Andrzej Duda naszym prezydentem

Andrzej Duda naszym prezydentem

Kiedyś, dawno, dawno temu, kiedy prasa papierowa przechodziła już nadchodzący kryzys, zostałem na parę miesięcy, z braku laku, jakimś naczelnym jakiegoś tygodnika. Właściciel, wielka firma polska i niepolska, postanowił mnie przygotować do tej roli. Nie tyle redakcyjnie, bo tu nie bardzo mieli czego mnie nauczyć, ile byznesowo, sprzedażowo, markietingowo, wicie rozumicie, prasa to taki sam produkt jak inne, trza tylko umieć sprzedać. Słuchałem z otwartą gębą kilka godzin (tylko ja… co za uczucie, tutoring najprawdziwszy, uczeń-mistrz relacja). Usłyszałem rozbudowaną charakterystykę czytelników prasy tygodnikowej w ogóle i tego w szczególności. Okazało się, że nasz tygodnik, wiekowy, bo ukazujący się od dawna, dawna, ma najgorszą, najmniej oczekiwaną grupę czytelniczą, czyli tzw. czytelnika wiernego. Wiernego, tj. takiego, który zawsze i wszędzie kupuje i czyta tylko nasz tygodnik. I nic innego, nigdy, za nic, za żadne zdrapki, filmy, wycieczki, sianko pod wigilijny obrus, dodatek o papieżu. To trzeba zmienić – grzmiał mi młodociany spec – zależy nam na czytelniku, który skacze po tytułach, raz kupi taki, raz inny, coś go przyciągnie do naszego, coś go odepchnie od innych i w ostateczności wyniki sprzedażowe będą wyższe niż ci cholerni „wierni”. Przypadkowa, niemal losowa sprzedaż bardziej się opłaca w skali: sprzedane egzemplarze. Wybieramy między identycznymi ofertami, wszystko przypomina siebie nawzajem nie do rozpoznania i już – cała tajemnica. Tymczasem wiele lat po tamtej przygodzie (nie trzeba dodawać, jak się skończyła) nadszedł rok 2020, wiosna zarazy. Pandemonicznie obijamy się od ściany do ściany, walimy niesprawczą głową w mur, tłuczemy na oślep zaciśniętymi pięściami w bezsilnym gniewie, zatracamy się w bezradności wspierani w tym mocno przez całą opozycję. Tańczymy, jak zagra nam całkowicie i bezwyjątkowo niemuzykalny pan Jarek z Żoliborza. Jaka muzyka, taki taniec. Niepisany, pozaformalny przywódca narodu nie jest w stanie zaśpiewać nawet hymnu, choć polskość najprawdziwsza nie schodzi mu z ust. No, może raczej się zsuwa, wycieka, wyciurkuje. Nie wszyscy tańczą do tej muzyczki-polityczki. Na przykład taki Galopujący Major, jeden z najprzedniejszych (co tu dużo gadać, orzeł po prostu prawdziwy) polskich blogerów politycznych, wysunął ostatnio niedefetystyczną propozycję w reakcji na apele białej flagi o bojkot wyborów korespondencyjnych, i zaproponował – usiądźcie wygodnie i stabilnie – porozumienie wszystkich sił opozycyjnych i wystawienie jednego, wspólnego kandydata przeciwko Bąbelkowi Tiktokowi, znanemu z dowodu pod nazwiskiem Andrzej Duda. I tu zmierzam do swojej propozycji, twórczo rozwijając pomysł Majora. Tak, zgoda, wspólny kandydat, jeden kandydat. Jeden kandydat i – UWAGA – jedno nazwisko! Trzeba nam wystawić Andrzeja Dudę! Ponad 18 tys. Polaków nosi nazwisko Duda, musi tam być Andrzejów od groma, to jedno z trzech najpopularniejszych imion w Polsce. Gorszego Andrzeja Dudę od Andrzeja Dudy trudno sobie wyobrazić, poza tym na kartce nie będą się różnić niczym. W sumie uda się skonsumować nasz narodowy nieogar, brak umiejętności czytania ze zrozumieniem, wypranie polityki z jakiegokolwiek sensu poza interesem partyjnym. Jak można było na to nie wpaść? Oddajmy Polskę na pastwę losu. Andrzej Duda zwycięży. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2020, 2020

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz