Największy pasażerski samolot już został nazwany superjumbo W Tuluzie oficjalnie pokazany został największy pasażerski samolot świata – Airbus A380. Uroczystość odbyła się z wielką pompą. Kanclerz RFN, Gerhard Schröder, nie pominął okazji, aby dopiec nielubianym Amerykanom. Oto „tradycja starej, dobrej Europy” umożliwiła ten sukces. Tylko nieliczni zwracali uwagę, że fetowano samolot, który jeszcze nigdy nie oderwał się od ziemi, maszynę niezwykle kosztowną i cierpiącą na chorobliwą nadwagę. W kuluarach nazywano nowego airbusa „parówką” lub „grubą gęsią”, gdyż ten gigant przestworzy z usterzeniem wysokim na 24 m wygląda imponująco, lecz nieelegancko. Monachijska „Süddeutsche Zeitung” pisze, że Francuzi, przede wszystkim sobie przypisujący triumf Airbusa, już kiedyś zbudowali najpiękniejszy i najnowocześniejszy samolot, który się okazał ekonomicznym niewypałem i od lat nadaje się tylko do muzeum – to Concorde. Dwupokładowy Airbus A380 pod każdym względem przewyższa dotychczasowego rekordzistę – Boeinga 747. Ma 72,7 m długości i 79,8 m rozpiętości skrzydeł. Boeing – odpowiednio 70,7 i 64,9 m. Powierzchnia płatów nośnych nowego superjumbo wynosi 845 m kw. – można by postawić na niej sześć domów jednorodzinnych. W wersji standardowej A380 zabierze na swe pokłady 555 pasażerów. Boeing 747 – tylko 416. Dyrektorzy europejskiego konsorcjum Airbus podkreślają, że nowy gigant przestworzy będzie ekonomiczny i przyjazny dla środowiska. Na 100 km i jednego pasażera spali zaledwie 2,9 litra paliwa. Znawcy przedmiotu jednak z niedowierzaniem kręcą głowami. Tak wielki samolot musiał zostać skonstruowany bardzo solidnie – wielkie skrzydła oznaczają przecież silne drgania przechodzące w rezonans. Aby zapobiec temu niebezpiecznemu zjawisku, trzeba było zamontować liczne elementy wzmacniające. W konsekwencji masa A380, stworzonego kosztem 12 mld euro, wzrosła o pięć ton. Oznacza to ponad pół miliona euro dodatkowych kosztów eksploatacyjnych rocznie na jeden samolot. Do tej pory linie lotnicze różnych krajów zamówiły 149 wielkich airbusów. Aby jednak nakłady na stworzenie powietrznego kolosa się zwróciły, należałoby sprzedać 250 egzemplarzy. Tak kalkulują szefowie konsorcjum, jednak według ocen banków, inwestycja zwróci się dopiero wtedy, gdy 500 superjumbo znajdzie nabywców. Ale wielu potencjalnych klientów czeka. A380 przecież nie sprawdził się w locie. Pierwszy start odbędzie się przypuszczalnie 31 marca. Biały gigant wzniesie się w powietrze tylko z sześcioosobową załogą na pokładzie – wszyscy z przypiętymi spadochronami. Potem nastąpi długa seria testów (dopiero piąta wyprodukowana maszyna zostanie sprzedana komercyjnemu nabywcy – Singapurskim Liniom Lotniczym). Podczas prób zawsze ujawniane są usterki, tym poważniejsze, im samolot jest większy. Eksperci oczekują np., że podczas startu długie skrzydła A380 będą generować szczególnie gwałtowne i potencjalnie niebezpieczne turbulencje. Usunięcie wad może potrwać długo i będzie kosztowne. Jeśli cena samolotu wzrośnie, szefowie linii lotniczych zaczną się zastanawiać, czy warto. A380 jest z pewnością projektem prestiżowym, ku chwale Europy, który mógł zostać zrealizowany dzięki hojnym państwowym subwencjom, może jednak okazać się ekonomicznym fiaskiem. Na razie europejscy politycy i konstruktorzy zacierają ręce. Airbus po raz kolejny upokorzył swego arcyrywala, Boeinga. Przez dwa ostatnie lata sprzedał więcej samolotów niż amerykański koncern lotniczy, a teraz stworzył samolot, który usunie w cień B 747, słynnego jumbo jeta. Szefowie Boeinga w 2001 r. zrezygnowali z planów zbudowania największego samolotu świata. Przerażały ich koszty, a korzyści ekonomiczne z takiego przedsięwzięcia wydawały się wątpliwe. Boeing skonstruował zamiast tego maszynę 7E7 Dreamliner. Jest to samolot średniej wielkości (zabierze około 250 pasażerów), lecz mający większą szybkość i zasięg niż jakakolwiek inna liniowa maszyna. Zadebiutuje w 2008 r., Japońskie Linie Lotnicze zamówiły już 80 dreamlinerów. Ogromny A380 będzie mógł lądować tylko na niektórych lotniskach, zapewne na około 60 na świecie. Ci pasażerowie, którzy nie lubią się przesiadać, wybiorą zapewne samolot Boeinga, który zawiezie ich bezpośrednio do celu. Niewykluczone, że na rynku znajdzie się miejsce dla obu maszyn. Europejski superjumbo może obsługiwać dalekie loty, np. Londyn-Singapur.
Tagi:
Jan Piaseczny