Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy jeszcze nie zaczęła grać, a już pobiła rekord. Weźmie w niej udział aż 120 tys. wolontariuszy Życie już wcześniej uczyło ich samodzielności. Grzegorz Czwarno ma 19 lat, a myśleć o sobie musi od 12. roku życia. Teraz uczy się w technikum przemysłu drzewnego i prowadzi odziedziczony po ojcu zakład stolarski. Mieszka w wiosce Bieliny koło Tarnobrzega. Jedyną jej zaletą jest to, że ma chyba z tysiąc lat. A poza tym wszędzie daleko, nawet zielonym maluchem, który choć rzęzi, to przetrzymał najgorsze mrozy, Łukasz Żukowski ze Żmigrodu dojeżdża 50 km do Wrocławia. Tam studiuje resocjalizację. Jerzy Brzostek z Ziębic ma 33 lata, własną firmę i żonę poznaną w czasie pierwszego finału. Oczywiście, tak jak on była wolontariuszką. Styczeń 2003 r.. Oto wolontariusze Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Bardzo młodzi, a już z dystansem oceniają to, co dał im los. – Zawsze bawiło mnie pomaganie ludziom – mówi Grzegorz Czwarno. – Ale sam mam w życiu pecha. Mariusz Bielicki z Zabrza studiuje informatykę, jest też komendantem harcerskiego szczepu. Nie pamięta, żeby w jakieś sytuacji był hołubiony. Zawsze obok były inne dzieci, którym trzeba było pomóc. Najmłodsi wolontariusze są z podstawówki, najstarsi mają koło 50 lat. Ewa Kornata i Lon Tran Hoi są uczennicami szóstej klasy. Do warszawskiej siedziby fundacji przyjechały zaraz po świętach. Żeby już móc się pochwalić identyfikatorami. Wolontariat Wielkiej Orkiestry to sytuacja, w której młodzi czują się pewnie i radośnie. Wyliczają: tu poznali przyjaciół, sympatie, żony, dziewczyny. Tu słuchają swojej muzyki, rozmawiają swoim językiem. Robią coś konkretnego, pomagają i nie muszą wysłuchiwać, że są beznadziejnym pokoleniem. – Znam dobrze Owsiaka, rozmawiałem z nim kilka razy – to najlepsza rekomendacja. 12 stycznia, o godzinie 20, 120 tys. wolontariuszy będzie razem. Wypuszczą do nieba światełka i nie będą wstydzili się łez. Tego dnia doświadczają, że za dobroć dostaje się dobroć. Są pojeni, karmieni i wożeni przez miejscowy biznes. Ich wolontariat ma korzenie w pokojowych patrolach i harcerstwie. Także w niechęci do miejscowych domów kultury, w których czas stanął na etapie kółek zainteresowań. – Nie zatrzymają tam młodzieży, będzie się szlajała po ulicach – ocenia Łukasz Żukowski. Również w Ziębicach Jerzy Brzostek widzi w wolontariacie pomysł na wychowanie. – Te dzieci, mali wolontariusze, mają często bezrobotnych rodziców i też popadają w marazm – tłumaczy. – Zero etyki i tylko nastawienie konsumpcyjne. Szkoły są ciągle dość obojętne wobec Orkiestry. Ze wzruszeniem wspominają pierwsze finały. Wielkie stoły, na które wysypywali pieniądze, prowizorkę. Teraz wszystko jest sformalizowane i skomputeryzowane, bo i odpowiedzialność, i pieniądze są o wiele większe. Niech żyje prowincja Poza szkołą i pracą w warsztacie Grzegorz Czwarno dorabia jeszcze w dyskotece. I tam po raz pierwszy w malutkich Bielinach powstał sztab Orkiestry. W sumie 20 osób, do których Grzegorz ma zaufanie. Plan jest taki: wystąpi zespół ludowy ze Ździar, a dzieci pokażą „Małego Księcia”, będą też zespoły bardziej odlotowe i zbiórki pod dwoma kościołami. Trzeci proboszcz się nie zgodził. Taki jest tegoroczny wolontariat, właśnie coraz bardziej prowincjonalny. Coraz więcej jest małych grup tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Najważniejsze są już nie wielkie sztaby miast, a ludzie z małych miejscowości. W Żmigrodzie sztab powstał po raz czwarty, pracuje w nim 60 osób. W Ziębicach sztab jest od zawsze, czyli od 11 lat. Pomaganie tak się tam spodobało, że przeobraziło się w Młodzieżowy Wolontariat Miejski. Spotykają się raz w tygodniu i zadają sobie pytanie, co warto zrobić. Teraz najważniejszy jest dla nich „bank drugiej ręki”. Niepotrzebne wyposażenie będą przekazywać potrzebującym. – Pamiętam, jak po pierwszym finale byłem zadowolony z sukcesu – wspomina Jerzy Brzostek z Ziębic – a tu młodzież zaczęła wypytywać, co dalej. Nie chcieli słuchać, że do następnej akcji muszą czekać cały rok. Pomyślałem, że szkoda byłoby zmarnować ich zapał. W Zabrzu również wolontariat Orkiestry działa cały rok. – Organizujemy Wigilie dla dzieci z niezamożnych rodzin – tłumaczy Mariusz Bielicki – a potem pomagamy im w ciągu
Tagi:
Iwona Konarska