Antyterrorystyczny biznes

Antyterrorystyczny biznes

Od zamachu na World Trade Center Amerykanie wydali na wojnę z terroryzmem niemal 1,3 bln dolarów Mija już dziesięć lat, odkąd Stany Zjednoczone prowadzą wojnę z terroryzmem, zapoczątkowaną w 2001 r. przez George’a W. Busha oraz jego neokonserwatywnych kompanów: Dicka Cheneya, Donalda Rumsfelda, Paula Wolfowitza czy Richarda Pearle’a. Równo dekadę temu Al-Kaida zaatakowała największe mocarstwo świata, wywołując szok amerykańskiej opinii publicznej. Jastrzębie z Waszyngtonu zatarły ręce i odpowiedziały operacją „Szok i przerażenie”. To, co było niewiarygodnym szokiem dla Amerykanów i przerażeniem dla Afgańczyków czy Irakijczyków, okazało się świetną okazją do robienia biznesu nie tylko dla potentatów naftowo-energetycznych, takich jak udziałowcy firm ChevronTexaco, ExxonMobil czy Halliburton – matecznik byłego wiceprezydenta, ale przede wszystkim dla przedsiębiorstw zbrojeniowych i okołozbrojeniowych – producentów sprzętu elektronicznego, samochodów, samolotów i wszystkiego, co wojsku potrzebne (na butach kończąc). Wojna z terroryzmem kosztuje amerykańskiego podatnika już niemal 1,3 bln dol., przy czym Irak pochłonął dwa razy więcej niż ściganie talibów w afgańskich grotach. Do tego należy dodać mniejsze operacje, jak również związane z zagrożeniem terrorystycznym wydatki na bezpieczeństwo wewnętrzne, ochronę rurociągów, infrastrukturę budowlaną i komunikacyjną, transport, logistykę, treningi i szkolenia, pensje, służbę medyczną, wyżywienie, odszkodowania i renty, ulgi oraz dodatki dla weteranów, a także administrację cywilną i wywiad wojskowy. Wojenny interes Już II wojna światowa, a po niej zimnowojenny wyścig zbrojeń, a także szereg konfliktów lokalnych, które po 1945 r. wybuchały i wybuchają na całym świecie, stworzyły ogromny popyt na amerykańskie uzbrojenie. Dochodzą do tego zaawansowane narzędzia elektroniczne (od nawigacji satelitarnej do noktowizorów), które pomagają żołnierzom na polach walki. Należy też wspomnieć o pojazdach i samolotach, którymi codziennie się przemieszczają. Przez lata wzrastały zatem i produkcja, i wpływy polityczne osób tworzących kompleks militarno-przemysłowy. Do tego stopnia, że upadek Związku Radzieckiego wcale nie ograniczył amerykańskich zbrojeń, przeciwnie – wydatki na nie stale rosły. Po zniknięciu sowieckiego wroga jak grzyby po deszczu wyrastały nowe niebezpieczeństwa – Saddam Husajn, Al-Kaida i talibowie. Nie stanowiły one egzystencjalnego zagrożenia dla Stanów Zjednoczonych, choć z pewnością godziły w amerykańskie interesy. Szczególnie krnąbrny Husajn nie zrozumiał w porę, że na Bliskim Wschodzie karty rozdaje Waszyngton – wraz z Izraelem i Arabią Saudyjską. Zaatakowawszy w 1990 r. Kuwejt, wkroczył do amerykańsko-saudyjskiej strefy wpływów, co nie mogło pozostać bez odpowiedzi. Zmieniła się zatem polityka, ale nie głębsza strategia. Amerykański socjolog Charles W. Mills już w 1956 r. orzekł, iż Stanami Zjednoczonymi – oprócz urzędników państwowych – rządzą wojskowi i akcjonariusze wielkich korporacji. Waszyngton zaangażował się więc w nowe konflikty – nie tylko jako pośrednik w handlu uzbrojeniem, ale również aktor, a zarazem główny klient amerykańskich firm produkujących i świadczących usługi na potrzeby wojska. Na marginesie warto dodać, że Pentagon jest największym pracodawcą w Stanach Zjednoczonych. Ogółem wydał w ostatniej dekadzie ponad 7 bln dol. Kosztowna dekada W latach 2001-2005 amerykańskie wydatki na wojny w Iraku i Afganistanie wyniosły ok. 350 mld dol., przy czym około dwóch trzecich tej kwoty pochłonęła wojna nad Eufratem i Tygrysem. Afganistan zszedł na drugi plan, ponieważ całkowite rozbicie irackich struktur państwowych zapoczątkowało wojnę domową, w trakcie której – przez długi czas – tylko siły okupacyjne były w stanie zapewniać względny porządek. Z czasem odbudowano iracką armię i służby bezpieczeństwa wewnętrznego, dlatego dziś w Iraku jest bezpieczniej, Amerykanie zaś powoli się wycofują. Sytuacja w Afganistanie jest o wiele poważniejsza. W kolejnych latach koszty wojny z terroryzmem rosły – o stratach w ludziach nie wspominając, a przecież zginęło już prawie 6 tys. amerykańskich żołnierzy – dwa razy tyle, ile było ofiar zamachów na World Trade Center i Pentagon. O ile ogólny budżet obronny (w tym na bezpieczeństwo wewnętrzne oraz na rzecz weteranów) wyniósł w 2006 r. niespełna 600 mld dol., o tyle w bieżącym roku łączne wydatki obronno-zbrojeniowe oscylują wokół 900 mld dol. Przez cały okres prezydentury Busha juniora większość tych środków pochłaniał Irak. Przykładowo w rekordowym 2008 r. – ostatnim roku

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 37/2011

Kategorie: Świat
Tagi: Michał Lipa