Wpisy od Marek Książek
Książek nie liczy się w sztukach
Księgarnie upadają, czytelnictwo kuleje, a nasze życie staje się duchowo uboższe
Jerzy Okuniewski – księgarz z 57-letnim stażem pracy, wiceprezes Książnicy Polskiej
Kilka miesięcy temu wysłał pan list otwarty do polityków i samorządowców, a także pismo do ówczesnego ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza. Alarmował pan w sprawie księgarń w Polsce, których byt jest zagrożony, co ma przełożenie na coraz niższy poziom czytelnictwa. Jest aż tak źle?
– Wprawdzie spotykam się z informacjami, że w Polsce istnieje od 1,6 tys. do 2,2 tys. księgarń, ale są to dane niewiarygodne, wręcz zafałszowane. Zależy bowiem, co się uważa za księgarnię – jeśli pomieszczenie, w którym są trzy regały na książki, a reszta to mydło i powidło, to mylimy pewne pojęcia. Jestem tradycjonalistą i dla mnie księgarnia to takie miejsce, w którym dwie trzecie średnich obrotów stanowi sprzedaż książek. A nasza firma ma w sumie 57 takich księgarń na terenie niemal całej Polski, w tym cztery w Warszawie, choć najwięcej na Warmii i Mazurach.
Wasze przedsiębiorstwo dominuje w regionie, ale są też inne placówki, gdzie sprzedaż książek jest tylko dodatkiem do innej działalności.
– Będąc w terenie, z zawodowej ciekawości odwiedzam takie punkty i np. w Lubawie, miasteczku z 11 tys. mieszkańców, zaszedłem do takiej niby-księgarni, a tam większość powierzchni zajmują zabawki i inne artykuły. Pytam sprzedawczynię, dlaczego tak mało książek. A ona, że ludzie nie kupują. Tymczasem w podobnym miasteczku, w Biskupcu, nasza księgarnia ma 35 regałów i obroty sięgające 1 mln zł rocznie. W ciągu ponad 25 lat nie było u nas spadku sprzedaży rok do roku, spadku dochodów, nastąpił jedynie niewielki spadek transakcji handlowych, czyli wystawiano mniej paragonów, co może być rezultatem zmian cywilizacyjnych. Ale to nie znaczy, że ludzie nie są zainteresowani zakupem książek. Przecież nasz udział w rynku sieciowych księgarń wynosi zaledwie 10%, a takie sieci jak Empik trzymają się mocno.
Jednak znana firma Matras została zlikwidowana.
– Ale oni mieli ponad 100 mln zł długu wobec dostawców i wydawców. Jak ktoś napisał, jechali lokomotywą napędzaną cudzym węglem. Dziś nie ma litości, nie płacisz, bankrutujesz.
Może to właśnie jest potwierdzenie tezy, że w Polsce czytelnictwo zanika? W Olsztynie też upadła prywatna księgarnia, a z Galerii Warmińskiej wycofał się Świat Książki.
– Prawda jest taka, że poziom czytelnictwa w Polsce ledwie przekracza 40%, a i tak ostatnio podniósł się o 9 pkt proc. (według raportu Biblioteki Narodowej w latach 2021 i 2022 czytelnictwo książek w Polsce utrzymywało się na poziomie 34% – przyp. red.). W zeszłym roku co najmniej jedną książkę przeczytało 43% Polaków. Z tego względu popadamy nawet w euforię, ale przy Czechach, gdzie czytelnictwo wynosi ponad 80%, jesteśmy w ogonie. Choć inne kraje europejskie również nie mają powodu do dumy, Polska powinna ogłosić alarm! Jeśli w Czechach statystycznie jedna księgarnia przypada na 16,5 tys. mieszkańców, to u nas na 28 tys. Różnica wyraźna.
Jakie więc muszą być warunki, by ten potencjał wykorzystać w większej części?
