Anglicy statkiem, Niemcy samolotem

Anglicy statkiem, Niemcy samolotem

Oceniając pakt Ribbentrop-Mołotow, nie wolno zapominać o wpływie na niego Wielkiej Brytanii i Francji 70. rocznica wybuchu II wojny światowej, agresji hitlerowskich Niemiec na Polskę, obrodziła medialnymi tekstami. Obok głównego sprawcy – niemieckiego Wehrmachtu, eksponowano jako współwinnego Moskwę Stalina, którego część publicystów widziała w tej roli nawet bardziej niż Hitlera. Andrzej Czuma wiedziony publicystycznym rozmachem stwierdził nawet, że wojna rozpoczęła się już 23 sierpnia. Ten odosobniony w światowej historiografii i publicystyce głos dowodzi tylko, że niedawny minister sprawiedliwości jeszcze sprawniej i kompetentniej niż w swoim resorcie porusza się w historii najnowszej. Wszystkie zagadki wybuchu wojny, szczególnie ostatnio, usiłuje się rozwiązywać paktem Ribbentrop-Mołotow. „Fall Weiss”, kryptonim wydanego już na początku kwietnia 1939 r. rozkazu przygotowania napaści na Polskę, znany jest dzisiaj gronu historyków, lecz nie opinii publicznej. Usuwa się jedne białe plamy, ale tworzy się nowe. Autorzy kolejnych okolicznościowych tekstów rocznicowych zapomnieli jednak, czy raczej zdecydowali się przemilczeć, że współsprawcą tej wojny był jeszcze ktoś trzeci – mocarstwa zachodnie: Anglia i Francja. Nawet w ambitnej „Polityce”, w 130-stronicowym dodatku pt. „Jak rozpętała się II wojna światowa” nie znajdzie czytelnik odrobiny informacji o podejściu Anglii i Francji do rokowań z ZSRR. Również podczas rocznicowych obchodów i w porocznicowych relacjach mówiono wprawdzie o monachijskiej polityce Anglii i Francji, o fikcyjnej pomocy udzielonej walczącej Polsce, lecz całkowicie pominięto głośny swego czasu temat (niepodejmowany przez 20 lat transformacji) anglo-francusko-radzieckich negocjacji, które miały zniechęcić Hitlera do kolejnych planów agresji. Proszę mi wskazać chociaż jeden tekst publicystyczny, który by ten temat w ostatnich dwóch dekadach szerzej zaprezentował. Wstępne rozmowy zaczęły się między trzema wspomnianymi mocarstwami już w marcu 1939 r., kiedy o pakcie Ribbentrop-Mołotow nie było ani widu, ani słychu. Już sam styl podjęcia przez Zachód rozmów z Moskwą, by zastopować agresywnego Hitlera, uzasadnia podejrzenie, że jechali do Stalina, bo nie wypadało zareagować odmową. Anglia i Francja zdecydowały się jednak potraktować dialog z Moskwą raczej jako kartę przetargową w prowadzonym przecież równolegle jawnym i dyskretnym dialogu z Berlinem. W okresie wojennego napięcia – kiedy każdy dzień wydaje się na wagę złota – wysłannicy Anglii i Francji udają się do Moskwy… drogą morską, w dodatku nie szybkim okrętem wojennym, lecz pasażerskim parowcem, przez co upływa osiem dni, zanim zasiądą w Moskwie przy stole rokowań. Rozmowy prowadzono tygodniami najpierw na szczeblu ambasadorów, pozbawionych jakichkolwiek kompetencji rządowych. Każdy ewentualny kroczek do przodu lub do tyłu musieli uprzednio uzgadniać z mocodawcami. Gdy ambasador brytyjski William Seeds zachorował, wysłano do Moskwy Williama Stranga, byłego radcę ambasady brytyjskiej w Moskwie, ostatnio zastępcę sekretarza stanu w MSZ. Również ten wysłannik nie otrzymał od rządu wymaganych pełnomocnictw. Komentując wysłanie Stranga, który przybył do Moskwy 14 czerwca, po ośmiu dniach, Winston Churchill pisał, że przybycie urzędnika tak niskiego szczebla było dla Stalina „w rzeczy samej obraźliwe”. Swe wątpliwości co do rzeczywistych intencji zachodnich mocarstw władze radzieckie w końcu nawet upubliczniały. W „Prawdzie” ukazał się 29 czerwca 1939 r. artykuł jednego z najbliższych doradców Stalina w sprawach międzynarodowych, Andrieja Żdanowa, pt. „Rządy brytyjski i francuski nie chcą równoprawnego układu z ZSRR”. Podczas debat nad polityką zagraniczną w Izbie Gmin przedstawiciele zarówno konserwatystów, jak i liberałów oraz laburzystów domagali się wysłania do Moskwy reprezentatywnej ekipy i atakowali rząd, że sabotuje rozmowy z Moskwą. Inaczej postąpili Niemcy. Udali się do Moskwy dwoma samolotami z delegacją na najwyższym szczeblu, bo przewodniczył jej minister spraw zagranicznych uzbrojony we wszelkie pełnomocnictwa do podejmowania decyzji. W dodatku uprzednio Hitler osobiście zwrócił się do Stalina z apelem o szybkie przyjęcie delegacji. Dyplomacja radziecka w rozmowach z Londynem i Paryżem działała szybko. Nie ociągano się z podejmowaniem decyzji. Już trzy dni po przekazaniu 15 kwietnia 1939 r. Moskwie przez Londyn projektu udzielenia przez ZSRR Polsce i Rumunii jednostronnej gwarancji pomocy na wypadek agresji Rosjanie przekazali Anglii 17 kwietnia kontrpropozycję zawarcia trójstronnego paktu, a następnie konwencji wojskowej, bez której – zdaniem Moskwy – sam pakt nie miałby sensu. Tego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 41/2009

Kategorie: Historia