Mało kto zauważył i dziwnie ten fakt został przemilczany w mediach, że na wieńczącej obchody 30-lecia „S” mszy pod „gdańskimi krzyżami” jednym z licznego grona koncelebransów był abp Juliusz Paetz. Ten fakt jest symbolicznym podsumowaniem żenujących swarów, połajanek i wzajemnych oskarżeń wieńczących spotkanie dzisiejszych elit solidarnościowych, jakich świadkami byliśmy w Trójmieście z okazji 30-lecia Porozumień Sierpniowych i powstania „S”. Jak to możliwe, że moralne przesłanki niesione przez ideę „S” (z których „S” zawsze słynęła i stawiała je na piedestale we wszystkich wymiarach życia publicznego) pozwalają, aby w uroczystościach tak ważnych dla kraju (była to msza, ale obecni na niej byli czynni i byli politycy wywodzący się z obozu solidarnościowego) uczestniczyła tak skompromitowana osoba? Pytam i nie znajduję sensownej odpowiedzi – dlaczego tak czuli na etyczne wzniosłe cele ludzie „S” dziś rządzący naszym krajem, używający wobec ludzi, dla których PRL była ojczyzną, argumentacji o wyższości swoich wyborów oraz drogi życiowej, właśnie z tytułu tych przewag nie zaprotestowali, wychodząc ostentacyjnie z owej mszy? Dlaczego w polskich mediach nie podnosi się krzyk (a moralistów w tej branży mamy co niemiara), kiedy przez obecność tak skompromitowanej osoby na państwowej, publicznej bądź co bądź imprezie kala się to, co dla „Solidarności” (i kraju) wydawałoby się najważniejsze?
Czy np. w USA, kraju, gdzie w przestrzeni publicznej pełno jest religijności i duchowości (nie mylić z państwem amerykańskim, bo to dwie różne sprawy), możliwe byłoby dziś publiczne funkcjonowanie kard. Bernarda F. Lawa, oskarżanego jedynie o tuszowanie skandali seksualno-pedofilskich w Kościele katolickim nad Potomakiem i Missisipi? A tu polski Kościół już po raz wtóry (pogrzeb prezydenta RP na Wawelu) w niedługim czasie wystawia na widok publiczny abp. Paetza, który jawnie zamieszany był w skandale seksualne.
Opisywana przeze mnie sytuacja pokazuje z jednej strony serwilizm, hipokryzję i zaprzaństwo polskich elit intelektualnych, polskich polityków i żurnalistów. Uważam, że na kolanach nie można być wolnym. Zwłaszcza wolnym intelektualnie. I nie ma to nic wspólnego z religijnością, wiarą czy duchowością w ogóle.
Z drugiej strony egzemplifikuje niesamowitą arogancję hierarchii Kościoła w Polsce, butę, lekceważenie państwa i wiernych. A także obywateli niewierzących czy związanych z innymi Kościołami bądź związkami wyznaniowymi. Jest to kolejny akt pokazania wszystkim, kto tu rządzi i kto rozdaje karty.
Dla mnie jest to także powód do drobnej schadenfreude – obecność abp. Paetza na tych uroczystościach ostatecznie zamyka klamrą wszelkie debaty o wyższości moralnej współczesnych działaczy wywodzących się z „S” nad tymi, którzy w czasie obrad Okrągłego Stołu stali po stronie partyjno-rządowej. M.in. ten typ mentalności spowodował powstanie i funkcjonowanie niedemokratycznego passusu o tym, że „postkomunistom mniej wolno” (właśnie te etyczne przesłanki moim zdaniem legły u podstaw owego szlagwortu). Choć jest to schadenfreude o gorzkim posmaku.
Tagi:
Radosław S. Czarnecki
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy