Ta forma sprzedaży niczego nam nie obiecuje – i słowa dotrzymuje Chyba wyczerpała się wreszcie cierpliwość ludzi latami nabieranych przez organizatorów tzw. systemów argentyńskich. Do organizacji konsumenckich, prokuratury, posłów, trafia coraz więcej osób, które płacą rosnące raty, daremnie czekając na auto, mieszkanie czy inne dobro, zaś umowy są tak skonstruowane, że opuszczenie „systemu” oznacza straty idące w tysiące złotych. – Jest to system, który stwarza wysokie zagrożenie dla interesów konsumenta. Do UOKiK docierają ostatnio dosłownie setki skarg związanych z funkcjonowaniem systemów argentyńskich. W wielu wzorcach umów są zapisy mające charakter klauzul niedozwolonych, w sposób jednostronny zapewniające ochronę interesów przedsiębiorcy kosztem konsumenta – uważa Elżbieta Ostrowska, wiceprezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Firmy prowadzące systemy argentyńskie odniosły jednak duży sukces. Wszystkie kluby sejmowe zadziwiająco zgodnie odrzuciły poprawkę senacką, która wprowadzała zakaz „organizowania grup osób w celu samofinansowania zakupu towarów lub usług przez członków tych grup”. Poprawkę uznano za sprzeczną z wolnością gospodarczą i wymierzoną w najbiedniejszych, dla których, zdaniem posłów, zakupy „po argentyńsku” stanowią jedyny sposób zdobycia rozmaitych dóbr. Przepadła ogromną większością głosów (tylko 22 posłów było za). – Ale to właśnie osoby najuboższe są najmocniej bite po kieszeni przez systemy argentyńskie. Ta forma sprzedaży jest nabieraniem ludzi. Jej ofiarą padają najmniej zamożni, którym trudno byłoby uzyskać normalny kredyt bankowy na zakup atrakcyjnych produktów. Skuszeni nierzetelną reklamą i obietnicami agentów podpisują niekorzystne dla siebie umowy, które niczego w praktyce im nie gwarantują i z których nie mogą się potem wycofać bez poniesienia bardzo bolesnych strat finansowych – mówi Katarzyna Piekarska, wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Możesz nawet umrzeć System argentyński to forma piramidy finansowej, na szczycie której stoi – najczęściej – wymarzone auto. Z pieniędzy wpłacanych przez grupę osób raz na jakiś czas kupowany jest samochód dla jednego z jej członków. Szczęśliwiec płaci potem raty za auto, którym już jeździ, reszta – płaci z nadzieją, że w następnym miesiącu to do nich uśmiechnie się szczęście. Grupy są z reguły 100- 300-osobowe (wedle uznania organizatorów) i co miesiąc spływa od nich tyle gotówki, że nawet po zakupie towaru lwia część pieniędzy zostaje dla twórców piramidy. Koszty własne takiej działalności są praktycznie żadne, a bezpieczeństwo pełne, bo organizatorzy systemu argentyńskiego nie angażują żadnych środków własnych, zaś umowy są tak skonstruowane, że nie biorą odpowiedzialności kompletnie za nic. Całe ryzyko ponosi klient. Przykładowo, umowa sporządzona przez firmę Global Investments zawiera zapis, że „członek konsorcjum poprzez zawarcie niniejszej Umowy udziela Global Investments SA nieodwołalnego pełnomocnictwa do dokonywania wszelkich zmian (…) w stosunku do niniejszej Umowy” – co oznacza, że firma może zmieniać zawartą umowę, jak chce. W innym miejscu mówi się, iż „wartość podstawowa indeksowana jest dostosowana do zmieniających się cen wg wskaźników ustalonych przez Global Investments SA”, co w ludzkim języku znaczy, że firma dowolnie wyznacza wysokość miesięcznych wpłat od członków grupy. Firma stwierdza też, iż „gwarantuje się comiesięczny przydział towaru przez losowanie w ramach posiadanego funduszu grupy”, z czego wynika, że w praktyce nie ma żadnej gwarancji, bo firma zawsze może uznać, że w stosunku do kosztów własnych grupa zebrała za mało i na zakup nie starczy. Nawet jeśli komuś poprawi się sytuacja finansowa i spłaci wszystkie raty z góry, nic mu to nie pomoże, bo „gdy członek konsorcjum zapłaci przedterminowo całość rat, Global Investments SA nie będzie zobligowane do natychmiastowego przydziału towaru” – czyli że przyjdzie poczekać nawet i kilka lat (grupy w systemie argentyńskim tworzone są z reguły na 8-12 lat). Gdy ktoś zdesperowany bezcelowym czekaniem i rosnącymi opłatami zapragnie się wycofać, to, zgodnie z umową, „uzyska zwrot wpłaconych rat podstawowych (bez waloryzacji i oprocentowania) w czasie likwidacji grupy, z potrąceniem należnych Global Investments SA kosztów administracyjnych, wpisowego oraz kosztów ubezpieczenia” – a więc musi czekać te osiem czy więcej lat, by dostać w istocie guzik z pętelką. A jeśli załamanego tym wszystkim, nieszczęsnego amatora tanich zakupów szlag trafi, to firma i tak na nim zarobi, bo „w celu zabezpieczenia nieprzewidzianych
Tagi:
Andrzej Dryszel