Parlamentarne śledztwo w sprawie powiązań niemieckiego MON z firmami doradczymi może przerwać karierę Ursuli von der Leyen Korespondencja z Berlina Pod koniec stycznia w Bundestagu rozpoczęła pracę komisja śledcza, która zajmie się nieprawidłowościami w zatrudnianiu przez niemieckie ministerstwo obrony zewnętrznych firm eksperckich. Okazuje się, że resort kierowany od 2013 r. przez Ursulę von der Leyen (CDU) wydał w ostatnich latach kilkaset milionów euro na zlecenia dla zewnętrznych doradców, co uważa się za sumę przekraczającą wszelkie normy. Ponadto działo się to z pominięciem procedur obowiązujących przy zamówieniach publicznych. Dodatkowych argumentów dostarcza posłom opozycji potężniejąca w MON pajęczyna powiązań, świadczonych usług i nieformalnych uzależnień. Wiele też wskazuje, że zatrudnieni przez resort doradcy wrzucają do sieci tajne informacje. Sprawa skłoniła publicystów do dyskusji o skali wpływów firm konsultingowych na niemiecką politykę. Kolejny cios w koalicję Powołaniu komisji śledczej sprzeciwiała się zarówno sama Ursula von der Leyen, jak i cała koalicja CDU-SPD, argumentując, że wniosek opozycji nie był jednoznacznie sformułowany. Z kolei Die Grünen, Die Linke i FDP zarzuciły rządowi próby blokowania i zamiatania sprawy pod dywan. Zarzuty szastania pieniędzmi podatników i nepotyzmu pojawiły się, gdy w sierpniu 2018 r. niejasnościami w MON zainteresował się Federalny Trybunał Obrachunkowy (odpowiednik NIK), który skrytykował niegospodarność i niezgodne z przepisami procedury zatrudniania podmiotów zewnętrznych. Tylko w latach 2015-2016 wydano tam co najmniej 200 mln euro na ekspertyzy. Na pierwsze oskarżenia von der Leyen zareagowała gwałtownie. Kiedy w październiku ub.r. wyciekły do prasy informacje o aferze, miała zakazać żołnierzom i pracownikom Bundeswehry kontaktów z posłami Bundestagu. Ta informacja została wprawdzie przez rzecznika MON Jensa Flosdorffa zdementowana, ale zbyt późno, kiedy już zrobiło się gorąco. „Pani von der Leyen stale powtarza, jak bardzo ceni sobie transparentność, a teraz każe podwładnym milczeć”, oburzał się Tobias Lindner, poseł Zielonych. Na słowa krytyki pod adresem chadeckiej minister pozwolił sobie także Wolfgang Hellmich ze współrządzącej SPD, który jest zarazem członkiem komisji ds. obronności w Bundestagu. „Wygląda na to, że próbuje się zbudować wokół MON szczelny wał obronny”, powiedział w wywiadzie dla dziennika „Die Welt”. Była to dość nieoczekiwana uwaga, gdyż na ogół socjaldemokraci próbują pomijać sprawę milczeniem, zwłaszcza że Wielka Koalicja i tak jest już targana licznymi konfliktami (obecnie chodzi o emerytury), a kolejny spór szybko może się przeistoczyć w polityczną wojnę. Medialne grillowanie W połowie grudnia, jeszcze zanim została powołana komisja śledcza, Ursula von der Leyen była przepytywana przez komisję ds. obronności. Szefowa MON właściwie nigdy nie ukrywała, że korzystała z usług doradców zewnętrznych. Nadal utrzymuje, że szczególnie w zakresie cyfryzacji niemiecka obronność ma do nadrobienia gigantyczne zaległości, bo RFN wypada gorzej niż biedniejsze państwa UE: „Konkurencja nie śpi, działamy pod presją czasu. Dlatego potrzebujemy kompetentnych ekspertów”. O powołaniu komisji śledczej zadecydowało dziwne zachowanie byłej sekretarz stanu w MON Katrin Suder, która zadeklarowała gotowość odpowiadania na pytania posłów jedynie w formie pisemnej. Członkom trzech opozycyjnych klubów dało to asumpt do przyjrzenia się sprawie, a ich głosy wystarczyły do powołania komisji. Von der Leyen ściągnęła w 2014 r. z firmy doradczej McKinsey Katrin Suder, która w resorcie obrony miała się zająć uporządkowaniem działu uzbrojenia. Podejrzenie opozycji wzbudziła jej nagła dymisja tuż przed ujawnieniem afery. Liderzy Zielonych i Lewicy uważają, że Suder powinna wyjaśnić niedociągnięcia, które pojawiły się za jej kadencji. Czy von der Leyen straciła kontrolę nad rosnącymi wpływami swojej sekretarz? Podczas grudniowego przesłuchania sprawiała wrażenie bezsilnej. „Nie mam żadnego wpływu na to, czy pani Suder stawi się przed komisją obronności, czy nie, bo mnie podlegają wyłącznie pracownicy ministerstwa, a ona pracuje gdzie indziej”, tłumaczyła się. Wszyscy są jednak zgodni co do tego, że odpowiedzialność za skandal spoczywa na wiceszefowej CDU. „To już koniec pani minister”, wróży stołeczny „Der Tagesspiegel”. Nie brakuje też komentatorów, którzy w medialnym grillowaniu szefowej MON dopatrują się celowego działania, by zrobić miejsce dla kogoś innego. W każdym razie urok świeżości von der
Tagi:
Accenture, afera, Katrin Suder, korupcja, nepotyzm, Niemcy, Timo Noetzel, Ursula von der Leyen, wojsko