– Prowadzenie księgarni ma sens, jeśli jest to działalność rentowna, chociaż o to coraz trudniej. Zrobiłem nawet symulację, w której wyliczam, że jeśli w lokalu 100-metrowym stworzy się dobre warunki ekspozycyjne i handlowe, a ma się w miarę szeroką ofertę sprzedaży, to przy dwóch etatach można uzyskać ok. 1 mln zł obrotu rocznie.
Wiktor Marek Leyk z Nagrodą Panasa
Po raz czwarty w salach zamku Kapituły Warmińskiej w Olsztynie odbyła się uroczystość wręczenia Nagrody im. Henryka Panasa. Statuetkę z wizerunkiem patrona, w rocznicę jego śmierci, otrzymał Wiktor Marek Leyk.
Laureat pochodzi ze znanego mazurskiego, patriotycznego rodu, dał się poznać jako propagator ruchu ekumenicznego, działacz samorządowy i dziennikarz – na przełomie wieków zamieścił w „Gazecie Olsztyńskiej” 420 felietonów! Publikował także w innych tytułach, takich jak „Tygodnik Powszechny” czy „Warmia i Mazury”. W ostatnich latach opublikował obszerny zbiór felietonów, a także monografię Polskiej YMCA – organizację tę odtwarzał jako poseł na Sejm na początku transformacji ustrojowej. Jego najnowsza wydana książka to „Trzydzieści lat z mniejszościami”, jako że w samorządzie wojewódzkim zajmował się m.in. mniejszościami narodowymi i etnicznymi.
Nagrodę Panasa ustanowiły olsztyńskie oddziały Stowarzyszenia Dziennikarzy RP i Związku Literatów Polskich. W trzech poprzednich edycjach otrzymali ją: Krzysztof Daukszewicz, urodzony na Warmii poeta, felietonista, bard i satyryk; Aleksander Kwaśniewski, w latach 80. redaktor naczelny „ITD” i „Sztandaru Młodych”, twórca pierwszego w Polsce pisma komputerowego „Bajtek”, latem mieszkający w swoim domu na zachodnich Mazurach; Wacław Radziwinowicz, wieloletni korespondent „Gazety Wyborczej” w Moskwie, założyciel oddziału „GW” w Olsztynie, autor kilku książek o Rosji. W tegorocznej edycji kapituła pod przewodnictwem Jerzego Domańskiego, prezesa centrali SDRP, i Marka Wawrzkiewicza, prezesa ZLP, przyznała nagrodę Wiktorowi Markowi Leykowi, a wręczał ją marszałek województwa Marcin Kuchciński (objął honorowy patronat nad przedsięwzięciem) wraz z synem pisarza Jackiem. Chwilę wcześniej dowcipną laudację wygłosił przyjaciel laureata Krzysztof Daukszewicz. Wiele ciepłych słów dodali Jerzy Domański, prezydent Olsztyna Robert Szewczyk, senator Ewa Kaliszuk (wcześniej wiceprezydent Olsztyna), senator Gustaw Marek Brzezin (poprzedni marszałek województwa) i Wacław Radziwinowicz, odczytano też listy gratulacyjne od Marka Wawrzkiewicza i Aleksandra Kwaśniewskiego. Galę prowadzili Katarzyna Leśniowska i Piotr Burczyk.
Henryk Panas (1912-1985) to jeden z najwybitniejszych pisarzy olsztyńskich, który sławę w kraju i na świecie zdobył powieścią „Według Judasza. Apokryf”. Jego debiutem prozatorskim był tomik „Bóg, wilki i ludzie”, poruszający m.in. trudne tematy integracyjne w byłych Prusach Wschodnich. Niebawem Panas stał się czołowym pisarzem regionu i autorytetem dla miejscowych twórców. Zmarł 11 września 1985 r. W Olsztynie ma ulicę swego imienia. Jego syn Jacek Panas i wnuk Maciej Wilczek również są dziennikarzami, a jednocześnie wydają napisane przez siebie książki.
