Częstochowska uczelnia ks. Kryńskiego bazuje na mistyfikacji Dr Ziemowit Miedziński, były prodziekan Wydziału Nauk Humanistycznych w częstochowskiej Akademii Polonijnej, ma powody do satysfakcji. Od dwóch lat alarmuje Państwową Komisję Akredytacyjną, Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu oraz NIK, że źle dzieje się w placówce, w której nie chciał już pracować. Z adresatów zareagowała tylko PKA – kontrola nie została jeszcze w pełni zakończona, ale już dziś wiadomo, że raport w dużej mierze potwierdzi spostrzeżenia dr. Miedzińskiego. Byłego prodziekana bulwersowało, że rektor, ks. Andrzej Kryński, wykazuje na stronie internetowej akademii naukowców, których dawno już na uczelni nie ma. Np. prof. Zygfryda Siwika z Uniwersytetu Wrocławskiego. Rangę szkoły miały też podnieść nazwiska emerytowanych profesorów, w rzeczywistości martwych dusz. Np. na Wydziale Nauk Humanistycznych umieszczono w spisie wykładowców 90-letniego prof. Witolda Ostrowskiego czy prof. Floriana Smieję z Kanady, od dawna nieobecnych w Częstochowie. „Główne brzemię dydaktyki – oburzał się Ziemowit Miedziński – spada na barki osób często przypadkowych, dawnych nauczycieli szkół podstawowych i, co jeszcze groźniejsze, absolwentów Akademii Polonijnej. Powszechne tu przypadki oszustw odcisnęły się niepokojąco także na seminariach licencjackich i magisterskich. Niektórym uczestnikom tych grup przedstawia się promotora jako doktora, choć legitymuje się on jedynie magisterium. W ten sposób mgr Ewa Panecka z Akademii Pedagogicznej w Krakowie, występująca bezprawnie we wszystkich protokołach jako doktor (doktorat zrobiła później), oceniała prace licencjackie i magisterskie. Podobnie postępowała Agnieszka Piskorska i inni”. Dlaczego tolerowano taki stan? Bo jeśli ktoś to kwestionował, tracił pracę. „Przez korytarze, aule, sale – pisze Miedziński – przewinął się cały orszak profesorów, doktorów, urzędników, portierów, usuwanych w zawrotnym tempie przez szefa w sutannie. Np. na wydziale humanistycznym było już kolejno sześciu dziekanów. Tylko w latach 2000-2002 rektor czterokrotnie zmieniał prorektorów do spraw nauki. Najdłużej utrzymuje się o. Eustachy Rakoczy z Jasnej Góry; może dlatego, że nigdy nie zaprzątał sobie głowy sprawami nauki, choć z nadania rektorskiego podpisuje się jako profesor”. Za hochsztaplerstwo uznał były prodziekan składanie studentom zaocznych studiów filologicznych obietnic równoczesnego robienia drugiej specjalizacji. Np. przez łączenie anglistyki lub germanistyki z polonistyką. Odbywało się to kosztem programu, ale perspektywa otrzymania dyplomu z wypisanymi nań kilkoma specjalizacjami przyciągała chętnych. „Rektor ruszył więc z kolejnymi propozycjami – informuje Miedziński instytucje kontrolne – oferując np. anglistykę bądź germanistykę połączoną z socjologią, psychologią czy pedagogiką. W żadnej z tych dziedzin nie było odpowiedniego zespołu wykładowców”. Blefem jest też, zdaniem dr. Miedzińskiego, współpraca akademii z 78 uniwersytetami o światowej randze. Na kilkutygodniowe wizyty do mało znaczących zagranicznych placówek rocznie wyjeżdża z Częstochowy kilkanaście osób, a nie, jak podano w jednym z informatorów, kilkaset. Fasadowe oferty Miedzińskiego po cichu popierało wielu kolegów, m.in. jeden z dziekanów. Również w rozmowie ze mną potwierdzili oni wszystkie informacje z korespondencji byłego prodziekana z PKA. Ale, choć, większość tych pedagogów nie pracowała już w akademii, w artykule woleli pozostać anonimowi. Determinacją wykazał się jedynie prof. Jan Prokop, w 2001 r. dziekan Wydziału Nauk Humanistycznych. Profesor od początku, nawet wówczas, gdy uczył w akademii, nie ukrywał, co myśli o nauczaniu języków obcych – sztandarowym kierunku uczelni: „Dyplomy wydawane są bez pokrycia – napisał do rektora. – Szkoła nie oferuje wystarczającej liczby godzin nauki. To tak, jakbyśmy uczyli pływania na sucho. Przy egzaminach stosuje się nagminnie taryfę ulgową, co powoduje, że studenci nie znają języków, również ich wiedza ogólna jest skandalicznie niska. Jednocześnie w oficjalnym dyskursie władze uczelni są pełne niczym nieusprawiedliwionego samozadowolenia, wręcz triumfalizmu”. Prof. Prokop zdaje sobie sprawę z powodów tej kompromitacji. W większości pokrywają się one z doniesieniami Miedzińskiego: półfikcyjne zatrudnianie utytułowanych sław profesorskich, których rzeczywisty wkład w nauczanie studentów jest minimalny albo żaden; niesłychana płynność kadr; rozbudowana fasadowość rozmaitych inicjatyw i obietnic uczelni, które pozostają na papierze. Anegdotycznie – jeśli nie myśleć o skutkach – musi brzmieć oferta studiów w zakresie „translatoryki trójjęzycznej” italistyki (tak!), europeistyki, polonistyki zintegrowanej, itd. Każda z tych propozycji zakłada przecież uruchomienie zajęć, które powinny być prowadzone przez wysoko wyspecjalizowanych
Tagi:
Helena Kowalik