Przyjmowali go najwięksi – Jan Paweł II, prezydenci, premierzy wielu państw Wraz z odejściem Adama Schaffa kończy się epoka w dziejach myśli lewicowej i socjalistycznej, wyrastającej z marksistowskich korzeni i do końca dochowującej im wierności. W drugiej połowie XX w. był on najwybitniejszym tego nurtu twórcą i przedstawicielem. Stał się instytucją, najpierw w Polsce Ludowej, później w świecie. W pierwszym 20-leciu Polski Ludowej należał do najwybitniejszych krzewicieli marksizmu, wywierał też znaczący wpływ na organizację nauki i atmosferę życia naukowego w humanistyce. Zawsze, nawet w latach młodzieńczych fascynacji i w dobie ideologicznych ofensyw stalinizmu, strzegł wysokiego standardu intelektualnego własnej twórczości, a w polityce kierował się poczuciem zdrowego rozsądku i wiarą w przewagę siły argumentu nad argumentem siły. Nieraz mitygował młodszych adeptów „nowej wiary” i miarkował ich wojowniczość. Stał się wybitną postacią październikowego zwrotu 1956 r. Należał do głównych autorów liberalnego i otwartego kursu popaździernikowej polityki naukowej, odegrał szczególnie doniosłą rolę w nawiązaniu współpracy z humanistyką zachodnią. Były to jednocześnie lata jego największych osiągnięć naukowych w dziedzinie filozofii. Powstałe wówczas jego dzieła tłumaczone na wiele języków i wielokrotnie wznawiane weszły do kanonu lektur uniwersyteckich. Ważnym nurtem przemyśleń Adama Schaffa w tej popaździernikowej fazie rozwoju Polski Ludowej staje się krytyczna analiza samego marksizmu, dogmatycznych zniekształceń i wulgaryzacji, a także anachronizmów i nieadekwatności wobec nowych osiągnięć myśli. Płodem tych przemyśleń są liczne publikacje i przede wszystkim nowatorskie studium „Marksizm a jednostka ludzka”. Było ono wyzwaniem dla oficjalnej ideologii, autor doznał goryczy politycznej niełaski i krzywdzących posądzeń. Odpierał je z godnością i stanowczością. Jako uczestnikowi i po części organizatorowi ówczesnych debat godzi mi się podkreślić, że to Adam Schaff miał wówczas rację, a nie jego adwersarze i krytycy. Toczył mężnie walkę o swoją wizję marksizmu również w krytycznym 1968 r., gdy doznał wielu krzywd, nagonki i szykan, utracił stanowiska partyjne i kierownictwo instytutu. Od tego czasu zmienia się kierunek głównych zaangażowań intelektualnych Adama Schaffa. Na plan dalszy schodzi filozofia, uwagę skupia na społecznych i politycznych problemach ludzkości i roli współczesnej lewicy. Bierze udział w pracach Klubu Rzymskiego, publikuje przenikliwą pracę „Ruch komunistyczny na rozdrożu”, w kolejnych książkach pogłębia tę problematykę. Pracował niezmordowanie. Przemawiał z pozycji myśliciela społecznego i politycznego. Coraz głębiej i bardziej krytycznie analizował marksizm i doświadczenie „realnego socjalizmu”. Pozostał jednak zdecydowanie człowiekiem lewicy. Obca mu była – dość częsta wśród „rewizjonistów” i dysydentów – postawa apostaty i etyka zaprzaństwa. Mimo dotkliwych w pewnym okresie szykan w kraju, a ponętnych propozycji za granicą nigdy nie brał pod uwagę emigracji. Mimo ciężkich przejść w 1968 r. zachował wielkie uznanie dla Władysława Gomułki i do końca podtrzymywał z nim kontakt. Najostrzejszymi słowy piętnował wynaturzenia swojej partii, nigdy jednak nie podał w wątpliwość moralnej zasadności swojego młodzieńczego akcesu do ruchu komunistycznego. Zawsze też ze swadą bronił osiągnięć społecznych i kulturowych Polski Ludowej i zdecydowanie negatywnie oceniał kapitalistyczną restaurację 1989 r. Był heroldem nowej lewicy, poszukiwał intelektualnie jej kształtu, wierzył w jej odrodzenie. Przyjmowali go najwięksi – Jan Paweł II, prezydenci, premierzy wielu państw. Miał szeroki krąg przyjaciół w kraju i na świecie, w różnych środowiskach. Szczególnie wysoko jednak cenił spotkania z młodymi ludźmi lewicy w kręgu kultury iberyjskiej. Był ich guru, dla nich na starość opanował język hiszpański. Adam Schaff był moim nauczycielem akademickim w INS, później wiele lat współpracowaliśmy. Połączyła nas zażyłość, która przerosła w wieloletnią serdeczną przyjaźń. Wytrzymała ona próbę czasu, burze napięć i chwilami różnic politycznych, choć najczęściej wspierała się na zbieżności poglądów. Był wspaniałym człowiekiem, wolnym od małostkowości, niezawodnym w przyjaźni. Miał wrodzony optymizm i ufność do ludzi. Lubił dyskutować, był hojny w dzieleniu się wiedzą, pomysłami, przypuszczeniami, także zwątpieniami i obawami. Wiele mu zawdzięczam. Żegnaj, Przyjacielu Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Andrzej Werblan