Sąd nie jest twierdzą (cd.)
Sprawozdawczyni sądowa Helena Kowalik opisała, jak sądy zamykają się przed mediami (PRZEGLĄD nr 26/2024). Oto kolejny głos w tej sprawie.
Kiedy dostałem w spadku dom pod Warszawą i spytałem notariusza, czy będę mógł go szybko sprzedać, ten bardzo się zdziwił: „Chce pan sprzedać? A myślałem, że przeprowadzi się pan do Warszawy”. Nie miałem takiego zamiaru, bo mocno wrosłem w pejzaż olsztyński. I całe szczęście, bo jako dziennikarz dosyć często goszczący w sądzie byłbym narażony na uciążliwości, o których pisała Helena Kowalik, a potem jej koleżanki po fachu, które mogę określić jako reporterki sądowe.
W tekstach pod wspólnym tytułem „Sąd nie jest twierdzą” widać warszawocentryzm, choć przecież wymiar sprawiedliwości działa w całej Polsce. Aż mi żal koleżanek, że ciągle potykają się o takie przeszkody, ale – być może – jest to specyfika właśnie sądów warszawskich. Tymczasem w Olsztynie, niedużym mieście wojewódzkim, sprawozdawcy sądowi czy w ogóle dziennikarze, nie mają takich kłopotów. Regularnie dostaję mejlem od rzecznika sądu okręgowego comiesięczny newsletter oraz – czasami codziennie – komunikaty o bieżących sprawach, przeważnie tych, które mogą zainteresować czytelników, słuchaczy i telewidzów.
Są wśród nich tak głośne jak – w przeszłości – seksafera w olsztyńskim ratuszu czy aktualnie toczący się proces adwokata, który w wypadku drogowym zabił dwie kobiety i potem tłumaczył w mediach społecznościowych, że ofiary poruszały się „trumną na kółkach”. Pierwsza rozprawa zgromadziła tłum reporterów, druga już mniej, a potem, wobec postępującej przewlekłości procesu (wiadomo, oskarżonym jest prawnik) już tylko najbardziej wytrwali zasiadali w ławach dla publiczności. Nie zauważyłem, aby obsługa sądowa ograniczała komuś wejście na salę czy zabroniła fotografować lub filmować proces. Rzecz w tym, że ta sprawa zeszła z pierwszych stron gazet i straciła walor medialny.
Uważam, że przesiadywanie w sądzie to strata czasu, choć oczywiście dobrze jest spojrzeć w oczy przestępcy i posłuchać opowieści ofiar bandyty, złodzieja, naciągacza. Ale w kolejnych odsłonach zamiast „mięsa” mamy do czynienia z nudną procedurą sądową, zeznaniami świadków, którzy zapominają, co mogliby w sprawie powiedzieć, więc sąd monotonnie odczytuje ich zeznania ze śledztwa. Dlatego bardziej ekonomiczne i korzystne z punktu widzenia dziennikarskiego jest przejrzenie, już po wyroku, całości akt sądowych, w których jest dosłownie wszystko! Począwszy od zawiadomienia o przestępstwie, notatki policyjnej, gorących, a więc zwykle zgodnych z prawdą, zeznań świadków, na wyjaśnieniach podejrzanego skończywszy. Co często decyduje o postawieniu go w stan oskarżenia.
Autor współpracuje z tygodnikiem „Przegląd” i magazynem kryminalnym „Detektyw”
Dzikie pola polskiego filmu
Filmowcy wiedzą, jakie scenariusze przejdą, i próbują trafić w oczekiwania władzy, jednocześnie stosując autocenzurę i idąc na ustępstwa.
