Feminizacja sił zbrojnych RP postępuje tak sobie „A czy Polki walczą w Ukrainie?”, pyta mnie czytelnik po lekturze artykułu o ukraińskich żołnierkach (PRZEGLĄD nr 18). Walczą. Według oficjalnych zapewnień władz w Kijowie na wojnę z Rosją pojechało z Polski kilkadziesiąt osób. Tak naprawdę jest ich kilkaset, większość bowiem woli zachować anonimowość, o co najprościej w przypadku ochotników o mieszanym pochodzeniu i niezwiązanych z armią. Są wśród nich i kobiety. Jedna z moich koleżanek od połowy marca bije się w cudzoziemskim legionie. Żyje, obecnie przebywa poza linią frontu. Kontakt mamy niezbyt częsty, ale regularny. „Robię to, do czego szkoliłam się przez wiele lat”, napisała mi w jednej z wiadomości. Druga przyjaciółka nie walczy – służy w batalionie medycznym. Jak wszystkie sanitariuszki w ukraińskiej armii wyrusza do akcji z pełnym uzbrojeniem. W razie potrzeby wie, jak go użyć – w Polsce przez kilka lat służyła w elitarnej jednostce wojsk lądowych. Na zaciąg w Ukrainie polscy obywatele muszą zdobyć odpowiednie zgody naszych władz – dotychczas z tego trybu skorzystało niewielu ochotników. Cywile i wojskowi emeryci po prostu wyjeżdżają, mundurowi w służbie czynnej biorą dłuższe urlopy i zwolnienia. Kryć się specjalnie nie muszą – tego rodzaju „zniknięcia” są w naszych koszarach traktowane pobłażliwie. Polska w ogonie NATO „Nie mam męża, dzieci ani schorowanych rodziców. Łatwo mi było podjąć decyzję o wyjeździe”, wspomina ta pierwsza znajoma. Większość koleżanek z jednostki w kraju nie dysponuje aż taką swobodą. „Tak mówią, ale może to tylko pretekst?”, zastanawia się moja rozmówczyni. Argument o „zobowiązaniach rodzinnych” to w realiach WP nic nowego. Gdy przed laty formowano kontyngenty do Iraku i Afganistanu, sięgali po niego mężczyźni, którzy wcześniej żyli złudzeniem, że armia aż po kres ich służby pozostanie wojskiem koszarowym. Lecz nawet takie siły zbrojne muszą regularnie się szkolić, co wymaga od żołnierzy wielodniowych pobytów poza domem. Wojsko, jak i całe społeczeństwo, ogromnie się zmieniło w ciągu 30 lat. Patriarchat kruszy się coraz bardziej pod naporem modeli relacji ewoluujących w kierunku partnerskich, co przekłada się także na sytuację w armii. Lecz mimo silnych i licznych ruchów promujących równouprawnienie, mimo deklaratywnego wsparcia państwa polskiego wiele dziewcząt nadal słyszy, że ich „miejsce jest w domu” albo w „bardziej babskich” profesjach. „Armia potrzebuje matek, ale nie tych karmiących”, orzekł kiedyś przełożony wspomnianej medyczki. Efekty? W WP kobiety stanowią raptem 8% personelu, co lokuje nas w ogonie natowskich armii. Na czele sojuszniczej stawki stoją Węgrzy – w ich siłach zbrojnych jest aż 20% kobiet. Kolejne lokaty zajmują Grecy (19%), Amerykanie (17%) oraz Francuzi, Kanadyjczycy, Bułgarzy i Łotysze (16%). Zestawienie zamykają, licząc od dołu, Turcy (ledwie 0,3%), Włosi i Czarnogórcy (6%) oraz Polacy. Wyżej od nas są m.in. Brytyjczycy (11%), Niemcy (12%) i Czesi (13%). W liczbach rzeczywistych sprawy mają się nieco inaczej. 9373 (dane na koniec 2021 r.) służące zawodowo Polki to więcej niż wszystkie żołnierki z Łotwy, Litwy i Czarnogóry razem wzięte. Ale poziom feminizacji struktur sił zbrojnych należy mierzyć w odniesieniu do potencjału konkretnych armii, więc żadne statystyczne hocki-klocki nie zmienią faktu, że Polsce bliżej do Turcji niż do Węgier czy USA, o będącym poza NATO Izraelu, gdzie służba kobiet jest obowiązkowa, a każdego roku do koszar trafia 15 tys. pań poborowych, nie wspominając. A w Turcji, mimo dekad modernizacji zainicjowanej przez Atatürka (wyhamowanej przez obecnego prezydenta), religijny konserwatyzm redukujący role kobiet do funkcji reprodukcyjnych wciąż ma się dobrze. Konserwatyzm środowiska Oczywiście mogłoby być gorzej. W Polsce nie doczekaliśmy się jeszcze kobiety generała w służbie czynnej. Mamy za to 43 panie (stan na koniec 2021 r.) w stopniu podpułkownika i pułkownika. W Indiach tymczasem – z ich czwartą armią świata (1,3 mln żołnierzy) – jeszcze niedawno rząd próbował zakazać kobietom zdobywania szarż pułkowników i generałów. Większość żołnierzy mężczyzn wywodzi się z małych, tradycyjnych społeczności i „nie są oni mentalnie przygotowani, aby zaakceptować kobietę dowódcę”, argumentowały indyjskie władze. Sąd Najwyższy odrzucił to stanowisko, jednocześnie znosząc ograniczenie czasowe nałożone na kobiety. Wcześniej mogły one służyć tylko 14 lat, dziś górnego limitu już nie ma.
Tagi:
Armia, Atatürk, Bułgaria, cywile, Czarnogóra, feminizm, Francjaa, geopolityka, Grecja, kobiety, kobiety w armii, konflikty zbrojne, Łotwa, MON, NATO, Rosja, totalitaryzm, Turcja, USA, Władimir Putin, Włochy, wojna rosyjsko-ukraińska, wojna w Afganistanie, wojna w Iraku, Wojska Obrony Terytorialnej, wojsko, Wojsko Polskie, Wołodymyr Zełenski, zbrodnie przeciwko ludzkości, zbrodnie wojenne, żołnierki, żołnierze, żołnierze ochotnicy