Wznoszenie budynków tylko po to, by przyniosły zwrot z inwestycji, jest niedopuszczalne w dzisiejszych warunkach ekologicznych. A tak się dzieje nagminnie
Filip Springer – reporter, fotograf i autor książek poświęconych przestrzeni i architekturze, m.in. „Miedzianka. Historia znikania” (2011), „Wanna z kolumnadą. Reportaże o polskiej przestrzeni” (2013), „13 pięter” (2015). Stypendysta Narodowego Centrum Kultury i Fundacji im. Ryszarda Kapuścińskiego – Herodot. Nominowany do najważniejszych nagród literackich w kraju. Jego książki tłumaczone są na angielski, niemiecki, rosyjski i węgierski. W najnowszej reportersko-eseistycznej książce „Szara godzina. Czas na nową architekturę” pisze, jak w obliczu katastrofy ekologicznej powinna zmienić się architektura.
Komu służą dziś budynki?
– Budynki mają to do siebie, że służą wielu interesariuszom jednocześnie. Blok z mieszkaniami komunalnymi służy po trochę każdemu: z jednej strony, mieszkańcom, z drugiej – wszystkim innym, którzy biorą udział w rynku mieszkaniowym. Na przykład politykowi, który będzie się chwalił, że coś wybudował; no i dobrze, niech się chwali. Natomiast ja w „Szarej godzinie” staram się przekonać do tego, by pierwsza motywacja stawiania budynków nie była motywacją inwestycyjną.
Trudno sobie wyobrazić, że deweloper nagle powie: przestajemy budować!
– Nie uważam oczywiście, że nie powinno się zarabiać na budynkach. W obrębie systemu, w którym żyjemy (i pewnie jeszcze trochę w nim pożyjemy), będzie to nieodzowne. Problem w tym, że architektura stała się ogromnym narzędziem obrotu kapitału. Być może jednym z największych. Wznoszenie budynków tylko po to, by przyniosły zwrot z inwestycji, jest niedopuszczalne w dzisiejszych warunkach ekologicznych. A tak się dzieje nagminnie.
Jeśli słyszymy, że 50 tys. mieszkań w Krakowie stoi pustych – tylko dlatego, że opłaca się je trzymać puste, bo i tak nabierają wartości – to mamy do czynienia z czystą spekulacją za pomocą architektury. Podobnie jest ze wznoszeniem kolejnych biurowców w Warszawie. Powstają one po to, żeby zachować pewien margines pustych przestrzeni biurowych, który pozwala utrzymywać ceny na rynku wynajmu biur.
Dyskutując o budynkach, rzadko się mówi o ich wpływie na klimat, choć od danych może zakręcić się w głowie. Przemysł cementowy odpowiada dziś za 8% emisji dwutlenku węgla, który powoduje ocieplenie planety – to więcej niż emisja pochodząca z lotnictwa, szacowana na ok. 2,5%. Odpady budowlane są przyczyną 37% globalnej emisji.
– Te liczby są nawet większe. Od pewnego czasu mówi się o 11% emisji z cementu.
Jak to więc możliwe – idąc za tym, co piszesz – że tak dużo rozmawiamy o podróżach samolotem, sieciówkach z ciuchami i plastikowych słomkach, a tak mało o budynkach?
– Bo bardzo trudno zindywidualizować winę w przypadku budynku. Za jego powstaniem stoi mnóstwo graczy: od miasta, które zgadza się, by taki budynek powstał, przez architektów, którzy go projektują, oraz budowlańców, którzy leją beton, aż po inwestora. W tym wszystkim są użytkownicy, którzy czasami występują w roli ofiary, bo mają na głowie te nieszczęsne kredyty. Trochę trudno zagrać w taką prostą grę jak w przypadku słomek i segregacji śmieci. Łatwiej powiedzieć: „Jesteś złym człowiekiem, bo wracasz ze sklepu z foliówką”, niż: „Jesteś zły, bo mieszkasz w budynku z betonu”.
Jesteśmy w stanie żyć bez słomek, woreczków, nawet bez lotów na weekend do Lizbony. Niektórzy się oburzą, ale moglibyśmy łatwo zakończyć ten proceder – wystarczy wprowadzić drogie bilety lotnicze i zaprzestać subsydiowania paliw lotniczych. Nie jesteśmy jednak w stanie żyć bez budynków, w związku z czym dyskusja natychmiast wchodzi w sferę niuansów. Ale bez jakich budynków? Czyich budynków? Kto ma o tym decydować?
Sam zadajesz w książce to pytanie: „Zbędne budynki, czyli jakie?”. Ktoś może się złapać za głowę, kiedy czyta: „Im gęściej będą zaludnione miasta, tym lepiej”. Piszesz, że lepiej gnieździć się z innymi w pięciopiętrowym bloku, bo zużycie energii przy jego budowie jest mniejsze niż w przypadku wolnostojącego domu rodzinnego.