Afganistan: prawdy i manipulacje

Afganistan: prawdy i manipulacje

Przedłużająca się obecność Amerykanów pchnęła do walki z okupantem ugrupowania, które nigdy nie były sojusznikami talibów, a nawet z nimi walczyły Prof. Stanisław Zapaśnik, antropolog, ekspert ds. Azji Stanisław Zapaśnik – absolwent filologii polskiej i filozofii UW. Doktorat z filozofii w 1970 r., habilitacja w 1984 r. na UW. Obecnie profesor w Katedrze Socjologii Obyczajów i Prawa w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się m.in. kulturą społeczeństw Azji Centralnej oraz stosunkami między państwami obszaru byłego ZSSR a państwami Azji. Autor wielu publikacji, m.in. „Polityka Turcji wobec państw obszaru byłego ZSRR a stosunki z Rosją” (1997), „Wojna w Afganistanie a interesy Rosji w Azji Środkowej” (1988), „Rosja-Chiny. Granice strategicznego partnerstwa” (1998). Choć Afganistan dzieli od granic Polski ponad 7 tys. km, to informacje o niepokojach w tym kraju docierają do nas już od ponad 30 lat. W końcu lat 70. interwencję wojskową prowadził tam ZSRR, od ośmiu lat robią to Amerykanie, a od roku także Polacy. Czy Rosjanom w Afganistanie chodziło o to samo co Amerykanom? – Nie. Zostali oni wciągnięci w konflikt w 1979 r. przez działania amerykańskie. Ówczesny szef Biura Studiów Strategicznych CIA Robert Gates oraz doradca prezydenta Jimmy’ego Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego Zbigniew Brzeziński wpadli na pomysł, że ze względu na rosnącą dynamicznie populację muzułmanów i spadek urodzin ludności słowiańskiej będą się zaostrzały w ZSRR konflikty pomiędzy wyznawcami islamu a ateistycznymi Słowianami. Postanowili w interesie Stanów Zjednoczonych stworzyć w Afganistanie przeciwko ZSRR siły zbrojne złożone z muzułmanów. Mieli nadzieję, że dzięki temu uda się prędzej czy później oderwać od ZSRR „najbardziej islamską” republikę radziecką, Uzbekistan. Głównym jednak celem było stworzenie w Afganistanie czegoś na kształt „wietnamskiej pułapki”, aby wciągnąć tam wojska ZSRR. Stosowne dokumenty prezydent Carter podpisał 3 lipca 1979 r. Było to równoznaczne z ogłoszeniem Dżihadu – świętej wojny. Początkowo partyzantów afgańskich, mudżahedinów, szkolono w Pakistanie i USA. Amerykanom wtedy nie przeszkadzało, że „mudżahedin” to „bojownik za wiarę”. Zresztą i dziś autorzy pomysłu są dumni z odniesionego sukcesu. Np. w jednym z wywiadów Brzeziński twierdził, że dzięki temu upadł mur berliński. Przez jakiś czas CIA miała problem ze znalezieniem przywódcy tworzonego przez siebie ruchu. Wówczas Saudyjczycy wskazali jako kandydata młodego, utalentowanego człowieka, syna saudyjskiego milionera Osamę bin Ladena. W ten sposób stanął on na czele „Arabów afgańskich”, by przy wsparciu CIA walczyć o sprawę islamu. Paradoksalnie w ówczesnej sytuacji pierwszoplanowym celem Sowietów było obalenie reżimu Hafizullaha Amina, którego polityka przymusowej laicyzacji kraju wywoływała zbrojny opór muzułmanów. Bin Laden, który wspierany m.in. przez USA wyruszył do Afganistanu do walki z komunistami, z czasem został uznany za banitę w świecie arabskim, przebywał w Sudanie, Jemenie, organizując zamachy terrorystyczne, bo jednak za największego wroga uznał nie Rosjan, ale Amerykę. Stworzył organizację skupiającą dawnych uczestników wojny w Afganistanie i w tym kraju znalazł w końcu azyl, co z kolei stało się jednym z motywów amerykańskiego ataku na Afganistan. – Od momentu jego pojawienia się w Kandaharze w 1996 r. do ucieczki z Tora-Bora w 2001 r. wiedziałem o Bin Ladenie niemal wszystko. Przypisywano mu zorganizowanie, finansowanie lub inspirowanie wielu akcji terrorystycznych, w tym zamachu w World Trade Center w 1993 r. (zginęło w nim sześć osób), nalotów na amerykańskie bazy wojskowe w Rijadzie i Az-Zahran (1996), ataków na ambasady USA w Dar Es-Salaam i Nairobi (1998), a wreszcie najstraszliwszych zamachów 11 września 2001 r. w Nowym Jorku i Waszyngtonie. Amerykanie rozpoczęli w październiku 2001 r. operację militarną w Afganistanie w celu schwytania bin Ladena i przeciwko udzielającym mu schronienia w tym kraju talibom. Działania amerykańskie wspomagały oddziały tzw. Sojuszu Północnego. Talibowie zostali pokonani i stracili kontrolę nad większością terytorium kraju, a na konferencji w Petersbergu k. Bonn przedstawiciele opozycji antytalibańskiej powołali koalicyjny rząd tymczasowy z premierem Hamidem Karzajem – obecnie wybranym znowu na prezydenta. Jednak prosta manipulacja polegająca na zmianie nazwy ukrywa przed opinią światową fakt, iż ów Sojusz Północny, sojusznik USA w wojnie z talibami, składa się z ugrupowań, które w 1997 r. utworzyły Zjednoczony Front Islamski dla Zbawienia Afganistanu. Wśród przywódców tych ugrupowań znajdują się fundamentaliści

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 36/2009

Kategorie: Wywiady