Polska ma 93 ambasady i osiem stałych przedstawicielstw. Co ciekawe, te dane, precyzyjne przecież, powinniśmy traktować elastycznie. Zmieniają się bowiem z oczywistych powodów. Trudno sobie wyobrazić np. działającą polską ambasadę w Sudanie z ambasadorem Michałem Murkocińskim, znakomitym arabistą, nawiasem mówiąc. A teoretycznie ambasada jest! Na mocy decyzji ministra Raua funkcjonuje od 2 listopada 2022 r. Jaki był tego sens? Jakie interesy miała Polska jesienią 2022 r. w Sudanie, by otwierać tam ambasadę? Aż się prosi, by to dziwactwo tłumaczyć najprościej – ponieważ Radosław Sikorski zamykał małe placówki, te, które „nie rokowały”, to teraz PiS, w imię Wielkiej Polski, je otwiera. Szalejemy więc od ściany do ściany – jeden zamykał z nieuzasadnioną przesadą, drugi otwiera, gdzie się da. Tej działalności towarzyszy jeszcze jedna przypadłość – obecna ekipa lubuje się w wysyłaniu na ambasadorów emerytów. Stanowią oni (w porywach) już kilkanaście procent korpusu polskich ambasadorów. I coraz częściej jest tak, że niewiele wnoszą, bo to ich pierwsza placówka dyplomatyczna. Przykład z ostatnich tygodni – Krzysztof Grzelczyk, który pojechał reprezentować Polskę w Macedonii Północnej. Jego kariera jest wspaniałym potwierdzeniem kilku tez. Pierwszej – że wyznaczyły ją studia. Drugiej – że polityka to też sposób na życie. Bo założył na studiach NZS, a potem już poszło. Stan wojenny, internowanie, emigracja do Kanady, powrót do Polski, działalność w Porozumieniu Centrum, potem w PiS. I konkretne stanowiska – wojewoda dolnośląski, wiceszef wrocławskiego oddziału IPN, kandydat PiS na senatora… A ponieważ ludzie go nie wybrali, przeszedł do MSZ i wyjechał na konsula do Londynu, skąd przeniesiono go do Toronto. A teraz, w wieku 66 lat – Skopje. Polityce, czy raczej dobremu nazwisku, karierę w czasach emerytury zawdzięcza także Anna Maria Anders, córka gen. Władysława Andersa. Pani, która ma trzy obywatelstwa – polskie, amerykańskie i brytyjskie. I której jedyny syn służy w armii USA. Tym, którzy zapomnieli, przypominamy – przybyła ona do Polski w czasach PiS, kandydowała do Senatu, zajmowała się kombatantami, potem, w roku 2019, w wieku 69 lat, została ambasadorem w Rzymie. Z kolei ambasadorem w RPA jest 70-latek, Andrzej Kanthak, ojciec tego Kanthaka. Wyjechał tam w roku 2017, więc kadencja mu mija, dorzućmy zatem tylko jedno zdanie – to jego pierwsza i najpewniej ostatnia placówka dyplomatyczna. Takie zwieńczenie udanej drogi życiowej. Ale dlaczego kosztem RP? Oczywiście w gronie starszych państwa są również dyplomaci, którzy lata przepracowali w MSZ, i te ostatnie placówki są zamknięciem ich drogi. Aż się prosi, by po powrocie do Warszawy wspomagali i resort, i Akademię Dyplomatyczną. Ale przecież nie oni wyznaczają nasilający się trend – że jedzie się na placówkę za zasługi dla PiS. Żeby mile spędzić czas i dorobić do emerytury. PS Przedstawicielem tej fali jest też 65-latek Konstanty Radziwiłł, który, o czym pisaliśmy, pojechał na ambasadora do Wilna. Ale tu możemy mówić o odmłodzeniu placówki, bo zastąpił trzy lata starszą Urszulę Doroszewską. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint