Apelowałem o odrzucenie uproszczonego myślenia Nowelizacja dyrektywy w sprawie efektywności energetycznej z 2012 r. stała się koniecznością, gdyż dyrektywa ta nie dotyczyła efektywności sensu stricto. Zamierzeniem projektodawców, czyli Komisji Europejskiej, od początku było raczej ograniczanie użytkowania energii na rynku konsumenckim, nawet w sposób ekstensywny, tj. bez widocznych zmian właściwej efektywności energetycznej, co eufemistycznie określano jako oszczędności. W poprawianej dyrektywie, w art. 2 – Definicje, mówi się, że „efektywność energetyczna oznacza stosunek uzyskanych wyników, usług, towarów lub energii do wkładu energii”. W odniesieniu do energii należy tu jednak dokonać minimalnego uściślenia, że „oznacza to stosunek energii uzyskanej do wkładu energii podczas każdorazowego jej przejścia z jednego stanu w kolejny, który pomnożony przez sto da nam w procentach efektywność owego przejścia”. Ograniczanie użytkowania energii nie dotyczy zatem lepszego przekształcenia energii pierwotnej (pozyskiwanej wprost z natury) w finalną (dostarczaną na rynek konsumencki, końcową), a ograniczanie użytkowania tej ostatniej w żadnym razie nie oznacza efektywności energetycznej, zwłaszcza w semantycznym ujęciu tego pojęcia. W pewnych warunkach można oczywiście wymuszać sposobami rynkowymi poszukiwanie nowych rozwiązań technicznych, pozwalających lepiej przekształcać finalną energię elektryczną w pracę użytkową oraz pierwotną energię finalną (gaz, węgiel, ropę i inne) w ciepło/zimno w mieszkalnictwie. W celu właściwego porównania różnych technologii energetycznych lub miksów energetycznych zarówno oszczędność energii, jak i efektywność energetyczna wymagają jednoznacznego określenia w pełnej osłonie bilansowej sięgającej poziomu energii pierwotnej. Zmniejszanie użytkowania energii w ostatnim ogniwie łańcucha, a więc na ostatnim etapie jej przepływu, nie jest wprost proporcjonalne do ograniczania jej zużycia na początku tego łańcucha, tj. na poziomie energii pierwotnej. Wyzwaniem dla znowelizowanej dyrektywy powinny więc być cele dotyczące wyłącznie zużycia nieodnawialnej energii pierwotnej, której zasoby naturalne są ograniczone, szacowane np. dla węgla na ok. 100 lat, a dla gazu i ropy na ok. 50 lat. Błędy rozumowania Komisji We wniosku KE z 30 listopada 2016 r. „Dyrektywa PE i Rady zmieniająca dyrektywę 2012/27/UE w sprawie efektywności energetycznej” nastąpiło, podobnie jak w przypadku zmienianej dyrektywy, swoiste przekłamanie. Tytuł dokumentu zapowiada bowiem efektywność energetyczną jako temat podstawowy, ale z dalszej jego treści wynika, że Komisji chodzi wyłącznie o ekstensywne ograniczanie zużycia energii finalnej. Oszczędności w 2030 r. mają być większe o 10% w stosunku do planowanych na rok 2020, po przeliczeniu oczywiście na energię pierwotną. Ale jak przeliczać poprawnie energię finalną na pierwotną – tego KE nie precyzuje. Jedynie Motyw (16) tego wniosku do dyrektywy 2012/27/UE podaje, że „należy poddać przeglądowi domyślny (sic!) współczynnik oszczędności wyrażony w kWh energii elektrycznej w celu odzwierciedlenia zmian współczynnika energii pierwotnej (PEF) dla energii elektrycznej”. I to właśnie, zgodnie z tą propozycją, zostało dokonane w projekcie sprawozdania na podstawie opracowania polskich uczonych z Politechniki Śląskiej. Zaproponowane współczynniki PEF zależą od źródeł energii i obejmują zarówno energetykę zawodową (wytwarzanie energii elektrycznej), jak i mieszkalnictwo, tj. grzanie/chłodzenie, ze szczególnym uwzględnieniem kogeneracji. Są więc kompleksowe i eliminują potrzebę stosowania dla kogeneracji wzoru przeliczeniowego zawartego w załączniku II do dyrektywy z 2012 r. w ustępie (b), zatytułowanym „Obliczanie oszczędności energii pierwotnej”. Ale wspomniany Motyw (16) zawiera jeszcze inny kwiatek wymagający krytycznej analizy, a mianowicie: „Przyjęto założenie, że wartość sprawności przemiany wynosi 100% dla niepalnych odnawialnych źródeł energii…” i dalej Komisja głosi, że „odnośnie do granic systemu współczynnik PEF wynosi 1 dla wszystkich źródeł energii”. Oto wyjaśnienie późniejszego głosowania. Jest to bowiem swoista, całkowicie nienaukowa doktryna, ponieważ – jak wiadomo – różne źródła OZE charakteryzują się bardzo zróżnicowaną efektywnością energetyczną. Dla paneli fotowoltaicznych wynosi ona ok. 15%, dla instalacji hydroenergetycznych 90% oraz nawet 300% dla pomp cieplnych. Czy można zatem porównać np. ogniwo PV z pompą cieplną? Drugi podstawowy błąd rozumowania KE polega na tym, że przyjmuje się, iż PEF w przypadku granicznym w ogóle nie musi uwzględniać dla OZE wkładu energii pierwotnej, a więc będzie równy 1. Czy to możliwe? Z całym szacunkiem dla fachowców będących autorami takich poglądów posłużę się przykładami, które temu zaprzeczają. Zanim wiatrak zacznie produkować czystą