Celem naszych polityków było skonfliktowanie Ukrainy z Rosją nie po to, aby poprawić los Ukrainy, ale po to, by dokuczyć Rosji Ukrainę postrzegam jako region geograficzny raczej niż jako uformowane społeczeństwo, które utworzyło państwo normujące jego funkcjonowanie i stojące na straży pomyślności swoich obywateli. Najkrócej mówiąc, wielonarodowe społeczeństwo Ukrainy podzielone jest na grupy, które pragną urządzić swoje państwo w różny sposób. Nie sposób powiedzieć, która z grup ma rację, które rozwiązanie jest/było najlepsze. Czy istniało rozwiązanie satysfakcjonujące wszystkich? Być może nie istniało, ale z pewnością możliwy był kompromis. Szwajcaria, Hiszpania czy nawet Belgia, wielonarodowe, wielojęzyczne państwa są tego przykładami. Społeczeństwo Ukrainy na dojście do kompromisu miało ponad 20 lat. Niestety, nie znaleziono takiego rozwiązania. O to nam chodziło? Czy Rosja i inni sąsiedzi Ukrainy, Unia Europejska, wszechpotężne USA i my w szczególności pomogliśmy społeczeństwu ukraińskiemu dojść do tego kompromisu? Zostawmy innych oddzielnej ocenie, popatrzmy na naszą rolę i osiągnięte rezultaty. Nasi prezydenci, premierzy, ministrowie spędzali całe tygodnie na rozmowach, negocjacjach, wygłaszali na Majdanie długie przemówienia, tworzyli europejskie programy. Czy pomogli znaleźć kompromis stabilizujący Ukrainę? Nie, bo nie kompromis był celem ich zabiegów. Celem tych zabiegów (być może powinienem napisać: celem tej polityki) było skonfliktowanie Ukrainy z Rosją nie po to, żeby poprawić los Ukrainy, ale po to, by zwalczać Rosję, a przynajmniej jej dokuczyć. Ten bezrozumnie postawiony cel stał się drogowskazem naszej polityki wschodniej. Realizowaliśmy go – bezskutecznie – w stosunkach z Białorusią, udało się nam go dopiąć w relacjach z Ukrainą. Nie byliśmy w tym osamotnieni. Łatwo można wymienić państwa, które nam w tym pomagały, a nawet nas inspirowały. W znacznym stopniu przyłożyliśmy rękę do wybuchu konfliktu na Ukrainie. Prezydent Janukowycz, cokolwiek można o jego działaniach powiedzieć, był gwarantem trwałości statusu Ukrainy, przy nim gdzieś na horyzoncie majaczył kompromis. Jego usunięcie, do czego bardzo przyczynił się nasz minister (pewnie liczy na nagrodę), przyjęte z bezmyślnym entuzjazmem przez nasze media, zdestabilizowało układ. Wynik jest widoczny: Ukraina utraciła Krym, prawdopodobnie bezpowrotnie, w Odessie spłonęli żywcem przeciwnicy jednego z rozwiązań, na wschodzie Ukrainy wybuchł zbrojny konflikt, setkami giną ludzie, 750 tys. ludzi uciekło do sąsiada, fala nienawiści zalała serca i umysły. Zaniechano szukania kompromisu w dawnym stylu; zwyciężył pogląd, że łatwiej będzie o kompromis, gdy „zlikwidujemy” przeciwników naszego rozwiązania. Ci, którzy wciągnęli albo też popchnęli Ukrainę tam, gdzie teraz się znalazła (to my, to my, to my!), mogą pogratulować sobie skuteczności: między Ukrainą a Rosją wyrasta mur nienawiści, blokowane są kolejne kanały wieloletniej współpracy, na wspólnej granicy stawiane są kilometry drutu kolczastego, Ukraina postanawia importować rosyjski gaz ze Słowacji (?!). Wspólnota europejska, może euroatlantycka Przypatrzmy się bliżej naszemu dziełu. Możemy z przekonaniem wmawiać sobie i innym, że nie takich skutków oczekiwaliśmy, nie chcieliśmy rosyjskiego Krymu, ludzi palonych w Odessie, setek zabitych w Kijowie i na wschodzie, strąconego samolotu, setek tysięcy uchodźców, zburzonych dzielnic mieszkalnych. Zrzucanie winy na Putina nie zdejmie z nas odpowiedzialności za udział w tym nieszczęściu. Odpowiemy na to, że przecież mieliśmy dobre intencje, owszem chcieliśmy szkodzić Rosji, ale nie Ukrainie. Poza tym gra jeszcze nieskończona, zrobimy wszystko (?), by Krym wrócił do Ukrainy, Unia Europejska nałoży nowe sankcje i da pieniądze, MFW pożyczy nowe miliardy, USA sprzedadzą tanio nową broń, poprzemy ukraiński wniosek o wstąpienie do UE. Wiele skutków naszych działań jest trudno odwracalnych. Konflikt na Ukrainie trwa i niełatwo przewidzieć czas i sposób jego zakończenia. Sprowadził on na Ukrainę ogrom nieszczęść i nie wiemy, ile zła jeszcze przyniesie. Zatruł na wiele lat atmosferę polityczną w Europie i na świecie, oddalił możliwość osiągnięcia stanu harmonijnego współżycia narodów i państw w Europie, do którego wielu Europejczyków zmierzało i który po upadku muru berlińskiego był zarówno szansą, jak i koniecznością. Historia Europy to w znacznej części historia wojen. Przez setki lat były to wyniszczające nas wojny kontynentalne. W XX w. Europejczycy wywołali dwie wojny światowe, które sprowadziły na nas ogrom nieszczęść i zniszczeń. W okresie trwającej
Tagi:
Andrzej Iwański