Wiceprezydent Dick Cheney musiał szukać schronienia w bunkrze Dick Cheney czuł się pewnie w doskonale strzeżonej bazie Bagram w Afganistanie. Nagle wiceprezydent USA usłyszał potężny huk. Chwilę później agenci ochrony pospiesznie prowadzili go do bunkra. Koło jednej z bram Bagram doszło do masakry. 27 lutego zamachowiec samobójca wysadził się w powietrze w wypełnionym materiałami wybuchowymi samochodzie. Zginęło około 20 osób, w tym dwóch żołnierzy antyterrorystycznej koalicji – z Korei Południowej i z USA, wielu zostało rannych. Amerykańscy generałowie podkreślają, że atak miał tylko symboliczne znacznie – wybuch nastąpił przy pierwszym z trzech pierścieni ochronnych wokół Bagram i Cheney nigdy nie był zagrożony. Komentatorzy zwracają jednak uwagę, że talibowie potrafili wytropić wiceprezydenta i natychmiast zorganizować zamach. Bojówkarz samobójca zdołał przedostać się przez niezliczone punkty kontrolne na drogach. Świadczy to, iż talibowie dysponują doskonałym systemem rozpoznania i być może mają swych szpiegów w Bagram, wielkiej bazie wojskowej 60 km na północ od Kabulu, wcześniej używanej przez armię radziecką, obecnie będącej głównym punktem oparcia sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych w Afganistanie. Wizyta Cheneya w Pakistanie, a potem w Afganistanie, utrzymywana była w tajemnicy. Wiceprezydent przenocował w Bagram tylko dlatego, że burza śnieżna uniemożliwiła mu lot do Kabulu na spotkanie z prezydentem Hamidem Karzajem. Talibowie dowiedzieli się o tym prawie natychmiast. „To już nie są prymitywni partyzanci”, powiedział jeden z oficerów wojsk NATO pełniących misję w Afganistanie. Prawdopodobnie eksplozja pod Bagram jest zapowiedzią krwawej wiosny. Przywódca talibów, jednonogi okrutny mułła Dadullah zapowiada podjęcie ofensywy, skoro tylko stopnieją śniegi. Dadullah czuje się pewnie – przyjmuje dziennikarzy w swych górskich kryjówkach i twierdzi, że ma pod bronią 10 tys. bojowników, w tym 2 tys. potencjalnych zamachowców samobójców. Mułła chełpi się, że „przeklęci niewierni” nie poznają jego zamiarów: „Poderżnęliśmy gardła 250 szpiegom CIA”. Wiele egzekucji domniemanych szpiegów rzeczywiście się odbyło – talibowie sfilmowali je na wideo. Dadullah zapewnia, że ma kontakt z ukrywającym się w Pakistanie Osamą bin Ladenem, a także z najwyższym przywódcą talibów, mułłą Omarem, który po amerykańskiej inwazji przepadł jak kamień w wodę, wciąż jednak w przesłaniach na wideo zagrzewa swych zwolenników do świętej wojny. Pogróżki Dadullaha należy traktować poważnie. Pod koniec 2005 r. ostrzegał on, że wojska koalicji przeżyją w Afganistanie trudne miesiące. I rzeczywiście, 2006 r. okazał się w Afganistanie najkrwawszy od czasu obalenia reżimu talibów przez amerykańską inwazję przed pięcioma laty. W ubiegłym roku w Kraju Hindukuszu poległo w walkach około 3,7 tys. Afgańczyków – osób cywilnych, talibów, żołnierzy wojsk rządowych oraz 191 żołnierzy koalicji – amerykańskich oraz utworzonych przez NATO sił stabilizacyjnych ISAF. Liczba ataków z użyciem min i bomb przydrożnych wzrosła w 2006 r. dwukrotnie, zamachów samobójczych zaś – pięciokrotnie. Warto zauważyć, że podczas długoletnich walk z armią radziecką afgańscy partyzanci nigdy nie wysadzali się w powietrze. Teraz talibowie przejęli taktykę rebeliantów w Iraku. Konflikt w Iraku sprawił, że także prowadzona przez Stany Zjednoczone globalna „wojna z terroryzmem” staje się coraz brutalniejsza. Szczególnie trudna sytuacja panuje w południowo-wschodniej części kraju, w prowincjach Helmand i Kandahar. Tu talibowie są panami rozległych terenów, próbują zajmować mniejsze miasta. W końcu ubiegłego roku siły koalicji, wspierane przez potężne lotnictwo, przystąpiły do kontrofensywy. W nalotach straciły życie setki czarnych turbanów (podobno aż 1,5 tys., aczkolwiek takie komunikaty NATO bardzo przypominają wojenną propagandę sukcesu). W Afganistanie na kilka miesięcy zapanował spokój. Prawdopodobnie jest to jednak tylko cisza przed wiosennym huraganem. Afgańscy partyzanci tradycyjnie przerywają walki, kiedy przełęcze zasypie głęboki śnieg. Talibowie przegrupowują się obecnie w Pakistanie, w regionie miasta Quetta. Dowództwo NATO planuje rozpoczęcie operacji Nowrouz (Nowy Rok) – ataku uprzedzającego wiosenną ofensywę dżihadystów Dadullaha. Być może jednak Nowrouz trafi w próżnię. Zdaniem komentatorów, talibowie zastosują nową taktykę – zrezygnują z zajmowania terenu, lecz będą atakować z zasadzki, podkładać bomby i dokonywać zamachów samobójczych w całym kraju – także w północnych i zachodnich prowincjach, dotychczas uważanych za spokojne. Wobec takiego przeciwnika wojska
Tagi:
Jan Piaseczny