Wpisy od Izabela O'Sullivan

Powrót na stronę główną
Psychologia Wywiady

Głos matki zawsze w głowie

Każdy z nas ma etapy w życiu, kiedy potrzebuje wsparcia, ale u ludzi o osobowości zależnej będzie to ciągła potrzeba.

Iwona Michalak-Jędrzejczak – psycholożka i certyfikowana psychoterapeutka

„Mam 40 lat i nadal słucham mamy”, „Zdanie matki jest dla mnie najważniejsze”, „Nie chcę sprawiać matce przykrości” – słyszałam od wielu kobiet w wieku między 30 a 65 lat. Część otwarcie prosi matkę o opinię, inne zastanawiają się w myślach, czy ich decyzja spotka się z jej aprobatą. Czy głos matki na zawsze zostaje nam w głowie?
– To nie musi być głos matki czy ojca, może też należeć do innych ważnych w naszym życiu osób. Głosy wewnętrzne mocno determinują schemat i styl naszego funkcjonowania. Ważna jest świadomość ich posiadania i umiejętność odpowiedzenia sobie na pytanie, kto jest autorem danych słów. Warto też zastanowić się, czy jako dorośli nadal chcemy traktować te głosy jako własne.

A co z tymi, którzy potrzebują taki głos doradczo-komentujący słyszeć z zewnątrz i ciągle pytają matkę o zdanie, bo w dorosłym życiu nie potrafią podejmować samodzielnych decyzji? Co oznacza pojęcie „osobowość zależna”?
– Osobowość zależna odnosi się do osób, u których można dostrzec tendencję do uzależniania od innych swoich decyzji, działań, a nawet myślenia. To, jak się definiują i jak traktują siebie, zależy od kogoś, drugi człowiek jest rodzajem lustra. I o ile przeglądanie się w takim lustrze może być wyrazem zdrowia psychicznego, bo często służy refleksji, o tyle w przypadku osobowości zależnej może być ubezwłasnowolniające. Takie osoby mogą mieć problem z podejmowaniem decyzji. Pozorną strefą komfortu jest dla nich ciągłe rozglądanie się i czekanie, żeby ktoś potwierdził, czy ich wybór jest słuszny. Każdy z nas ma etapy w życiu, w których potrzebuje wsparcia, natomiast u ludzi o osobowości zależnej będzie to ciągła potrzeba. Część z nich w pewnym momencie uświadamia sobie, że nie jest im z tym dobrze.

Czy to można zmienić?
– To każdy z nas jest autorem swojego życia i wszystko można zmienić, ale to zwykle długi proces. I przede wszystkim trzeba być uważnym na siebie. Pilnować, by nasze działania nie wynikały z tego, co ktoś nam podpowiada, tylko z naszej potrzeby.

Czy dobra jest tu metoda małych kroków, czyli zaczynanie od decyzji o mniejszej wadze, nim weźmiemy się za te o cięższym kalibrze?
– To bardzo dobry pomysł, pod warunkiem że jednostka sama podejmuje taką decyzję. Nie wtedy, gdy przyjaciółka, koleżanka czy psychoterapeuta mowie: „Zmień to” i ktoś na siłę to robi. Jeśli dane działanie nie jest uwewnętrznione, to i tak będzie związane z zewnątrzsterownością.

W wielu historiach pojawia się wątek dziecka walczącego o akceptację matki. Nie tylko w okresie dzieciństwa czy dojrzewania, ale też w dorosłym życiu. Czy to może być jedna z dróg do rozwinięcia się osobowości zależnej?
– To nie jest zero-jedynkowe. Nie można uznać, że jeśli ktoś zabiegał o akceptację rodzica, będzie osobowością zależną. Ale może to być ścieżka, która będzie prowadzić do takiej tendencji. Ryzyko jest wtedy szczególnie wysokie, gdy pojawia się nagroda. Wówczas ten schemat wygląda następująco: dążenie do akceptacji – podporządkowanie – uznanie przez rodzica, czyli nagroda. Dostajemy określony przekaz i tworzymy ścieżkę w mózgu: „To zachowanie powoduje, że mama jest zadowolona, że mnie kocha”.

Zastanawiam się, na ile ciągłe dążenie do akceptacji matki wpływa na to, że ktoś rozwija skłonność do perfekcjonizmu.
– Te wątki się ze sobą łączą. Dążenie do bycia idealnym bierze się stąd, że dziecko często dostaje komunikat: „Jesteś niewystarczający”. Próbuje więc zasłużyć na miłość. Czasem wymiarem tej miłości jest brak kary, a czasem lekkie muśnięcie, przytulenie, mały akt akceptacji. W opisanych historiach smutne jest to, że to tylko strzępy miłości. Ale dla tych dzieci, nastolatków i dorosłych   – w ich wymiarze – lepsze jest to niż nic. Perfekcjonizm może wynikać z tego, że ktoś ciągle się stara i szuka różnych ścieżek, żeby zadowolić matkę. Ale też z tego, że jeśli ciągle wszystko jest na wysokim C i raz, drugi, trzeci wpada pochwała, czyli pozorna gratyfikacja od rodzica (bo to miłość warunkowa), to wytwarza się wysoki standard. A wtedy dochodzi do sytuacji, w których dziecko uważa się za mądre tylko wtedy, gdy dostaje szóstkę, nie gdy sześć minus.

Dlaczego często jest tak, że wszystko kumuluje się na jednym dziecku? Mam na myśli sytuacje, w których np. są cztery siostry i trzy wyprowadzają się z domu, a jedna zostaje z matką. Czuje się w powinności o nią dbać, w jakimś stopniu poświęcić jej swoje życie. Dlaczego pada akurat na nią?

 

Izabela O’Sullivan, Matka. O pierwszej, najważniejszej i nie zawsze łatwej relacji, Sensus, Katowice 2024

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.