Anonimowość bez gwarancji
W blogosferze trwa awantura po zerwaniu maski z pani Katarzyny Sadło, znanej w sieci jako kataryna, zdolnej, pracowitej i bardzo tendencyjnej, propisowskiej, antyplatformianej i mającej alergię na Trzecią Rzeczpospolitą, blogerki. Lekką ręką przypinała łatki i oskarżała, głównie na lewo od PiS, podpierając je tendencyjnymi interpretacjami faktów i cudzych słów. Sam tego doświadczyłem. Ale nie o niej chcę pisać. Przy okazji toczy się dyskusja na temat anonimowości w sieci, która to anonimowość jest tak rozpowszechniona, jak w żadnej innej sferze życia publicznego. Ona ma plusy, bo wiele osób, które wnoszą do wirtualu coś wartościowego, czasem prawdziwe perły, mogłoby nie mieć odwagi zaczynać swoją przygodę z internetem od imienia i nazwiska. Anonimowość nadaje sieci dynamikę i jest źródłem wielu pojawiających się w niej talentów i skarbów, których mogłoby nie być, gdyby nie ona właśnie. Ale anonimowość sprzyja też całkowitemu brakowi odpowiedzialności za słowo. W rezultacie przez sieć płynie także ogromny rynsztok. Dosięga on również mnie. Oto – jako przykład – próbka określeń, które zarobiłem ostatnio na dwu tylko blogach Salonu24 administrowanego przez Igora Jankego: „zdrajca, swołocz, lump, kreatura, opłacany gnój, gad w formie niezakamuflowanej, menel, skończone bydlę, potworna menda, niech stąd wypieprza, gnida, kanalia, niegolony, brudny, zaniedbany, zapluwa się, głupi prymityw, jadowity psychopata, obłędny typ wyjątkowego skurwysyna, wariat, dostał pierdolca, podły i prymitywny kłamczuch, zaniedbany staruszek, obłąkany, menda moralna, łajdak, kłamca i złodziej, człowiek opętany”. Tak łagodne jak na przykład: żałosna postać, marny człowieczek, wysyp bydełka czy odłowić i do formaliny i wiele podobnych pominąłem. Żeby nie było jednostronnie, dodaję, że podobnie jest w wielu innych miejscach, także na forach „Gazety Wyborczej” i innych gnojówka oblewa wszystkich, od prawa do lewa. Mamy więc dwie strony anonimowości. Uważam, że byłoby bardzo niedobrze, gdyby zaczęto w jakikolwiek sposób ograniczać prawo do podjęcia decyzji o założeniu maski. Gdyby obecność w internecie w jakikolwiek sposób wiązano z jawnością. Jak ktoś chce występować w masce, niech występuje całkiem swobodnie. Jestem więc za prawem każdego do podjęcia takiej właśnie decyzji. Ale to prawo nie może być interpretowane w tym sensie, że nikomu nie wolno próbować zerwać maski! Dlaczego niby miałoby być niewolno albo dlaczego niby miałoby nie wypadać zrobić coś takiego? Skąd taki specjalny przywilej? Za to, że się pisze w internecie? No to co? Każdy ma prawo podjąć decyzję, że będzie pisał czy mówił w masce, i każdy ma prawo do tego, by zamaskowanemu próbować zerwać ją, jeżeli z powodu uważanego przez siebie za ważny tak sądzi. Odmawiam wszystkim zamaskowanym w sieci, w tym także Katarzynie Sadło, w masce kataryny, prawa do anonimowości zagwarantowanej, zastrzeżonej. Nic mnie nie obchodzi, że ona czy ktokolwiek chce pozostać nieznanym w internecie. Niech sobie chce, to jej, jego, ich prawo, ale moim prawem jest zerwać im tę maskę, jeżeli uznam to za zasadne. To powinno być jasne, zniknąć powinny wszelkie znamiona szantażu, które wymuszałyby milczenie o ludziach w maskach, a takie znamiona szantażu są i oddziałują zarówno na tych z sieci, jak i tych z normalnych mediów, którzy nawet jeśliby chcieli, mają opory, by o katarynie mówić Katarzyna Sadło, także z dodatkiem, że jest szefową Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Takie wzajemne prawo zamaskowanych i chcących zrywać maski jest niezbędne, ponieważ bez niego nie ma żadnego hamulca przed wypływem i rozlewaniem się internetowej gnojówki, żadnego hamulca wobec części internautów, których można przyrównać do stadionowych kiboli. To nie jest silny hamulec, ale jakiś jest. Na pewno silniejszy niż groźba sądu, bo to procedura długa i mozolna. Powtarzam więc: prawo do decyzji o anonimowości – Tak! Prawo do gwarancji anonimowości – Nie! „Dziennik” miał pełne prawo tę panią ujawnić, jeśli to uznał za celowe. Szkoda, że zrobił to półgębkiem, a przede wszystkim, że w bardzo nieładnym stylu. 26 maja 2009 r. LICZNIK PREZYDENCKI Do końca kadencji „Prezydenta Swojego Brata” zostało 516 dni (już poniżej dwu lat). Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint