ale że w jej łonie powstaje nowe życie”. Wszystkie kobiety, poza Moniką, gdyby mogły cofnąć czas i zdobyć pieniądze, skorzystałyby z usług podziemia. Tak jak robi tysiące kobiet, które podejmują rozpaczliwą decyzję: „nie mogę urodzić”, ale z tą rozpaczą mogą tylko pójść po cichutku do prywaciarza. Przecież w świetle polskiego prawa to ich „nie mogę” jest przestępstwem „Jestem chora, zgwałcona, ono jest upośledzone”, takie sytuacje, gdy szpital ma obowiązek wykonać zabieg, wywołują tam tylko chęć wymigania się. Pozostaje podziemie. Fałszywa statystyka Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że w ubiegłym roku dokonywano w polskich szpitalach 310 aborcji, co jest wynikiem rekordowo niskim; żaden kraj europejski nie może się poszczycić tak absurdalnie niską statystyką. Gdy nie obowiązywała jeszcze tzw. ustawa antyaborcyjna, w Polsce wykonano 11 tys. 260 zabiegów. Wcześniej, w 1989 r. wykonano 82 tys. zarejestrowanych zabiegów. Tym, że teraz, popołudniami, wykonuje się dziesiątki tysięcy aborcji w podziemiu, nikt się nie przejmuje. Nie dostrzega się także ciągle kuszących w prasie zapewnień, że za wschodnią granicą będzie najtaniej. Najważniejsza jest oficjalna statystyka. – To niemożliwe, by w kraju, w którym jest 10 mln kobiet w wieku rozrodczym, wykonywano 310 zabiegów aborcji rocznie – ocenia Wanda Nowicka z Federacji na rzecz kobiet i Planowania Rodziny. Rzeczywiście, statystyki światowe podają 300 zabiegów na 1000 ciąż. Europejskie mniej, ale i tak widać, że po prostu nie wiemy, ile zabiegów odbywa się w podziemiu, za duże pieniądze. Polskie delegacje rządowe jeżdżą na międzynarodowe narady i opowiadają, jak to Polki przestały przerywać ciążę. Tacy Francuzi, którzy bezwzględny zakaz znieśli 25 lat temu, oglądali nas jak neandertalczyków. A my uparcie, na zewnątrz, pokazujemy lukrowany, fałszywy obraz Polski bez aborcji, wewnątrz zaś kwitnie podziemie oferowane w ostentacyjnych ogłoszeniach – „Zabiegi, każdy zakres”, „Wywoływanie miesiączki albo po prostu „Ginekolog – najtaniej”. Wszyscy dostosowali się do sytuacji. Nie ma skarg do rzecznika praw obywatelskich, nikt już nie nawołuje do referendum w tej sprawie, choć cztery lata temu, gdy była to głośna propozycja, sześciu na dziesięciu Polaków uważało, że jest to sensowne rozwiązanie problemu. Wtedy też na pytanie CBOS 57% Polaków odpowiedziało, że państwowe szpitale nie powinny odmawiać wykonywania zabiegów, a jeśli tak robią, to tylko, by zarobić po godzinach. A pamiętajmy, że był to okres złagodzenia ustawy. Jednak aborcja została już w podziemiu. Bez względu na to, czy przepisy były ostrzejsze, czy łagodniejsze w ostatnich latach ciążę można przerwać tylko za pieniądze. Rocznie wykonuje się kilkadziesiąt tysięcy nielegalnych zabiegów przerwania ciąży. Kobieta płaci co najmniej 2 tys. zł. To jedyny efekt restrykcyjnego prawa. Dziś wszyscy kłamią – oszukują innych albo samych siebie. Kobiety wierzą, że jeśli będą siedzieć cicho, nikt jeszcze bardziej nie zaostrzy przepisów. Lekarze nie chcą stracić popołudniowych aborcji za miliony, więc kłamią, że to przysięga Hipokratesa