Witkacy: Przeważnie Polak jest w pewnym sensie nieudany – mógłby być czymś całkiem innym prof. Janusz Degler– profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, autor wielu prac o Stanisławie Ignacym Witkiewiczu, przewodniczący komitetu redakcyjnego jego „Dzieł zebranych”, ukazujących się od 25 lat w Państwowym Instytucie Wydawniczym. Od „c” – alkohol, „co” – kokaina, „cryog” – cryogenina, „eu” – eukodal, „har” – harmina… po banalne „3 wódy i 2 pyfka”. To m.in. te zapiski, robione przez Witkacego na portretach, wykreowały jego mroczną legendę jako artysty narkomana i alkoholika. – Są dwie legendy Witkacego – ta mroczna, która ma początek jeszcze za jego życia i wiąże się z różnymi prowokacjami, naruszaniem tabu obyczajowych… Zresztą dość mocno sam się o nią starał. – Potwierdzeniem tego są wspomnienia wielu przyjaciół i znajomych, które przyczyniły się do utrwalenia legendy „wariata z Krupówek”, jak sam o sobie mówił. Legendy, zwłaszcza negatywne, mają zazwyczaj długi żywot i trudno z nimi walczyć. Przylgnęła do Witkacego opinia narkomana i próżno dowodzić, że nim nie był, aczkolwiek próbował narkotyków, o czym otwarcie pisał w książce o narkotykach wydanej w 1932 r. Nigdy jednak nie był w sidłach nałogu. Nieraz sięgał po kokainę, gdy miał depresję lub okres niemocy twórczej. W latach 1928-1930 eksperymentował z peyotlem, który wywołuje barwne wizje kolorystyczne i silne doznania psychiczne. Seanse peyotlowe odbywały się pod kontrolą dr. Teodora Białynickiego-Biruli i miały charakter eksperymentu psychologicznego. Sporządzane z nich sprawozdania wykorzystał w pracach badawczych profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego Stefan Szuman. Witkacemu narkotyki były potrzebne także w celach artystycznych, skoro wiele portretów wykonał pod ich wpływem. – Od romantyzmu wielu wybitnych twórców stale lub sporadycznie zażywało różne narkotyki, w celach leczniczych lub wspomagając siły twórcze. Byli to m.in. Walter Scott, George Byron, Karol Dickens, Juliusz Verne, Charles Baudelaire. Nie można tego oceniać z dzisiejszej perspektywy, kiedy narkomania jest zjawiskiem społecznym, trzeba uwzględniać kontekst historyczny. Wiele narkotyków było legalnie dostępnych – opium i kokaina do lat 30 ubiegłego wieku. Należał do nich także peyotl, który w formie pigułek produkował w paryskiej Sorbonie dr Alexandre Rouhier. Witkacy nawiązał z nim kontakt korespondencyjny i kilkakrotnie pocztą zamawiał pigułki. Dodajmy, że legenda Witkacego alkoholika jest równie fałszywa. Wprawdzie za kołnierz nie wylewał, bywało, że wracał do domu pijany, raz nawet przydarzyła mu się pięciodniówka. Po premierze „Metafizyki dwugłowego cielęcia”, którą przygotował Edmund Wierciński. – Bardzo dobry aktor i reżyser, który w kwietniu 1928 r. w poznańskim Teatrze Nowym wystawił ją, kierując się Witkacowską teorią Czystej Formy. Autor nie poznał własnej sztuki, po premierze upił się z aktorami i pił przez pięć dni, ale uważał, że powód całkowicie go usprawiedliwia. „Mimo całego braku megalomanii, co z całą uczciwością podkreślam, mam wrażenie, że doborem bzdur i kłamstw, jakie o mnie mówiono i mówi się jeszcze, nie każdy przeciętnie znany u nas człowiek poszczycić się może”, pisał w „Narkotykach”. Cóż, nic tak nie poprawia samopoczucia jak cudze grzechy. A przecież Witkacy to bardzo krytyczny obserwator społeczeństwa. – I to jest ta inna legenda Witkacego – jasna. Nie waham się nazwać go wychowawcą narodu. W latach 30. niemal zupełnie zaniechał twórczości literackiej. Co prawda, pisze pierwszą część powieści „Jedyne wyjście” i kończy „Szewców”, ale poświęca się filozofii i publicystyce. Nawiązuje współpracę z kilkoma czasopismami i ogłasza cykle artykułów, w których ukazuje wady i fobie polskiego społeczeństwa, piętnuje miałkość życia artystycznego i umysłowego, namawia wszystkich – zwłaszcza krytyków – do studiowania filozofii. Wygłasza odczyty o znaczeniu intelektualizmu w polskiej kulturze. Świadectwem tej kilkuletniej kampanii są teksty opublikowane przeze mnie w roku 1976 w tomie pod znamiennym tytułem „Bez kompromisu”, który w nieco zmienionej formie właśnie ukazał się w serii wydawniczej „Dzieła zebrane” Państwowego Instytutu Wydawniczego. „Przeważnie Polak jest w pewnym sensie nieudany – mógłby być czymś całkiem innym”, pisze w „Niemytych duszach”. – „Niemyte dusze” napisał w 1936 r. i były one dopełnieniem jego kampanii prasowej. Jak wyjaśnia podtytuł, jest to „studium psychologiczne nad kompleksem niższości (węzłowiskiem
Tagi:
Roman Wojciechowski