Charles Scicluna, watykański superśledczy tropiący pedofilów, na innych polach działalności pozostaje zagorzałym konserwatystą Kiedy staje przed dziennikarzami, uwagę przykuwa przede wszystkim wiszący na jego szyi duży, choć prosty, srebrny krzyż. Okrągła twarz i duże szkła okularów w cienkich, drucianych oprawkach nie zdradzają osobowości bezwzględnego pogromcy księży oprawców. Abp Charles Scicluna sprawia raczej wrażenie kolejnego kościelnego intelektualisty, specjalisty od dogmatów i teologicznych formułek. W rzeczywistości mówi niewiele, a w wystąpieniach publicznych rzadko zdradza szczegóły spraw, nad którymi pracuje. Już w czasach nauki na Uniwersytecie Maltańskim w pierwszej połowie lat 80., kiedy jednocześnie studiował teologię i prawo cywilne, wyróżniał się doskonałym umysłem analitycznym. Znajomi z tamtych czasów wspominają go jako ascetycznego, operującego zwięzłymi zdaniami, choć nierzadko formułującego myśli w sposób zdecydowany, czasem nawet radykalny. Być może właśnie te cechy sprawiły, że najpierw dla Benedykta XVI, a potem dla Franciszka Scicluna stał się prawdziwym agentem specjalnym. Aby przeanalizować wszystkie przeprowadzone przez niego śledztwa, należałoby rozwinąć mapę całego globu. Przypadki molestowania nieletnich przez kościelnych hierarchów tropił w Meksyku, Chile i Szkocji, współpracował też ze specjalnymi komisjami lokalnych księży w Stanach Zjednoczonych i krajach Ameryki Środkowej. Po 24 latach służby w Stolicy Apostolskiej reputacja zaczęła go wyprzedzać. Wszędzie, gdzie do tej pory się pojawiał, znajdował niezaprzeczalne dowody patologii wewnątrz Kościoła. Konsekwencją były dymisje, wydalenia ze stanu duchownego i sprawy karne. Maltański arcybiskup jest dziś twarzą wojny z kościelną pedofilią, wypowiedzianej przez papieża Franciszka. Nic więc dziwnego, że kiedy Stolica Apostolska ogłosiła przyjazd arcybiskupa do Polski, w co najmniej kilku parafiach w popłochu zaczęto porządkować dokumenty i uzgadniać zeznania. Zanim jednak Scicluna stał się żelazną pięścią Kościoła, mozolnie piął się w hierarchii jednego z najbardziej prestiżowych ciał administracyjnych w Watykanie. Do Rzymu trafił w 1995 r., w następnym roku stając się już zastępcą promotora sprawiedliwości w Sygnaturze Apostolskiej. Instytucja zwana również Najwyższym Trybunałem jest decydującym, końcowym elementem kościelnego wymiaru sprawiedliwości. Grunt pod tę nominację Scicluna zaczął przygotowywać jeszcze na Malcie, gdzie mieszkał od 1960 r. (urodził się rok wcześniej w Toronto, ale jego rodzice, Maltańczycy, przenieśli się na wyspę, gdy miał 11 miesięcy). Przed okresem watykańskim zdążył zostać profesorem prawa kanonicznego, pisząc wiele ekspertyz z zakresu punktów zbieżności między nim i prawem cywilnym. Wiedza ta przydała mu się w późniejszych latach, kiedy przyszło mu współpracować z organami ścigania państw, w których tropił afery pedofilskie. Jak chociażby w Chile, dokąd został wysłany przez papieża Franciszka w celu przełamania zmowy milczenia tamtejszych hierarchów w sprawie przypadków molestowania nieletnich. Po przylocie do Santiago w marcu zeszłego roku pierwsze kroki maltański arcybiskup skierował do Jorge Abbotta, chilijskiego prokuratora generalnego. Afery pedofilskiej w tym kraju nie dało się już dłużej ukrywać. Zbyt wiele ofiar opowiedziało publicznie o swojej traumie, domagając się postawienia molestujących hierarchów przed świeckimi sądami. W ich relacjach pojawiały się wszystkie najważniejsze nazwiska chilijskiego Kościoła katolickiego – w tym Cristián Precht Bañados, ikona opozycji demokratycznej z czasów dyktatury Augusta Pinocheta, czy Francisco Javier Errázuriz Ossa, bliski współpracownik samego Franciszka. Tego ostatniego Scicluna mijał zresztą regularnie na watykańskich korytarzach. Errázuriz od przybycia do Stolicy Apostolskiej w 2013 r. i wstąpienia w szeregi tzw. Komitetu Dziewięciu, czyli złożonej z dziewięciu kardynałów grupy doradczej wspomagającej papieża w przeprowadzeniu gruntownej reformy Kościoła, z każdym rokiem stawał się bardziej wpływowy. W Chile był arcybiskupem Santiago i przede wszystkim byłym protegowanym Fernanda Karadimy, wychowawcy kilkunastu tamtejszych biskupów i głównej postaci pedofilskiego skandalu. Wśród chilijskich hierarchów można dziś nawet usłyszeć, że Errázurizowi marzyła się kariera na miarę Angela Sodana, watykańskiego sekretarza stanu w czasach pontyfikatu Jana Pawła II, wcześniej nuncjusza apostolskiego właśnie w Chile. Sodano był przez dekady szarą eminencją Stolicy Apostolskiej, w praktyce wyznaczając kurs działania Kościoła w wielu społecznie ważnych tematach. Był też niezwykle skuteczny w chronieniu księży pedofilów, o czym można się dowiedzieć