Janusz Kijowski – reżyser filmowy
Niedawno zamieściłeś na Facebooku wpis, że właśnie postawiłeś ostatnią kropkę w scenariuszu o losach Andrzeja Szalawskiego, wspaniałego aktora, jednocześnie nieszczęśliwego człowieka, ale i tak nie nakręcisz tego filmu. Internauci, w tym Feliks Falk, nie mogli zrozumieć, o co właściwie chodzi.
– Zacznijmy od tego, kiedy o tym rozmawiamy – w momencie, gdy nie mamy ministra kultury, bo właśnie podał się do dymisji, nie mamy dyrektora Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, bo został wyrzucony, a nie wiadomo, kto będzie następny. Nawet Stowarzyszenie Filmowców Polskich, które wydawało się ostoją spokoju i zdrowego rozsądku, jest na skraju rozpadu, bo hordy puczystów postanowiły wyeliminować Jacka Bromskiego, który SFP postawił na nogi. W ogóle jesteśmy na „dzikich polach”, jeśli chodzi o kulturę.
Przywołujesz Sienkiewicza?
– Raczej prawnuka autora Trylogii. Minister Bartłomiej Sienkiewicz, na którego bardzo liczyłem, nie okazał się ani Skrzetuskim, ani Kmicicem, ani Wołodyjowskim, a raczej Ketlingiem, żołnierzem zaciężnym…
…który chce wyjechać do Brukseli?
– Po wykonaniu zadania, czyli zajęciu Zbaraża na placu Powstańców Warszawy, postanowił udać się na inne fronty. Dlatego tak napisałem na FB, trochę prześmiewczo, że nie zrobię tego filmu, tak jak poprzednich, a mam już pokaźny zbiór swoich scenariuszy, które mógłbym wydać w formie opasłego tomu jako przykład filmów, których polscy kinomani nie zobaczą. Chociaż na każdym z tych scenariuszy bardzo mi zależy, ponieważ włożyłem w nie swoją duszę i wszystkie umiejętności.
Możesz przypomnieć, jakie podjąłeś w nich tematy?
– Nie chcę, żeby to wyglądało, że się skarżę, ale to ty jako dziennikarz PRZEGLĄDU poprosiłeś mnie o rozmowę.
Zgadza się, dlatego pytam o to bez żadnych podtekstów.
– Zaczęło się od takiego scenariusza, nad którym pracowałem ze 20 lat i który niebanalnie zwie się „Marzec 1968”…
Wspominałeś o nim niemal 13 lat temu w naszej rozmowie „Ciągle kręcę ten sam film” (PRZEGLĄD, 11.09.2011). On już wtedy leżał w szufladzie.
– To jest scenariusz o moim pokoleniu, pokoleniu wariatów, którym wydawało się, że można dokonać rzeczy niemożliwych, tak jak buntownicy paryscy pisali w tamtejszym metrze. Nam też się wydawało, że możemy jako studenci w 1968 r. obalić ustrój i wprowadzić nowy ład. Jako student II roku historii sztuki Uniwersytetu Warszawskiego brałem udział „w czynnym przyjmowaniu milicyjnych pał na swoje plecy”. Powiedziałbym, że były to pały formacyjne, czyli te, które ukształtowały naszą formację. Wiedziałem już, po której stronie jest zło, a po której dobro, co mi pozwoliło dokonywać wyborów przez resztę życia.
I nie zrealizowałeś tego scenariusza w nowej rzeczywistości?
– Czekałem na ten moment, poprawiałem scenariusz, cyzelowałem, a kiedy przyszła ta wolna Polska, pomyślałem sobie, że teraz już taki film nakręcę. Okazało się, że to po prostu niemożliwe.
