„Aurora” zbędna

„Aurora” zbędna

Setna rocznica wybuchu rewolucji październikowej. Jakże to dynamicznie i podniośle brzmi. 25 października 1917 r., strzały z „Aurory”, Pałac Zimowy… W rzeczywistości – pisze Richard Pipes – „ogromna większość ówczesnych mieszkańców Rosji nie miała pojęcia o tym, co się wydarzyło. Formalnie rady, które od lutego występowały jako siła współrządząca, przejęły całą władzę. Trudno to uznać za wydarzenie rewolucyjne, było to raczej logicznym rozszerzeniem zakresu »dwuwładzy« wprowadzonej w pierwszych dniach rewolucji lutowej. Oszustwo Trockiego, który zagarnięcie władzy przez bolszewików przedstawiał jako przekazanie władzy radom, zostało uwieńczone wspaniałym sukcesem”. Sam Trocki zachwyca się: „Rankiem (26 października – LS) rzucam się na dzienniki burżuazyjne i oportunistyczne. O rozpoczętem powstaniu ani słowa. Gazety tak wiele i tak zaciekle krzyczały o spodziewanym wystąpieniu uzbrojonych żołnierzy, o rzeziach, o nieuniknionych rzekach krwi, o przewrocie, że tego powstania, które nadeszło istotnie, po prostu nie zauważyły”. I dalej: „Spokój na ulicach lał miód na serca. Mieszkańcy wychodzili z domów (…), liczne sklepy zostały otwarte. Niektóre pozamykano, ale bardziej przez ostrożność niż z konieczności”. Późniejszy ambasador francuski kpt. Jacques Sadoul składa raport: „Ulice są całkowicie spokojne. Służby publiczne (tramwaje, telefony, telegraf, poczta, transport) nie przestały ani przez chwilę działać normalnie. Porządek jest zapewniony”. „Częścią oszustwa bolszewików – podsumowuje Pipes – było utrzymanie w tajemnicy socjalistycznego celu październikowego zamachu stanu: w pierwszym tygodniu nowego reżimu, który wówczas nie czuł się jeszcze mocno w siodle, ani jeden wydany oficjalny dokument nie zawierał słowa »socjalizm«. O tym, że była to rozmyślna praktyka, a nie przeoczenie, świadczyć może fakt, że w oryginalnym projekcie ogłoszonej 25 października proklamacji o obaleniu Rządu Tymczasowego Lenin napisał zdanie »Niech żyje socjalizm!«, ale potem się rozmyślił i wykreślił je”. Konsul francuski Fernand Grenard depeszował do Paryża: „Upadek Rządu Tymczasowego przyjęto niemal bez żalu. Ludność zareagowała na to wydarzenie z całkowitą obojętnością. (…) Wydawało się, że prostym ludziom było obojętne, kto jest u władzy, ponieważ i tak już nie mogło być gorzej”. Dopiero z upływem czasu, bardzo stopniowo, odkrywali Rosjanie, że gorzej może być zawsze. W początkach władzy bolszewików partia i państwo zachowały odrębną tożsamość, łącząc się nie instytucjonalnie, lecz kadrowo. Pozycja w rządzie zaczęła zależeć nie od kompetencji, ale od wierności bossom partii. „W tym układzie – pisze Pipes – bolszewicy podejmowali decyzje polityczne jako funkcjonariusze partii, a wcielali je w życie jako szefowie resortów państwowych, posługując się w tym celu biurokracją i służbami bezpieczeństwa. (…) Tego typu rządy miały jedyny precedens, niedoskonały i tylko częściowo zrealizowany, na którym Lenin do pewnego stopnia się wzorował: reżim jakobiński w rewolucyjnej Francji. Setki rozproszonych po całej Francji klubów jakobińskich nie były, ściśle mówiąc, partią, miały jednak wiele cech charakterystycznych partii: ich członkowie byli surowo kontrolowani i musieli przestrzegać zasad programu oraz głosować jednomyślnie, a ich centralnym kierownictwem krajowym był paryski Klub Jakobinów. (…) Od jesieni 1793 r. aż do zamachu termidoriańskiego kluby jakobinów – nie zlewając się formalnie z administracją – przechwyciły ster rządów, zmonopolizowały wszystkie urzędy wykonawcze… Gdyby jakobini dłużej utrzymali się u władzy, mogliby stworzyć prawdziwe państwo monopartyjne”. Wypisz wymaluj Nowogrodzka. Wspomniałem na wstępie o strzałach z „Aurory”, szturmie na Pałac Zimowy… Tak nas uczono w peerelowskich szkołach. Każda rewolucja chce zaistnieć poprzez wydarzenia koturnowe, kałuże krwi, ofiary bojowników, znicze na grobach. Tak więc przedstawiana była i być musiała ta, która była nie byle październikową, ale Wielką Socjalistyczną Rewolucją Październikową. Tymczasem uczy nas ona naprawdę czegoś zupełnie innego – jak organizować przewroty ustrojowe po cichutku, podstępnie, z ustami pełnymi słodkich słówek, wykorzystując naszą megalomanię. Obywatelowi zaś dać się obejrzeć wtedy dopiero, kiedy ręka już będzie w nocniku. I tę właśnie lekcję powinniśmy aktualnie przerobić i przemyśleć z wielką starannością i uwagą. Fiediukin twierdzi, że „inteligencja była jedyną grupą, która nie dała się omamić »brzęczącymi mieszkami«, a do złamania jej oporu bolszewicy potrzebowali miesięcy stosowania przemocy i pochlebstwa”. Ale u nas? U nas rządzi już przecież żoliborska inteligencja.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 40/2017

Kategorie: Felietony, Ludwik Stomma