Wpisy od Agnieszka Wolny-Hamkało
Oksy, my love
Starość ma swoje miny i grymasy. Swoje chusteczki do wilgotnych oczu, swoje nieśmiałe uśmiechy pełne koronek, sztywne siadanie, arystokratyczną ostrożność i tempo. Z wiekiem obrastamy w nowe gesty – te indywidualne, tylko nasze, i te uniwersalne, przypisane do wieku: skłony z łyżką do butów, prostowanie kręgosłupa, zmiana okularów z tych „do dali” na te „do bliży”, kiedy chcemy coś przeczytać. O ten oto gest poszerzyło się ostatnio moje emploi. Zobaczyłam w nim całe pokolenia moich babć, matek, ciotek zmieniających wspólnie
Królowe w paznokciarniach
Przyjemność zaglądania w cudze okna po zmierzchu stała się o wiele donioślejsza, kiedy wśród oświetlonych witryn pojawiły się gabinety kosmetyczne. Głównie paznokciarnie – odsłonięte jak na placu Pigalle, reklamujące same siebie skuteczniej niż obłędnie kolorowe banery. Nowocześnie urządzone gabinety, wyposażone w kosmiczne ruchome fotele, miseczki i mazie, oferują nie tylko relaunch paznokci, ale też kawę, wodę, słodycze i owoce, a także serdeczną rozmowę, lekcje łaciny i jazdę konną na lonży. Kilka z nich mijam
Żabsy
Miasto też potrafi pokazać się od dupy strony. Jakby nas chciało przestraszyć, wypchnąć na zewnątrz. Wyjeżdżasz w poniedziałek: słoneczne bulwary, uśmiechnięci ludzie, kwiaty w oknach pstrzą się i zielenią. Przyjeżdżasz we wtorek: mrok i mgła, pusto. Śmierdzi kurą, a droga tak się zawija, jakby chciała ciebie w siebie zawinąć. W taki właśnie wtorek przyjechałam do Gdyni: w powietrzu czuć było azot, mgła skracała ulice i chyba mewy zderzały się w powietrzu, bo kilka razy przylepiło mi się
Straszyk na blokowisku
To był dzień, w którym moja wydawczyni Ania Matysiak przysłała mi Poczteksem pomarańcze. Szłam po nie bardzo wcześnie, bo wybierałam się do Gliwic, gdzie miałam przeprowadzić lekcję na temat po.pol. (poezji polskiej). Pomarańcze były brzydkie i miały być brzydkie. Taki był na nie pomysł. Kiedy w pociągu jadłam jedną z nich – gapił się na mnie biały york. Jego pani była stateczna, za to on – gwałtowny jak wiewiórka – ugniatał łapkami haftowany obrus, którym stateczna pani przykryła swoje
Duch w płacie skroniowym
Za nami kilka wietrznych dni, które – oprócz bólu głowy – przyniosły globalne usprawiedliwienie dla po prostu wszystkiego. Kłótliwego nastroju, niecierpliwości, spóźnienia, nienapisania i nieposprzątania. Odmówienia, zerwania, serii wrogich esemesów, zakalca – i już czuję się jak ktoś, kto wycina z gazety słówka, żeby wykonać „zabawny” kolaż na czyjeś urodziny. Więc ups. Nadal wieje. Trochę mnie to usprawiedliwia. Oprócz demontażu emocji wiatr przynosi fabularne sny i coś jak wstydliwe tęsknotki,
Płytko wstrzyknięta pogarda
Najpierw lecą szyje, potem leci wszystko. I tedy siwi, wysuszeni lub obwiśli, wyższościowi, wyrachowani – bywa, że obnosimy się z dziwnie powszechną pogardą dla ostrzykanych. Kpimy wyniośle z nabrzmiałych warg glonojadów, war-obciągar i klonów. Superstarzy, superstare (retorycznie) – będziemy tymczasem złośliwie świecić nieostrzykanym przykładem z nieskalanego świata siwizny, zębizny, zmarszczyzny. Z godnością będziemy świecić, z wysoka. I nawet już nie pamiętamy, skąd nam do głowy przyszło, że stosowanie (lub nie) botoksu to ma być
Słonie w archiwach
Nawet ci, którzy oczyścili swoje mieszkania ze starych płyt DVD, bo pogodzili się z tym, że już nigdy ich nie odtworzą, mają na dnie szuflady skitrany woreczek lub dwa ze starymi biletami do metra, pocztówkami z wystaw malarstwa renesansowego lub wizytówkami typu najlepsze oprawki w mieście. Te nasze wypełnione pamiątkami worki, koperty, koszulki są jak kapsuły czasu, które uzupełnia się nie wiadomo po co i trzyma w schowku nie wiadomo dla kogo. Nie ma w nich wybitnych poematów, kompozycji muzycznych wartych ocalenia
Święto Trzech Królowych
Natalii, Ilonie, Ani Dziś święto Trzech Królowych – niosą sierść zamiast mirry, karmę zamiast kadzidła. U Natalii zawsze budzi mnie kot: świruje na metalowym stoliku, gdzie wieczorem odkładam kolczyki. Popycha je łapą i patrzy, co będzie. Sięgam do walizki po koszulę – pięć kotów tam śpi. Nie da się niczego wyjąć, walizka to najlepsze miejsce, żeby tam być, oprócz zmywarki. Wystarczy ją otworzyć, żeby dwa koty wskoczyły na miękkich łapach w głąb, za wysuniętą kratkę
Jak rozpoznać anioła?
Jak rozpoznać anioła? Pytanie wydaje się zasadne ze względu na okoliczności. A może jest zawsze zasadne, może na tym polega bajer? Bo wyobraźmy sobie – tak przegapić anioła. Trochę fuck-up, trochę wstyd. To jak minąć za rogiem miłość swojego życia. Ale jak rozpracować anioła? Trzeba mieć specyficzne cechy? Talenty? Być w ciąży? Bez nogi? Połknąć ósemkę? Głosować na Razem? Zatruć się azbestem? Poeta Andrzej Sosnowski wiedział, co jest ważne: „te wszystkie mechanizmy, półautomatyczne
Przegląd
Najlepiej przed świętami. Tuż po Czarnym Piątku, ale zanim zacznie się choinkowy chaos. Niektórzy robią to na wiosnę, ja raczej zimą: przegląd. Wymazy, mapy znamion, przestrzenie międzyzębowe, kamienie. W laboratorium pełna dyskrecja. Pani pyta o PESEL. – 79… – podaję, a ona aż podskakuje: – Ciszej! RODO! – mówi. Proszę tylko POKAZAĆ PESEL. Wyciągam więc dowód z portfela, a ona jeszcze głośniej: – Skąd wymaz? – Z… (tu szepczę dyskretnie). – Z czego?! – pani nie daje