Legenda kontra pewna przyszłość
W Olsztynie do gry o fotel prezydenta wrócił Czesław Jerzy Małkowski. W drugiej turze zmierzy się z Robertem Szewczykiem z PO Historia byłego prezydenta Olsztyna, który dał się poznać w kraju jako bohater „seksafery w ratuszu”, zatacza koło. Może się zdarzyć, że uniewinniony od zarzutów gwałtu na ciężarnej urzędniczce i molestowania innych kobiet Małkowski znów zostanie gospodarzem miasta. Skandal wybuchł na początku 2008 r. i prezydent został w kajdankach wyprowadzony z ratusza, odsiedział kilka miesięcy w areszcie, a sąd pierwszej
Literacka sztuka terapii
Sztuka może uzdrawiać i nadawać nowy sens życiu – to przesłanie projektu olsztyńskiej psycholożki i miejscowych literatów Od dawna wiadomo, że uprawianie sztuki przez ludzi chorych, w tym pogrążonych w depresji, może mieć dla nich zbawienny skutek. Wystarczy wspomnieć wybitną artystkę meksykańską Fridę Kahlo, która po groźnym wypadku, przykuta do łóżka, malowała, patrząc w lustro – głównie autoportrety. Ale jest i odwrotna droga – ludzie zdrowi mogą swoją twórczością łagodzić ból cierpiących, poprawiać im samopoczucie,
Sąd na kościelnym polu
Wojewódzki Sąd Administracyjny w Olsztynie sprzeciwił się budowie hotelu w Rybakach nad Jeziorem Łańskim, potwierdzając tym racje obrońców przyrody Prawie rok temu obrońcy przyrody skupieni w Stowarzyszeniu Łańskie Cud Natury złożyli do wojewódzkiego sądu administracyjnego skargę na wspólną inwestycję archidiecezji warmińskiej i prywatnego dewelopera. Protestujący argumentowali, że miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego w obrębie miejscowości Rybaki nad Jeziorem Łańskim jest sprzeczny z prawem, bo naruszy chroniony obszar przyrodniczy. Według nich potężny kompleks hotelowy
Upadek mitu Lidii Staroń
Przedstawiająca się jako obrończyni uciśnionych gwiazda programu Jaworowicz przepadła z kretesem w wyborach do Senatu Przyznaję ze wstydem, że nie wierzyłem w możliwość przegranej Lidii Staroń. Niecały miesiąc temu tak oceniałem sytuację: „W Olsztynie chyba nikt nie ma wątpliwości, że trzeci raz z rzędu mandat senatorski w okręgu nr 86 przypadnie Lidii Staroń, kandydatce niezależnej, skutecznej i wiarygodnej, jak wypisała na swojej ulotce wyborczej”. I oto właśnie w Olsztynie Lidia Staroń przepadła z kretesem! Dostała prawie dwa razy mniej
Prawda wyszła na jaw
Ponad rok trwała batalia o przywrócenie szefa związku zawodowego Prawda do pracy na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim Wygranym jest Andrzej Adamowicz, człowiek waleczny i uparty, nie tylko na polu związkowym, bo był kiedyś policjantem, potem zaś redaktorem gminnej gazety „Echo Purdy”, toczącym w poprzedniej kadencji boje z wójtem, a później z szefową rady gminy – pisaliśmy o tym w tekście „Medialne wojny na dole” (PRZEGLĄD nr 31/2018). Po przejściu na policyjną emeryturę zaczął zarabiać na chleb na UWM, od 2007 r. jako komendant zmiany
W Polsce jest miejsce dla każdego
Z wykształcenia socjolog, jest bojowniczką o prawa kobiet i osób LGBT+, współzałożycielką Kongresu Świeckości walczącą o rozdział Kościoła od państwa. – Kiedy pojawiam się przy mojej furgonetce, właściwie takim ruchomym banerze z hasłem „Świeckie państwo”, natychmiast podchodzą osoby w różnym wieku i pytają, gdzie mają podpisać. Tak duże jest zainteresowanie tymi sprawami, niezależnie od tego, czy to duże miasto jak Olsztyn, czy też wioska w powiecie gołdapskim – wyznała Bożena Przyłuska na spotkaniu z członkami oddziału Stowarzyszenia