Argentyńczycy mówią: sprawdzam

Argentyńczycy mówią: sprawdzam

Teachers march during a 48-hour nationwide strike demanding pay rises, in Buenos Aires on March 6, 2017. Macri has been trying to steer Argentina out of recession since taking over as president in December 2015. He faces a key political test next October when the country holds legislative elections. / AFP PHOTO / Juan MABROMATA

Pikiety, 400-tysięczna manifestacja i 24-godzinny strajk generalny Mirtha Legrand, aktorka i dziennikarka telewizyjna, prowadząca od 1968 r. w argentyńskiej telewizji cotygodniowy program „Nocne spotkanie z Mirthą”, rozmawia z prezydentem Mauriciem Macrim i jego żoną Julianą Awadą. Program zawsze bił rekordy oglądalności, teraz też nie jest inaczej. Wywiad w niczym nie przypomina rozmów z rządzącymi, do jakich przyzwyczaiły nas telewizje w Polsce, publiczna i prywatne. Świadoma swojej politycznej siły rażenia 90-letnia kobieta stawia parę prezydencką w niezręcznej sytuacji. – Bardzo was popierałam. Myślę jednak, że jesteście oderwani od rzeczywistości. Ludzie skarżą się, że nie starcza im na życie. Wszystko podrożało: energia elektryczna, gaz, woda; plajtują firmy i zamykane są teatry – wypomina. Prezydent nie wie, co odpowiedzieć. Bo co może mówić, gdy po 15 miesiącach jego rządów wyniki gospodarcze są słabe? Nie będzie przecież tłumaczył, że rządy Néstora Kirchnera i jego żony Cristiny Fernández przypadły na okres bumu surowcowego na rynku międzynarodowym, a rozrzutność, korupcja, autorytaryzm i klientelizm zniszczyły w ciągu 12 lat podstawowe narzędzia rozwoju gospodarczego i doprowadziły do niewypłacalności kraju. Macri przyznaje, że wiele osób może czuć rozczarowanie, i powoli przechodzi do kontrofensywy: – Najgorsze już za nami, zaczynamy zmniejszać biedę, a gospodarka weszła na ścieżkę rozwojową. Legrand jednak jest bezlitosna, kręci głową i oskarża prezydenta o nadmierny optymizm. – Pański guru ekonomiczny, Jaime Durán Barba, źle panu doradza, dmuchając w balon entuzjazmu. Sami Argentyńczycy doszukują się przyczyn złej sytuacji gospodarczej w znieczulicy władz, trudnościach w wychodzeniu z populistycznej polityki rządu Cristiny Fernández de Kirchner, spadku cen surowców, korporacyjnych reakcjach gremiów oświatowych, wykazywanym przez prezydenta braku umiejętności rządzenia krajem, a nawet konfliktowości jako cesze narodowej. Zapaść publicznej oświaty Od lat o argentyńskiej polityce decyduje ulica. Na niej, a konkretnie na Plaza de Mayo, gdzie znajdują się siedziby prezydenta i rządu i gdzie w każdy czwartek zbierają się matki, których dzieci zaginęły w czasie panowania junty, rozwiązuje się najważniejsze problemy kraju. Po 15 miesiącach rządów Macriego przyszedł czas na manifestacje niezadowolonych z jego prezydentury. W marcu przed siedzibą rządu protestowało ok. 400 tys. osób, wśród nich nauczyciele szkół publicznych, strajkujący od trzech tygodni i domagający się podwyżki wynagrodzeń. Ogrom demonstracji robił wrażenie. A jeszcze niedawno argentyńska oświata publiczna, czerpiąca m.in. ze wzorów angielskich, mogła być stawiana za przykład. W 1880 r. nadano jej rangę państwową. Analfabetyzmu w Argentynie pozbyto się wcześniej niż w wielu krajach europejskich. Problemy zaczęły się w latach 70., wraz z nadejściem dyktatury i kryzysów gospodarczych. Teraz już nikt nie ma wątpliwości, że z oświatą publiczną jest źle mimo poważnych inwestycji w ostatnich latach. Znaczna część dzieci klasy średniej uczy się w szkołach prywatnych. Macri, pochodzący z jednej z najbogatszych rodzin w kraju, jest pierwszym prezydentem, który nigdy nie uczył się w szkole publicznej. Podobnie jak wielu jego ministrów to wychowanek elitarnej szkoły, Colegio Cardenal Newman. W tle konfliktu między rządem a nauczycielami sektora publicznego jest 4 mln dzieci. Na strajk prezydent zareagował ogłoszeniem danych o stanie edukacji publicznej, które nazwał bolesnymi. Według niego 46,4% uczniów szkół średnich nie rozumie treści tekstów, a 70,2% nie potrafi rozwiązać najprostszych zadań matematycznych. Jego zdaniem szkolnictwo prywatne osiąga znacznie lepsze rezultaty. Co mówią nauczyciele? Że aby walczyć z pogarszaniem się stanu oświaty, trzeba ich godnie wynagradzać – żądają 35-procentowej podwyżki płac. Rząd odpowiada, że powtarzające się strajki zachęcają rodziców do korzystania ze szkół prywatnych, co jeszcze pogłębia problem. 6 kwietnia peronistowskie związki zawodowe zamierzają sparaliżować Argentynę. Przywódcy Powszechnej Konfederacji Pracy (Confederación General del Trabajo, CGT) zapowiadają 24-godzinny strajk generalny, pierwszy za prezydentury Mauricia Macriego. W ten sposób Macri byłby wystawiony na próbę, której wcześ­niej zostali poddani prezydenci Raúl Alfonsín (1983-1989) i Fernando de la Rúa (1999-2001). Obaj musieli odejść przed końcem kadencji. W kierownictwie związkowym nie ma jednolitego stanowiska. Zorganizowana przez CGT manifestacja z 7 marca skończyła się obrzuceniem kamieniami liderów związkowych przez grupy radykalne,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2017, 2017

Kategorie: Świat