Prezydent Obama chce odrodzenia kolei. Republikanie są przeciwni W czasie, kiedy z trudem wychodzimy z chaosu, jaki zafundowały nam kolejowe spółki niemogące dogadać się w sprawie nowego rozkładu, marzniemy godzinami na stacjach, czekając na spóźniajace się pociagi, tłoczymy się w niemiłosiernym ścisku w skróconych o połowę podmiejskich składach, na całym świecie następuje renesans kolei. Gigantyczną sieć szybkich pociągów budują Chiny. Punktualność hiszpańskich lokomotyw budzi zazdrość sąsiadów. Setki kilometrów nowych torów powstają w Rosji, Brazylii i Turcji. Specjaliści są pewni, że w czasach globalizacji kolej jest najtańszym, najbardziej ekologicznym, a przy tym szybkim środkiem transportu. Także prezydent Barack Obama postanowił odrodzić amerykańską kolej, niegdyś najnowocześniejszą i najbardziej rozbudowaną na świecie. „Nie ma żadnych powodów, dla których to Europa lub Chiny mają mieć najszybsze pociągi”, powiedział gospodarz Białego Domu w tegorocznym orędziu o stanie państwa. Prezydent podkreślał, że dzięki temu programowi inwestycyjnemu powstaną liczne nowe miejsca pracy. Podczas listopadowej konferencji prasowej w Nowym Jorku sekretarz transportu w administracji Obamy, Ray LaHood, przedstawił plan zainwestowania 500 mld dol. w ciągu najbliższych 25 lat. Rezultatem ma być sieć połączeń kolejowych, obejmująca 80% kraju. „Pociąg ruszył ze stacji. Szybka kolej wkracza do Ameryki”, oświadczył LaHood, uważany za największego entuzjastę torów wśród polityków w Waszyngtonie. Nie wiadomo jednak, czy te ambitne plany zostaną zrealizowane. Przeciwni są Republikanie, którzy odnieśli zwycięstwo w wyborach uzupełniających do Kongresu, uważają, że w czasach kryzysu państwa nie stać na tak ogromne inwestycje, że nawet jeśli linie kolejowe powstaną, władze stanowe nie będą mogły ich utrzymać. Zdaniem republikańskich sceptyków, kolej, która zostanie zbudowana, nie będzie wystarczająco szybka, aby skłonić ludzi do rezygnacji z podróży samochodem. Nowo wybrani republikańscy gubernatorzy Wisconsin i Ohio zapowiedzieli, że oddadzą pieniądze (po 1,2 mld dol.) przyznane ich stanom na budowę kolei przez rząd federalny. John Kasich, gubernator elekt Ohio, oświadczył że wstrzyma projekt połączenia torami Cincinnati, Cleveland i Columbus, na który rząd federalny wyasygnował 400 mln. „Pociąg jest martwy”, zadeklarował Kasich. Sekretarz LaHood nie zgadza się z tym zdaniem. Sugeruje, że nawet jeśli Wisconsin i Ohio zwrócą subwencje, chętnie przyjmą je inne stany. Komentatorzy zwracają jednak uwagę, że odrodzenie amerykańskiej kolei to przedsięwzięcie, które potrwa kilkadziesiąt lat i pochłonie setki miliardów dolarów, jeśli w ogóle zostanie zrealizowane. Złośliwi zauważyli, że LaHood powrócił z konferencji prasowej do Waszyngtonu samolotem, a nie pociągiem. W XIX w. tysiące robotników w Stanach Zjednoczonych kładły tory przez niezmierzone prerie. Linie kolejowe połączyły dwa oceany. Pociągi umożliwiły białym osadnikom podbój Dzikiego Zachodu. „Żelazny koń” stał się przekleństwem dla Indian, ale dzięki torom i lokomotywom kraj rozwijał się dynamicznie, towarzystwa kolejowe zaś osiągały lukratywne zyski. Po II wojnie światowej sytuacja się zmieniła. Prezydent Dwight Eisenhower, zafascynowany autostradami, które zobaczył w III Rzeszy, postawił na rozwój komunikacji samochodowej. Pajęczyna autostrad oplotła wielki kraj. Amerykanie przesiedli się też do samolotów. Linie kolejowe zamykano jedna po drugiej. Rząd podjął interwencję, aby kraj nie pozostał bez pociągów. W 1971 r. powstało państwowe przedsiębiorstwo kolejowe Amtrak. Jego infrastruktura jest jednak przestarzała. Potrzebne są nowe tory, dworce, tunele, wagony, lokomotywy. Teoretycznie pociągi Amtrak mogą się rozpędzać do niemal 240 km/godz., ale jeżdżą o połowę wolniej, z uwagi na zbyt małą ilość nowoczesnych torów oraz konieczność przepuszczania pociągów towarowych. W ostatnich latach eksperci dochodzą do wniosku, że bez sprawnych kolei Stany Zjednoczone nie pozostaną nowoczesnym krajem, zdolnym do konkurencji na międzynarodowych rynkach. Zwracają uwagę, że ceny paliwa rosną, kolej zaś jest znacznie tańsza niż samochód, o komunikacji lotniczej nie wspominając. Przewiezienie jednego pasażera pociągiem oznacza oszczędność do 90% energii w porównaniu z podróżą samolotem. Zauważono, że szybka kolej wcale nie musi być wolniejsza od boeinga, zwłaszcza na odcinkach do 500 km. Pasażerowie samolotów muszą dostać się przecież na lotnisko położone zazwyczaj pod miastem, i poddać się odprawie, która w warunkach wiecznej wojny z terrorem jest coraz bardziej upokarzająca i dłuższa.
Tagi:
Krzysztof Kęciek