Wymachując mieczem obrony różnorodności kulturalnej, Francuzi dbają przede wszystkim o własne interesy Już wkrótce na polskie ekrany wejdzie ostatni krzyk mody retro z zakresu filmowej animacji – „Asterix i Wikingowie”, kolejna ekranizacja przygód Asteriksa i Obeliksa, bohaterów słynnego komiksu autorstwa Gościnnego i Uderza. Bohaterów symbolizujących galijskiego ducha oporu wobec inwazji najeźdźcy – filmowych Wikingów czy realnych Amerykanów. Pojawienie się w polskich kinach kolejnego już w tym roku filmu francuskiego może być punktem wyjściowym do dyskusji o stanie francuskiej kinematografii czy – szerzej – francuskiej kultury. Kultura to… kuchnia Sondaże są zaskakujące: 65% Francuzów uważa, że ich kultura jest zagrożona… niewielkim zainteresowaniem samych Francuzów i brakiem wystarczającego, budżetowego poparcia ze strony państwowych decydentów. Zdecydowana większość pytanych (70%) nie wie, co znaczy osławiony koncept „francuskiego wyjątku kulturalnego” i tylko jedna trzecia (27%) podpisuje się pod polityką wyłączenia kultury z reguł handlu międzynarodowego. Sondaż doskonale ilustruje rozdwojenie francuskiej jaźni na priorytety parysko-ministerialne i codzienność prowincjonalną. Statystyczny mieszkaniec ojczyzny Moliera rzadko odwiedza teatr lub operę, dumny jest za to z historii narodu i rodzinnego regionu, z wielką pieczą odnosi się do zabytków, celebruje tradycje kulinarne i chociaż nie czyta zbyt wiele, z szacunkiem chyli głowę przed nazwiskami literatury. Jego pasją są lokalne festiwale kulturalne, spektakle historyczne odgrywane w zamkach siłami aktorów amatorów, targi staroci i promocja miejscowego rzemiosła. Lokalnej tożsamości kulturalnej broni się najpierw przed despotyzmem paryskich decydentów, a dopiero później przed natarciem „imperializmu kultury amerykańskiej”. Perspektywa paryska jest oczywiście trochę inna. Cenić trzeba różnorodność i bogactwo prowincji, będącej niezaprzeczalnym atutem turystycznym, prowadząc jednocześnie międzynarodową walkę w obronie wyjątku kulturalnego. Formuła ta zrodziła się na początku lat 90., podczas negocjacji na temat liberalizacji wymiany handlowej między Stanami Zjednoczonymi a Europą. Pod wpływem francuskim Unia Europejska odmówiła otwarcia konkurencji w określonych dziedzinach kultury. W ten sposób kino, radio, telewizja oraz usługi dotyczące bibliotek, muzeów czy archiwów nie zostały poddane regułom komercji, co pozwoliło na ochronę lokalnej produkcji artystycznej. Zobowiązania te odnoszą się przede wszystkim do filmu, ale również do programów telewizyjnych i dzieł muzycznych. Częściowa wygrana jest bezustannie zagrożona przez ofensywę amerykańską, domagającą się liberalizacji, szczególnie w dziedzinie nowych technik komunikacyjnych związanych m.in. z internetem. Rozwijający się błyskawicznie sektor komunikacyjny staje się nowym eldorado, dającym największe perspektywy rozwoju, zatrudnienia i zysków finansowych. Nic też dziwnego, że bitwa o wyjątek kulturalny nie tylko nie zamiera, ale przybiera na sile. Francja i jej poplecznicy wygrali symboliczną potyczkę – w UNESCO podpisano deklarację o różnorodności kulturalnej, będącą rozwinięciem tezy wyjątku kulturalnego na skalę światową. „(…) Różnorodność kulturalna jest dla gatunku ludzkiego tak samo ważna jak bioróżnorodność dla życia na Ziemi”, głosi deklaracja. „(…) Dobra i usługi kulturalne, jako nośniki tożsamości, wartości i sensu, nie powinny być uważane za szeregowe produkty konsumpcyjne”. Deklaracja UNESCO spotkała się z natychmiastowym sprzeciwem Stanów Zjednoczonych, które zagroziły organizacji obcięciem wkładu do budżetu. I dla koneserów, i pod publikę Wymachując mieczem obrony różnorodności kulturalnej, Francuzi dbają przede wszystkim o własne interesy – w kinach Paryża obejrzeć można mniej filmów europejskich niż w Warszawie. We Francji kręci się przeciętnie 200 filmów rocznie i statystyka dziesięciu ostatnich lat pokazuje, że o ile liczba francuskich produkcji rośnie, a liczba produkcji amerykańskich wzrasta jeszcze szybciej, to liczba filmów innych narodowości bezustannie spada. Funkcjonujący od lat system pomocy w sektorze kinematografii wspiera filmy autorskie i otwarcie komercyjne, dbając o jak największą różnorodność oferty. CNC (Narodowe Centrum Kinematografii) proponuje aż 23 rodzaje finansowych zastrzyków: od dofinansowania scenariusza lub muzyki filmowej przez produkcję i dystrybucję po pomoc w realizacji planu informatycznego. W rezultacie Francja jest jedynym krajem europejskim, w którym filmy narodowe zajmują prawie 40% rynku – we Włoszech 20%, w Niemczech 17%, a w Hiszpanii, pomimo filmów Almodóvara, 13%. Francuzi uważają, że ich system wspomagania filmowej produkcji jest najlepszy na świecie, to jednak
Tagi:
Grażyna Arata