Alarm dla książki

Co drugi Polak w ogóle nie czyta książek, trzech na pięciu ich nie kupuje Co roku, przy okazji ważniejszych targów książki, media z euforią informują, że stoiska wystawców odwiedziło kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Telewizja pokazuje tłumy oglądające nowości wydawnicze, kolejki po autografy znanych pisarzy, spotkania z autorami. Jednak sytuacja na co dzień jest inna. Niemal co drugi Polak w ogóle nie czyta książek, trzech na pięciu nigdy ich nie kupuje. Spośród osób, które interesują się literaturą, zaledwie co dziesiąta czyta trzy i więcej książek miesięcznie, niemal połowa poprzestaje na czterech, pięciu rocznie. Tylko co ósmy Polak ma przyzwoity księgozbiór w domu. Ze wstydu pod krzesło – Kiedy na międzynarodowych konferencjach poświęconych książce podaje się wyniki czytelnictwa Polaków, ze wstydu mam ochotę schować się pod krzesło: niemal połowa społeczeństwa ma kłopoty z rozumieniem prostego tekstu, szerzy się wtórny analfabetyzm. Wskaźnik czytelników bibliotek wynosi 19%, podczas gdy w Finlandii – 67%, podobnie w Szwecji, Norwegii, Francji, Holandii, 22% w Słowenii – mówi prof. Jadwiga Kołodziejska, prezes Polskiego Towarzystwa Czytelniczego. Zdaniem badaczy, jest kilka przyczyn tego stanu rzeczy. Pierwsza to zmiana modelu wychowania dzieci. Jeszcze do niedawna w rodzinach inteligenckich, a także w żłobkach i przedszkolach, dzieciom czytało się bajki. Teraz książkę zastępuje telewizja albo gry komputerowe. Większość dzieci pierwszy kontakt z książką ma w szkole podstawowej. – W ciągu pierwszych czterech lat nauki decydują się losy edukacyjne poszczególnych jednostek i całych społeczeństw. Ci, którzy nie nauczą się płynnie czytać w początkowych klasach, zostają w tyle i na ogół nigdy nie nadrobią zapóźnienia, nie poradzą sobie z nauką. Tymczasem polski system nauczania początkowego jest nieefektywny – twierdzi prof. Kołodziejska. Jak z podobnym problemem radzą sobie kraje zachodnie? Kiedy na początku lat 90. badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych wykazały, że część społeczeństwa ma kłopoty z pisaniem i czytaniem, Kongres wydał specjalną uchwałę (The National Literacy Act), powołano rządowy The National Literacy Institute, zaś ówczesny prezydent, Bill Clinton, objął patronat nad narodowym programem rozwoju czytelnictwa. Promowaniem czytelnictwa zajęła się także publiczna telewizja. Inicjatywy wspierające czytelnictwo w szkołach podstawowych podjął również prezydent George W. Bush, zaś w Anglii Tony Blair. Także w krajach skandynawskich, gdzie notuje się najwyższy na świecie wskaźnik czytających, od lat są realizowane długofalowe programy rządowe rozwijające czytelnictwo. Zmuszać, bo dukają W tym miejscu warto zatrzymać się nad sprawą przymusu czytania lektur szkolnych. Zmiany programowe idą w stronę ograniczania listy lektur, eliminowania utworów długich. Tymczasem młodzież coraz mniej czyta. – Ekranizacje lektur, bryki i streszczenia coraz częściej zastępują książkę, nazwiska bohaterów literackich mieszają się uczniom z nazwiskami aktorów. Wielu uczniów szkół średnich ma kłopoty z płynnym czytaniem, co dawniej się raczej nie zdarzało. Czasem nawet maturzyści poproszeni o głośne odczytanie tekstu z trudem dukają. Młodzież buntuje się przeciwko zmuszaniu do czytania, uważa, że lektura to przeżytek, nudziarstwo, strata czasu – mówi Jadwiga Sowicka, od sześciu lat pracująca w warszawskim liceum niepublicznym. Z badań przeprowadzonych wśród młodzieży wynika, że niemal 10% uczniów szkół średnich w ogóle nie czyta lektur (w technikach z przewagą chłopców nie czyta 75%), zaś aż 90% absolwentów podstawówki nie przeczytało ani jednej książki przez ostatnie trzy lata. Na pytania, dlaczego nie czytają, odpowiadali, że “szkoda czasu” albo że “lepiej oglondnońć film na wideo, niż czytać, bo to szybciej i się nie tszeba menczyć” (pisownia oryginalna). Tymczasem przymusowe czytanie jest dla większości jedynym zetknięciem z ambitną literaturą. – Czytelnikami literatury “kanonicznej” są głównie uczniowie, studenci i nauczyciele, którzy czytają, bo muszą. Z własnej woli raczej mało kto sięga do literatury starożytnej, średniowiecznej, barokowej, renesansowej, nawet romantycznej. W zasadzie cała literatura sprzed XX w. jest uważana przez gros czytelników, a zwłaszcza młodzież, za anachroniczną, nieciekawą – twierdzi Maria Stankiewicz z biblioteki publicznej w Toruniu. Na pytanie: zmuszać do czytania czy nie, nauczyciele i kulturoznawcy są jednomyślni: zmuszać. Zdaniem prof. Rocha Sulimy, gdybyśmy zrezygnowali z przymusu czytania w szkole, następne pokolenia nie wiedziałyby, kim

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2001, 2001

Kategorie: Społeczeństwo
Tagi: Ewa Likowska