Słowo rodzina ani razu nie pojawia się w konstytucji USA Caitlyn Collins – socjolożka z Washington University w St. Louis, autorka książki „Making Motherhood Work: How Women Manage Careers and Caregiving” („Funkcjonalne macierzyństwo. Jak kobiety godzą karierę z rodziną”) o pracujących matkach w USA i w Europie. Otwiera pani książkę dramatycznym stwierdzeniem, że być pracującą matką w Ameryce jest trudniej niż gdziekolwiek na świecie. Jak to możliwe w kraju postrzeganym jako miejsce równych szans? – Potwierdzają to badania, a moja książka powstała po to, byśmy przestali uważać, że jesteśmy w porządku wobec pracujących matek. Nie jesteśmy, i to bardzo. Jesteśmy za to niechlubnym wyjątkiem w skali świata, nie zapewniając pracującym matkom ani ojcom systemowego wsparcia, które ułatwiłoby im godzenie obowiązków zawodowych z rodzinnymi. W ostatnich kilkudziesięciu latach zmieniły się realia na rynku pracy, pojawiły się nowe potrzeby społeczne. Inne kraje poszły z duchem czasu, ale w Ameryce nadal uprawiamy mentalną kowbojkę sprzed wieków. Wychodzimy z założenia, że każdy sam sobie wszystko załatwi, państwo do niczego nie musi się wtrącać, a kto potrzebuje pomocy, ten szuka jej w sektorze prywatnym. Problem w tym, że większość Amerykanek musi iść do pracy, bo rodzina nie podoła finansowo. Cudowne lata 50. dawno za nami. Od stanu i możliwości rodziny zależy z kolei przyszłość nowych pokoleń. Reszta świata traktuje publiczne inwestycje w rodzinę jako inwestycje w przyszłość narodu. Ameryka zachowuje się tak, jakby te sprawy nie miały ze sobą nic wspólnego. To zgubne myślenie, a amerykańska matka nie musi i nie powinna mieć tak ciężko. Znamienny jest fakt, że słowo rodzina ani razu nie pojawia się w amerykańskiej konstytucji. Sytuację pracującej matki w USA przedstawia pani na tle opowieści matek ze Szwecji, z Niemiec i z Włoch. Co różni Amerykanki od Europejek? – Zaskoczył mnie znacznie większy u Amerykanek niż u Europejek stopień samoobwiniania, że nie potrafią lepiej godzić pracy z obowiązkami rodzinnymi. Pracujące matki na całym świecie są grupą obciążoną większym stresem, ale matki w Europie, z którymi rozmawiałam, zachowywały większy dystans do swojej sytuacji rodzinno-zawodowej. Miały świadomość czynników zewnętrznych wpływających na ich położenie zarówno w domu, jak i w pracy. Włoszki, które w porównaniu ze Szwedkami i Niemkami otrzymują najmniejsze wsparcie ze strony państwa, mówiły: „Na moją niekorzyść działa kultura i rząd, który nie wspiera mnie wystarczająco. Nie daje mi pomocy, a ona mi się należy, gdyż realizuję ważny społeczny cel – wychowuję przyszłe pokolenie”. Amerykanki natomiast uważają, że nikt i nic nie może im pomóc, one same muszą znaleźć rozwiązanie wszystkich problemów. Nic od państwa nie dostają, ale – co gorsza – one na to wsparcie wcale nie liczą. Uznają, że nie mają prawa wyciągać po nic ręki. Jakoś sobie radzą, ale z wielkim wysiłkiem, często kosztem zdrowia. Wyjaśnijmy, co oznacza owo nic. – Przede wszystkim mówimy o braku płatnego urlopu macierzyńskiego. USA jako jedyne państwo wśród kilkudziesięciu najbardziej rozwiniętych na świecie nie gwarantuje kobietom takiego prawa. Konkretne rozwiązania i decyzje leżą w gestii pracodawcy. Na mocy ustawy Family and Medical Leave Act z 1993 r., wywalczonej przez Hillary Clinton, świeżo upieczona matka może jedynie wziąć do sześciu tygodni urlopu bezpłatnego, a pracodawca ma obowiązek przyjąć ją po tym okresie do pracy. Nie musi jednak trzymać dla niej poprzedniego stanowiska. Ma jej tylko zaoferować jakąś pracę. Ale przepis ten dotyczy pracowników w firmach zatrudniających powyżej 50 osób i tylko tych, którzy przepracowali w danej firmie przynajmniej rok w wymiarze co najmniej 1250 godzin rocznie. Nie mamy też w amerykańskim ustawodawstwie standardów dotyczących urlopu pracowniczego czy płatnych zwolnień, ani z powodu choroby pracownika, ani z racji opieki np. nad chorym dzieckiem. Nie realizujemy żadnego programu opieki nad dziećmi, choćby dotowanych żłobków i przedszkoli. Rodziny ponoszą całkowity koszt takiej opieki, a może on stanowić nawet dwie trzecie zarobków matki pracującej na pełny etat. Dziadkowie nie pomagają? – Ameryka to olbrzymi kraj i dziadkowie często mieszkają w zupełnie innej jego części. Jesteśmy społeczeństwem o wysokiej mobilności, ludzie się przeprowadzają, jadą tam, gdzie jest praca. To osłabia więzi międzypokoleniowe. Ale jest i inna przyczyna. Ponieważ nie mamy parasola