CIA i FBI nie prowadziły żadnych czynności operacyjnych wobec członków dalszej rodziny bin Ladena, którzy z powodzeniem prosperują na Florydzie Korespondencja z USA 11 września podczas ataku terrorystów na Nowy Jork i Waszyngton zawiodły wszystkie systemy. W historii amerykańskich służb wywiadowczych dzień ten zapisał się jako Czarny Wtorek. Terroryści uderzyli znienacka. – Wygląda na to, że nie mamy żadnych służb wywiadowczych – oburzał się kilka godzin po ataku republikanin Kurt Weldon, członek Komisji Obrony w Kongresie. Jeszcze tego samego dnia w amerykańskich mediach dało się słyszeć krytykę zaniedbań w dziedzinie bezpieczeństwa. Wielu polityków obciążyło Centralną Agencję Wywiadowczą (CIA) i Federalne Biuro Śledcze (FBI) odpowiedzialnością za tragedię obywateli Nowego Jorku i Waszyngtonu. Wypominano, że poprzedni dyrektor FBI podał się do dymisji po skandalu, do jakiego doszło, gdy okazało się, że jego podwładnym w krótkim czasie skradziono ponad 300 sztuk najnowocześniejszej broni i 150 komputerów walizkowych zawierających tajemnice firmy. Od kilku lat komisje wewnętrzne i dyscyplinarne FBI wielokrotnie karały pracowników poszczególnych oddziałów za to, że w godzinach pracy oglądali pornografię w Internecie oraz wykorzystywali służbowe komputery do słuchania muzyki i wymiany korespondencji… towarzyskiej. CIA zebrała zaś cięgi za nieodpowiedzialną i krótkowzroczną działalność na Bliskim Wschodzie, wreszcie za to, że jej agenci przyczynili się do powstania potęgi talibów. Pieniądze wprawdzie wyłożyli Saudyjczycy, ale załatwiając ich rękami problem afgański, agencja straciła kontrolę i czujność. A właśnie CIA najłatwiej było ich kontrolować… Mocodawcy firmy nie potrafili przewidzieć, że kiedy talibowie opanują Afganistan, mogą zmobilizować się przeciwko swoim protektorom. Jack Blum, szef Komisji Kongresu Stanów Zjednoczonych badającej kulisy operacji CIA w Afganistanie, powiedział: – Przez 10 lat nierozsądnego, choć aktywnego zaangażowania w tamtym regionie osiągnęliśmy dwie rzeczy: uczyniliśmy z Afganistanu wielką giełdę handlu narkotykami i jedno z ważniejszych centrów światowego terroryzmu… Panuje powszechne przekonanie o ogromnej skuteczności CIA, FBI czy NSA (Narodowej Agencji Bezpieczeństwa). Ale te służby regularnie raz na jakiś czas zawodzą. Wiadomo, że atak na Amerykę musiał być przygotowywany przez co najmniej dwa lata. Niektórzy twierdzą, że nawet pięć lat. Trudno więc zakładać, że agenci tych służb mieli zbyt mało czasu, aby podjąć odpowiednie działania. Nawet zakładając, że terroryści wywodzili się z grup nieznanych wywiadowi; zespół – jak się oficjalnie mówi – ok. 50 osób przygotowujących akcję, które bezpiecznie przekraczały granicę USA, pobierały lekcje pilotażu, bawiły się, zakładały rodziny, kupowały nieruchomości, nie został rozpoznany. Trudno jednak się dziwić, skoro służby wywiadowcze nie prowadziły żadnych czynności operacyjnych wobec członków dalszej rodziny Osamy bin Ladena, którzy z powodzeniem prosperują na Florydzie. NSA na obronę CIA i FBI przytacza fakty, iż terroryści zaangażowani we wrześniowy atak porozumiewali się kodowanymi e-mailami, agenci zaś w tym czasie – realizując nową doktrynę wywiadowczą USA – doprowadzali do perfekcji podsłuchy telefoniczne na łączach satelitarnych i światłowodowych… Przedstawiciele NSA nie wspomnieli jednak, że administracja amerykańska co roku wydaje ponad 1,1 mld dol. na zatrudnienie w swoich agendach… hakerów do zabezpieczania strategicznych terminali internetowych. Nieprawdą też jest, że CIA nie wiedziała o wykorzystywaniu Internetu przez organizacje terrorystyczne. Już w lutym tego roku George Tenet, dyrektor agencji, ostrzegał senacką Komisję Wywiadu, że terroryści wykorzystują Internet do porozumiewania się, a nawet przekazywania obszerniejszych materiałów. Jednak dopiero po ataku wydano polecenie, by zbadać pod tym kątem zasoby Internetu… Atak udowodnił, że w amerykańskiej strukturze obronnej istnieją poważne luki. Do chwili powołania Urzędu Bezpieczeństwa Krajowego (Office of Homeland Security), tj. do 26 września, w amerykańskiej administracji nie istniała ani jedna instytucja zajmująca się zbieraniem i analizowaniem materiałów związanych z terroryzmem. Tę funkcję pełniły – przy okazji – istniejące już komórki. Jednym z najważniejszych problemów amerykańskiej doktryny wywiadowczej był konflikt o podstawowym znaczeniu: oczekiwań mocodawców i prawnych możliwości działania, w jakie wyposażono wykonawców. System opierał się na ścisłym przestrzeganiu prawa i zezwalał na wykorzystywanie wyłącznie informacji zdobywanych legalnymi, i tak już ograniczonymi drogami. W ten
Tagi:
Andrzej Dudziński