W pierwszym dziesięcioleciu transformacji zwiększyła się przestępczość. Nie tylko rosła liczba czynów karalnych ujawnionych w policyjnych statystykach, ale pojawiały się nowe formy przestępczości. W warunkach gospodarki wolnorynkowej przestępczość gospodarcza miała zupełnie inny charakter niż w warunkach gospodarki centralnie zarządzanej. To już nie robienie manka w sklepie (kto dziś wie, co to słowo w ogóle znaczy?) czy wyprowadzanie na lewo kiełbasy z zakładów mięsnych, ale wyłudzenia podatku w coraz bardziej wymyślnych formach, przy coraz bardziej skomplikowanych procedurach. III RP odziedziczyła po PRL konsekwencje kuriozalnego rynku samochodowego. Stworzył go popyt na samochody i ich części przy niezwykle dotąd ograniczonej ich podaży. Kto dziś pamięta, a kto z młodych potrafi uwierzyć, że w PRL, aby kupić samochód, nie wystarczyło mieć pieniądze. Kto za szczególne zasługi lub dzięki szczególnym znajomościom nie dostał talonu na samochód, a liczba talonów była bardzo ograniczona, po wpłacie całej sumy musiał czekać na samochód kilka lat. W efekcie używany samochód był droższy od nowego. Był droższy, za to był od ręki. Brakowało części zamiennych. Kupno akumulatora graniczyło z cudem. W tej sytuacji kradzież samochodów, a nawet ich części (kradziono akumulatory, koła) niezwykle się rozwinęła. Nic też dziwnego, że po 1989 r. popyt na samochody był ogromny. Nowe i używane. Ruch w branży przechodził wszelkie oczekiwania. Otwarcie granic spowodowało też nową sytuację. Masowo sprowadzano samochody z Zachodu, zwłaszcza z Niemiec. Także kradzione. To w tym czasie zrodziła się zorganizowana przestępczość nowego, nieznanego w PRL rodzaju. Powstały gangi, z których najpowszechniej znane są pruszkowski czy wołomiński. Większość liderów tych gangów stanowili mechanicy samochodowi. Podstawą gangsterskiego biznesu były kradzież samochodów i obrót nimi. To wymagało organizacji. Ktoś musiał kraść, ktoś przebijać numery, fałszować dokumenty, ktoś sprzedawać. Ten nielegalny proceder wymagał ochrony nie tylko przed organami państwa, ale też przed konkurencją, coraz bardziej bezwzględną, bo chodziło o wielkie pieniądze. Gdy rynek samochodowy w Polsce się ustabilizował, gangi przerzuciły się na handel narkotykami i seksbiznes. Każdej transformacji ustrojowej obejmującej gospodarkę towarzyszy anomia, czyli stan rozchwiania norm regulujących postępowanie ludzi. Norm moralnych, obyczajowych, także prawnych. Już samo to sprzyja wzrostowi przestępczości. Do tego w warunkach polskich doszło znaczne poszerzenie zakresu wolności, z której korzystają wszyscy, także margines przestępczy. Otwarcie granic ułatwiło światu przestępczemu nawiązanie kontaktów międzynarodowych. Nic więc dziwnego, że w pierwszych latach transformacji rosła przestępczość. Na wzrost przestępczości w naturalny sposób zwróciły uwagę media, a w konsekwencji opinia publiczna. Niezależnie od wzrostu liczby popełnianych przestępstw rósł strach przed przestępstwem, malało poczucie bezpieczeństwa wśród ludzi. Tę sytuację wykorzystało PiS. Ta partia przy swoich narodzinach obiecała zwalczyć przestępczość i przywrócić bezpieczeństwo. Szczególnie mądrych pomysłów na to nie miała, poza jednym: trzeba zaostrzyć kodeks karny. Ale to wystraszonemu społeczeństwu wystarczyło. Jest ktoś, kto obroni nasze życie i mienie, kto zabezpieczy nasze dzieci przed pedofilem. Partia powstała, weszła do Sejmu, w 2005 r. sięgnęła po władzę. W tym czasie transformacja się zakończyła, a wraz z nią sprzyjająca rozwojowi przestępczości anomia. Pojawił się niż demograficzny, a dodatkowo ogromna fala emigracji zarobkowej. Zmalała liczba młodych mężczyzn, najliczniej reprezentowanych wśród popełniających przestępstwa. Od 2001 r. systematycznie zaczęła maleć liczba zabójstw (od tego czasu zmalała ponaddwukrotnie!), od 2003 r. zaczęła maleć liczba wszystkich przestępstw. Po kilku latach ludzie się przekonali, że jest to stały trend. Społeczne poczucie bezpieczeństwa wzrosło. Administrowanie strachem przed przestępczością nie jest już skuteczną socjotechniką. Na szczęście dla PiS w Europie pojawiły się nowe problemy: uchodźcy i terroryzm. Inna rzecz, że terroryzm był w Europie od zawsze: wystarczy przypomnieć choćby Irlandię Północną, Kraj Basków, Frakcję Czerwonej Armii w Niemczech. Kiedy Europa uporała się z własnym terroryzmem, pojawił się terroryzm islamski. Nie jestem tego pewien, ale nie wykluczam, że ofiar rodzimego, europejskiego terroru było więcej niż dziś terroru islamskiego. Ale strach przed uchodźcami i terroryzmem (już połączenie tych dwóch pojęć jest efektem mało uczciwej socjotechniki), umiejętnie podsycany i administrowany, godnie zastąpił strach przed przestępcami. PiS straszy teraz uchodźcami i terrorystami. Administrowanie