O potrzebie trzeciej drogi w debacie wokół imigracji Moim Koleżankom i Kolegom z partii Razem I My pozwolimy tego Dnia, iż wzburzą się jedni przeciw drugim jak fale. I zadmą w trąbę. Wtedy My zbierzemy ich wszystkich razem. I przedstawimy tego Dnia Gehennę dla niewiernych szeroko otwartą; dla tych, których oczy były przesłonięte… Koran XVIII, 99-101 Dyskusja o imigracji muzułmańskiej biegnie w Polsce dwiema drogami – jedna budzi odrazę, druga raczej wesołość, choć niewolną od niepokoju. Od tego, kto podąża pierwszą, dowiemy się, że imigrantów podsyła nam masoneria i że zarazimy się od nich egzotycznymi pasożytami. To wywołuje skojarzenie z okupacyjnymi plakatami ostrzegającymi przed demonicznym Żydem jako nosicielem wszy i tyfusu. Żarliwi katolicy mówią też chętnie o zagrożeniu wiary, przypominając wydawane tu i ówdzie w krajach zachodnich zakazy publicznej prezentacji symboli chrześcijańskich, mogących ponoć urazić muzułmanów. Po drugiej stronie, w mediach „liberalnych”, uczeni ekonomiści opisują dobrodziejstwa, jakie na nas spłyną, gdy na polskiej ziemi osiądą dziesiątki tysięcy świetnie wykształconych syryjskich inżynierów i lekarzy. Także wśród poprawnych politycznie komentatorów nie brakuje dobrych chrześcijan, którzy wcale się nie lękają wyznawców Allaha, a wręcz przeciwnie, łączą z ich przyjazdem nadzieję na powszechne ożywienie religijne i już cieszą się na wspólne modlitwy z braćmi muzułmanami. Jak ma się odnaleźć między tymi skrajnościami obywatel RP, którego ludzka przyzwoitość uodparnia na faszyzującą propagandę prawicy, ale który ma zarazem zbyt wiele rozsądku, by traktować poważnie nonsensy podawane do wierzenia przez „GW”? A jeśli – chociaż nie utożsamia się z narodowcami – jest przeciwny osiedlaniu w Polsce muzułmanów, to jak może swój sprzeciw uzasadnić, gdy razi go zarówno wulgarność faszyzujących nacjonalistów, jak i naiwność poprawnych politycznie pięknoduchów, upojonych własną szlachetnością. Ksenofobia – dobroczynny wynalazek ewolucji Imigracja muzułmańska jest na Zachodzie przedmiotem ożywionej dyskusji co najmniej od lat 70. ubiegłego wieku, kiedy do Niemiec zaczęli tłumnie zjeżdżać tureccy gastarbeiterzy. Wiele uwagi poświęcił jej Irenäus Eibl-Eibesfeldt, pochodzący z Wiednia uczeń Konrada Lorenza, wieloletni profesor w Instytucie Fizjologii Zachowania im. Maxa Plancka i jeden z twórców etologii. Podjął on próbę naukowej analizy zjawiska, opisując je w kategoriach nauki o zachowaniach zwierzęcych, a więc – czy nam się to podoba, czy nie – także ludzkich. Warto przyjrzeć się jego argumentacji, bo pozwala ona lepiej zrozumieć procesy migracyjne, a przede wszystkim nieuchronność ich następstw. Lektura Eibla-Eibesfeldta wymaga zasadniczego przewartościowania niektórych pojęć. Ksenofobię uznaje on bowiem za cechę nie tylko wrodzoną i naturalną, lecz także z ewolucyjnego punktu widzenia… pożyteczną. Trzeba się tu oswoić z pewnym paradoksem, bo różnorodność – której największym wrogiem wydaje się właśnie ksenofobia – jest ewolucyjnie zjawiskiem ze wszech miar pożądanym. To dzięki zróżnicowaniu genetycznemu przynajmniej część gatunku, wykazująca nieco inne właściwości, często ukryte, jest w stanie przetrwać w razie gwałtownej zmiany warunków zewnętrznych. Nie jest więc korzystne zacieranie tych różnic przez np. małżeństwa między reprezentantami różnych etni (takie rozwiązanie konfliktów rasowych w USA sugerował swego czasu Arnold Toynbee, marzący o zjednoczonej ludzkości, zgodnie współdziałającej pod władzą jakiegoś rządu światowego). To dlatego ewolucja wypracowała mechanizmy zapobiegające procesom unifikacyjnym, uruchamiające się samoczynnie, gdy różnorodność może być zagrożona przez nadmierną bliskość fizyczną odmiennych wariantów gatunkowych: „Jeśli przez imigrację buduje się społeczeństwo wielokulturowe, wówczas wyzwala się zarówno terytorialne reakcje obronne, jak i wzorce zachowań ułatwiające rozgraniczenie, obronę i podkreślanie kontrastów, które powstawały wraz z rozwojem wielorakości etnicznej, by ją uchronić przed unicestwieniem. Już w świecie zwierząt życie zapewnia sobie różnorodność, a człowiek postępuje w sferze kultury zgodnie z tą samą strategią. Tu i tam odnajdujemy bardzo podobne mechanizmy, służące zachowaniu rozwiniętej każdorazowo odrębności gatunkowej”. W wypadku masowej imigracji mechanizm ten musi doprowadzić do konfliktu, choć im bliższe są sobie kultura gospodarzy i przybyszy oraz ich wyposażenie genetyczne, tym łatwiej konflikt ów złagodzić przez stopniowe integrowanie obu grup. Jako przykłady udanych procesów integracyjnych uczony podaje hugenotów szukających schronienia w Berlinie czy… polskich górników osiedlających się w Westfalii (aczkolwiek ostatnie napaści na Polaków w Wielkiej Brytanii każą