Panie rządzą w swych małych ojczyznach. To one najskuteczniej zmieniają nasz kraj W mojej wsi nigdy nic się nie działo. Grupa młodych ludzi chciała coś organizować, ale zawsze były jakieś przeszkody, okazywało się, że nie tak, za późno, że lepiej co innego. Postanowiły „wziąć sprawy w swoje ręce”, zaproponowały, żebym kandydowała. Mnie też denerwowało to nicnierobienie, wysłuchiwanie: nie, bo nie ma pieniędzy, bo to, bo tamto. Powiedziałam więc, że jak mnie większość wybierze, razem będziemy coś robić – mówi sołtyska Anna Wieczorek z Nowej Wsi (gmina Śmigiel). Rok temu wygrała wybory, jej przeciwniczką też była kobieta. – Chciałam sprawdzić, czy faktycznie nic się nie da zrobić. Da się! Mamy amatorską drużynę piłkarską, napisałam wniosek, jedna z fundacji wybrała go spośród wielu innych, dostaliśmy dofinansowanie. Zbudowaliśmy boiska do piłki nożnej i do siatkówki, prowadzone są zajęcia. Mieszkańcy wszystko zrobili, przyszli, pracowali. Okazało się, że chcieli, żeby coś się działo, ale brakowało kogoś, kto by powiedział: słuchajcie, zróbmy to i to. Zorganizowaliśmy dzień dziecka, dożynki. Myślałam, że trudniej będzie ich zachęcić. Pani Anna prowadzi wraz z mężem gospodarstwo rolne (jej własną specjalnością jest uprawa pieczarek), wychowuje dziewięcioletnich synów (bliźniaki), zaczęła studia. – Faceci mają łatwiej w życiu. Już nikt nie mówi wprost: baby do garów, ale uważa się, że mężczyźni lepiej się dogadają. Mąż się cieszy, choć mówi, że bardzo rzadko jestem w domu. Nie ukrywam, że jak mnie nie ma, musi robić za siebie i za mnie. Młoda sołtyska planuje teraz kino: – Zrobiliśmy ankietę, ludzie powtarzali, że brak kina. W mojej wsi nie ma remizy ani świetlicy, stworzymy więc kino pod chmurką, będą letnie pokazy filmowe, rozglądamy się za niedrogim sprzętem. Obliczyłam, że na wszystko trzeba ok. 17 tys. zł, szukam teraz „grantodawcy”, fundacji, która nas wesprze. Popierajcie swoją sołtyskę Nikt nie wie, ile jest takich kobiet w Polsce, ale na pewno coraz więcej. Ciekawe, że widać je głównie na wsi, gdzie na pozór trudniej się przebić, bo tradycyjne społeczności stawiają im bariery. A liczby mówią za siebie. W Sejmie na 460 posłów są 94 kobiety (ponad 20%). W 19-osobowej Radzie Ministrów – pięć (poniżej 25%). Tymczasem wśród 40 tys. sołtysów jest prawie 14 tys. pań – ponad 30% – i ich liczba stale rośnie. Wybierane są głosami obojga płci. Polscy mężczyźni pojmują, że sołtys kobieta raczej nie zrobi sobie pijackiej trzydniówki, nie będzie miała kaca, nie walnie w drzewo, prowadząc jak wariat, nie przegapi ważnych terminów. Janina Mucha jest sołtyską Chrustnik (Dolnośląskie), wcześniej działała w radzie sołeckiej. Stworzyła projekt gminnego ośrodka sportu i rekreacji. – Będzie boisko do piłki nożnej, do siatkówki, kort, grill, plac zabaw, wszystko ogrodzimy. Urząd gminy powinien nam pomóc, ja też szukam sponsorów. Chcę, by projekt, już całkiem dopracowany, jak najszybciej trafił do wójta. Pani Janina tego, jak pisać projekty o dofinansowanie z funduszy krajowych i unijnych, nauczyła się na zajęciach w Akademii Kobiet Aktywnych, zorganizowanej przez resort pracy. Córki skończyły studia, postanowiła też postudiować. – W „Gazecie Sołeckiej” znalazłam ankietę, razem z koleżanką zgłosiłyśmy się na kurs. Miałyśmy np. wykłady z psychologii, agroturystyki, organizacji ognisk przedszkolnych. Zajęcia pomogły w otwarciu się na otoczenie, nabrałam pewności i wiary w siebie. Przekonałam się, że trzeba robić coś pożytecznego i nie bać się błędów. Gdy się działa, zawsze są błędy, ale trzeba działać, a z błędów wyciągać wnioski. Mąż, górnik emeryt, cieszy się, że jestem aktywna. Jak się przyznałam, że raz poszłam na wagary, to mnie objechał – uśmiecha się pani Janina. – U nas rządzili mężczyźni, a kobiety były przyzwyczajane tylko do ciężkiej pracy – twierdzi Beata Chojnicka, pielęgniarka z ośrodka zdrowia, radna gminy Łasin, która przez internet uczyła się, jak pisać projekty działań lokalnych i wnioski o dofinansowanie. Dostała już dwie dotacje, teraz tworzy w całej gminie koła gospodyń wiejskich. We wsi Szynwałd, gdzie prowadzi z mężem gospodarstwo rolne i wychowuje dwójkę dzieci, powstanie zaś gminne
Tagi:
Andrzej Dryszel